Parafianowicz: Rosja wywołała wojnę i musi za to zapłacić. Leży to w interesie Polski

Fot. PAP/EPA/SERGEI ILNITSKY

O szansach Ukrainy na wygranie wojny i sprzecznych nurtach, jakie reprezentują różne państwa Zachodu w sprawie polityki wobec Rosji mówi Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz, ekspert w dziedzinie Europy Wschodniej, autor książki „Prywatne armie świata. Czyli jak wyglądają współczesne konflikty”.

Pułk „Azow” wraz z 36. Samodzielną Brygadą Piechoty Morskiej były ostatnim punktem ukraińskiego oporu w Mariupolu, mieście portowym na południowym wschodzie Ukrainy. Po komunikacie Sztabu Generalnego armii Ukrainy o tym, że dowódcy obrońców miasta powinni zakończyć swoje działania i ocalić życie żołnierzy, broniący Mariupola od zeszłego tygodnia oddają się w ręce Rosjan.

Dla Rosji ważna jest przeszłość pułku „Azow”, których część bojowników była zadeklarowanymi neonazistami.

DEON.PL POLECA

- Propaganda rosyjska potrzebuje ikon, symboli (jakim jest pułk „Azow” – przyp. red.). Nie chodzi o to, ile prawdy kryje się za domniemanym neonazizmem formacji paramilitarnych na Ukrainie, tylko o wizerunek, o stworzenie pewnego poglądu w tej sprawie. Stąd też taki silny przekaz ze strony Rosjan – mówi mówi Zbigniew Parafianowicz.

Do pewnego momentu pułk „Azow” miał w swoich szeregach ludzi, którzy nie kryli sympatii neonazistowskich.

- Gdy jednak przestał być batalionem ochotniczym i trafił pod skrzydła ukraińskiego MSW, konkretnie do struktur Gwardii Narodowej, Amerykanie, którzy w dużej mierze tą Gwardię Narodową tworzyli i wspierali, zażądali oczyszczenia z szeregów ludzi, mogących kompromitować pułk.

- Po odejściu szefa MSW Ukrainy Arsena Awakowa, który starał się wykorzystywać te organizacje prawicowe po to, żeby uprawiać politykę, pułk „Azow” stał się zupełnie inną formacją. W tej chwili powiedzenie o nim, że jest to pułk z elementami neonazistowskimi jest nieprawdziwe.

Zbigniew Parafianowicz, autor książki "Prywatne armie świata. Czyli jak wyglądają współczesne konflikty"

- 2019 rok, moment kiedy Zełenski przejmuje władzę na Ukrainie to koniec „Azowa” jaki znamy z przekazów medialnych. Nie można jednak abstrahować od tego, że ten epizod skrajnie prawicowy w „Azowie” był – tłumaczy Zbigniew Parafianowicz.

- Gdy postawiono tamę nurtom skrajnym w „Azowie”, zaczęto tą jednostkę profesjonalizować. Pułk „Azow” bronił Mariupola bardzo długo, czym dowiódł swojej wartości bojowej. Natomiast trzeba pamiętać, że Kombinatu Azowstal (zakładu metalurgicznego w Mariupolu – przyp. red.) broniła także 36. Brygada piechoty morskiej, nie tylko pułk „Azow”.

Co czeka obrońców Mariupola?

- Niewykluczone, że Rosjanie pokuszą się o proces pokazowy dla „azowców”, będą chcieli urządzić cyrk propagandowy wokół tego. Spodziewałbym się próby złamania ich w procesie sądowym i podjęcia takiego działania, żeby ich skompromitować – mówi Zbigniew Parafianowicz.

- Najważniejsze jest jednak, że bojownicy pułku „Azow” żyją. To jest kluczowe. Bardzo wyraźnie widać w tle proces dyplomatyczny pomiędzy Ukraińcami a Rosjanami, w kierunku wymiany jeńców.

Ukraina wciąż walczy. Czy jest możliwa wygrana z Rosją?

Tej wojny póki co nikt nie wygrywa, ani Ukraińcy ani Rosjanie. Ukraina w tej chwili jest odcięta od morza zarówno Czarnego, jak i Azowskiego.

- To duża strata jeśli chodzi o funkcjonowanie państwa. Tym bardziej, że Ukraina jest państwem eksportującym produkty rolne poprzez porty morskie.

- Odzyskanie tych terytoriów byłoby możliwe, jeśli na Kremlu doszłoby do zmiany władzy i objąłby ją polityk chętny do rozmów z Ukrainą i Zachodem. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak wysokie jest prawdopodobieństwo takiego wariantu i czy w ogóle jest to możliwe – twierdzi ekspert.

- Nie rozumiem dlaczego przyjmuje się, że zmiana władzy na Kremlu miałaby być na lepsze. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że władzę przejmuje Nikołaj Patruszew (Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej – przyp. red.) czy Siergiej Szojgu (Minister obrony Federacji Rosyjskiej – przyp. red.) i to nie byliby wcale lepsi przywódcy niż Putin, tylko kolejni twardogłowi mający inną wizję prowadzenia wojny z Ukrainą i Zachodem.

- Zwycięstwo Ukrainy w rozumieniu afgańskim, czyli doprowadzenie do zamęczenia Rosjan na terytorium Ukrainy - w jakimś stopniu można sobie wyobrazić. To jest wariant długiej wojny, po której Rosja decyduje, że jej koszty są zbyt wysokie i musi się wycofać. Pytanie tylko, czy musiałoby się to wiązać z oddaniem jakiś znacznych terytoriów na Donbasie czy na południu Ukrainy. Tego nie wiem – mówi Zbigniew Parafianowicz.

Niektóre kraje Europy zachodniej chcą uniknąć porażki Rosji, aby nie doprowadzić do dalszych problemów politycznych. Co to dla Ukrainy oznacza?

Jest niebezpieczny pogląd, szczególnie we Francji, który zakłada, że trzeba Rosję zrozumieć, nie można jej upokorzyć. To nie jest ten moment, żeby tak myśleć. To bardzo niebezpieczne.

Są dwa nurty: jeden reprezentują politycy, którzy nie chcą nadmiernego uderzenia w Rosję, a drugi to nurt Blinken-Austin (Antony Blinken - Sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych, Lloyd Austin - Sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – przyp. red.), który chce jak najbardziej Rosję osłabić – tłumaczy ekspert w dziedzinie Europy Wschodniej.

- W interesie Polski jest to, żeby wygrał nurt Blinken-Austin. To nie Zachód wywołał wojnę z Ukrainą, ani Ukraina nie zaatakowała Rosji, tylko ona sama jest architektem tego całego zamieszania. Musi zapłacić za to cenę.

- Wszelkie nawoływania do deeskalacji w formie „macronowskiej” są niebezpieczne dla świata, Polski i odbędą się kosztem Ukrainy, dlatego trzeba je odrzucić. Jeśli Rosja wywołała wojnę to musi za to zapłacić – mówi Zbigniew Parafianowicz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parafianowicz: Rosja wywołała wojnę i musi za to zapłacić. Leży to w interesie Polski
Komentarze (1)
KP
~katolik pomniejszego płazu
23 maja 2022, 15:40
no wiadomo, neonaziści to tylko w ONR