Parytety. Sprawiedliwość czy obraza kobiet?

Zwolennicy parytetu twierdzą, że likwiduje on dotychczasowe przywileje mężczyzn wynikające z płci i tradycji (fot. waving at you/flickr.com)
Piotr Żyłka / DEON.pl

Sprawa parytetów spolaryzowała społeczeństwo na zwolenników i przeciwników tego rozwiązania w sposób niebanalny. I tak mamy mężczyzn, zbierających podpisy pod projektem ustawy, i kobiety, które przeciwko temu rozwiązaniu zdecydowanie protestują.

Wszystko zaczęło się od ubiegłorocznego Kongresu Kobiet. To wtedy – jak twierdzi Henryka Bochniarz – kobiety dostrzegły, że 20 lat polska sfera publiczna jest sukcesywnie „zawłaszczana przez mężczyzn” i że przyszedł czas, by to zmienić.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Środowiska związane z Kongresem przygotowały projekt ustawy o parytetach i lawina ruszyła. Parytety stały się przedmiotem dyskusji polityków, publicystów, działaczy społecznych i środowisk naukowych. Temat spolaryzował społeczeństwo. Z jednej strony słyszymy o wyrównywaniu szans, sprawiedliwości społecznej i walce z dyskryminacją, z drugiej o centralnym planowaniu, inżynierii społecznej i o samo-deprecjonowaniu kobiet.

Obie strony przytaczają różne dane statystyczne, różnie interpretowane i – co w takiej sytuacji oczywiste – przedstawiają różne wnioski. Co z tego wynika?

Rozbić „męski układ” i pójść za zmianami

Projekt ustawy o parytetach zakłada zmianę ordynacji wyborczej – do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, na taką, która zapewniałaby nie mniejszą niż 50 procentową obecność kobiet na listach – mówi Bożena Wawrzewska, dyrektor Biura Kongresu Kobiet.

Kongres Kobiet przekonuje, że parytet na listach wyborczych sprawi, że w dyskursie publicznym pojawią się kwestie do tej pory marginalizowane, a bezpośrednio wpływające na sytuację kobiet w Polsce. - Sprawy takie jak: zdrowie reprodukcyjne, opieka okołoporodowa, przemoc, polityka prorodzinna, kwestie alimentów – obecnie spychane na dalszy plan – dzięki reprezentacji kobiet w strukturach rządowych i samorządowych mają szansę znaleźć się w głównym nurcie problemów politycznych – przekonuje Henryka Bochniarz, jedna ze współorganizatorek Kongresu.

Zwolennicy parytetu podkreślają, że nie jest to specjalna taryfa ulgowa dla kobiet. Twierdzą, że likwiduje on dotychczasowe przywileje mężczyzn wynikające z płci i tradycji.

Miłada Jędrysik przytacza na łamach „Gazety Wyborczej” wypowiedź szwedzkiej ekspertki Drude Dahlerup, która podkreślała na konferencji w Sejmie, iż z jej badań wyraźnie wynika, że kobiety są w polityce dyskryminowane. Dahlerup mówiła o politycznym "męskim układzie", zacementowanym przyjaźniami i zależnościami.

Teksty zamieszczone na oficjalnej stronie Kongresu wydają się potwierdzać opinię o zniekształcającym scenę polityczną w Polsce "męskim układzie". Są tam informacje o tym, że „to kobiety są lepiej wykształcone, bardziej odpowiedzialne, skupione na konkretnych problemach a nie na własnych ambicjach”, a mimo to ciągle przytłaczającą większość stanowisk we władzach państwowych zajmują mężczyźni.

Socjolożka Beata Łaciak w rozmowie z Aleksandrą Klich (również na łamach "Gazety Wyborczej") twierdzi, że problemem są zbyt konserwatywni politycy, którzy nie dostrzegają zmian zachodzących w obyczajowości społeczeństwa. W tym kontekście mówi o ewolucji stosunku do homoseksualistów. – Dzisiaj, dokonując coming outu w świecie rozrywki, można nawet liczyć na pochwałę, jak Tomasz Raczek i jego partner, zdobywcy tytułu Najpiękniejszej Pary magazynu "Gala" – zwraca uwagę. – A gdyby polityk ujawnił swoją homoseksualność? – pyta Aleksandra Klich. – Jestem przekonana, że wyborcy by to zaakceptowali. Ale nie sądzę, by któryś polityk się na to zdecydował. Nasi politycy są bardziej konserwatywni niż ich elektorat – odpowiedziała Łaciak.

Na tę samą kwestię zwróciła także uwagę inna uczestniczka parytetowej konferencji w Sejmie, szwedzka dziennikarka i dyplomatka Mika Larsson. Jak mówiła, nie może zroumieć, dlaczego w Polsce politycy są w tyle za społeczeństwem. Bo w Szwecji to sami politycy wyszli z propozycją parytetu w imię sprawiedliwszego społeczeństwa”.

Polskie kobiety to nie tylko feministki

Jednak nie wszystkim kobietom podoba się pomysł wprowadzenia parytetów. "Czy owe 50 procent wymyślono na podstawie założenia, że wszędzie jest nas, kobiet i mężczyzn, po połowie? Przecież to nieprawda, w różnych grupach demograficznych w zależności od wieku, zawodu, wykształcenia i miejsca zamieszkania jest nas raz nieco mniej, innym razem nieco więcej niż 50 procent. W Radzie Naukowej WAT i na Wydziale Pedagogiki owe 50 procent oznacza zupełnie inne rozwiązanie. Na jednym trzeba będzie zapewne ograniczyć liczbę kobiet, na drugim dokooptować je niezależnie od kompetencji, doświadczenia i dorobku. Po co?" – czytamy w liście otwartym na stronie parytety.pl.

 

List jest odpowiedzią na postulaty Kongresu Kobiet. Podpisały się pod nim kobiety, które uważają, że „nurt feministyczny, ani żaden inny nie jest jedynym głosem kobiet polskich i nie powinien rościć sobie praw do wypowiadania się w ich imieniu. Wśród sygnatariuszek listu znajdziemy m.in. Jadwigę Staniszkis i dr Barbarę Fedyszak-Radziejowską z PAN.

Przeciwniczki parytetów uważają, że równe prawa w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym oznaczają zarówno prawo do uczestnictwa, jak i do uchylenia się od obecności w różnych rolach społeczno-zawodowych, a wprowadzenie parytetu np. w radach naukowych, jak proponuje Kongres Kobiet, „jest dla kobiet obraźliwe, bowiem w istocie rzeczy kwestionuje ich możliwości intelektualne i zdolność do zajęcia miejsca w radach bez otrzymania dodatkowych punktów o pozamerytorycznym charakterze”.

Inicjatorki listu zaznaczają, że nieprawdą jest mówienie o zacofaniu obyczajowym Polski w stosunku do zachodu. Przypominają, że polskie kobiety nie musiały zaciekle walczyć z polskimi mężczyznami o równouprawnienie, tak jak kobiety w wielu europejskich państwach. „Dziedziczyły ziemię i majątki, a prawa wyborcze otrzymały już w 1918 roku, czyli wcześniej niż kobiety w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Francji, Szwajcarii. Historia sprawiła, że pełniły ważną rolę w przechowywaniu tożsamości narodowej i więzi społecznych”.

Sygnatariuszki listu twierdzą, że odgórnie narzucane, biurokratyczne dyrektywy nie rozwiążą problemu. Przyczyn niedoreprezentowania kobiet w różnych gremiach w życiu społecznym, politycznym czy naukowym doszukują się „w złej, dysfunkcjonalnej polityce rodzinnej państwa, w złych rozwiązaniach systemowych, w biedzie i niskich płacach, które sprawiają, że konieczny jest w Polsce podział ról rodzicielskich (praca–dom), by zmniejszyć maksymalnie koszty wychowywania dzieci”.

Kobiety to dopiero początek

Demokracja jest systemem, który ma to do siebie, że gdy wprowadzimy do niego nowy element nie pozostaje to nigdy bez konsekwencji dla funkcjonowania całego społeczeństwa. Pozornie mała, planowana jako jednorazowa zmiana potrafi szybko się poszerzać i pogłębiać.

W przypadku uchwalenia ustawy o parytetach dla kobiet może się okazać, że w krótkim czasie kolejne grupy społeczne zaczną się zgłaszać z żądaniem parytetów dla siebie.

Na tę kwestię zwraca uwagę publicystka Liliana Sonik: – Raz wprowadzonej logiki parytetów nie sposób powstrzymać inaczej niż arbitralnie. Przecież niedoreprezentowane w parlamencie są również grupy inne niż kobiety, np. ludzie starsi. Ani chybi zażądają parytetów działacze Partii Emerytów i Rencistów. W Sejmie jest emerytów mało, choć są chętni do polityki, doświadczeni i dysponują czasem. Porównajmy kondycję kobiet i seniorów, a okaże się, że sytuacja ludzi starszych jest nieporównywalnie trudniejsza: można mówić o dyskryminacji. Pogarda, ubóstwo i szwankująca opieka zdrowotna to realne problemy seniorów. Mają o co walczyć. Potrafią być aktywni i przy pomocy bliskich sobie mediów zbiorą 150 tys. podpisów szybciej niż Kongres Kobiet – pisze na łamach „Rzeczpospolitej” Sonik.

Tego samego mogą zażądać inne grupy. Na przykład młodzi: – Kłopoty z uzyskaniem miejsc na listach wyborczych mają też ludzie młodzi. Jeśli przyznamy kwoty jednej grupie, nie widzę argumentu, który usprawiedliwi odmowę gwarantowanych miejsc na listach dla innych grup. W demokracji parytetowej najistotniejszym kryterium stanie się przynależność do grupy, do której wrzuciło nas urodzenie lub los. A wtedy listy wyborcze będą musiały układać komputery. Mieliśmy różne demokracje przymiotnikowe: ateńską, szlachecką i dobrze nam znaną demokrację ludową. Demokracja parytetowa będzie demokracją algorytmu – zwraca uwagę publicystka.

Nie otwieraj drzwi, nie całuj w rękę

Środowiska walczące o parytety często powołują się na przykład skandynawski, gdzie nie tylko funkcjonuje system parytetów, ale środowiska feministyczne doprowadziły też do daleko posuniętych zmian społecznych. Mówiąc o tym, że parytety od dawna funkcjonują w krajach północnej Europy, nie mówią jednak o innych zmianach, do których tam doszło. O co chodzi? Słuszna co do celów walka z dyskryminowaniem kobiet, zawłaszczona niestety w dużym stopniu przez radykalne ruchy feministyczne, doprowadziła do przedziwnych, wręcz groteskowych przemian kulturowych. Na przykład w Szwecji przepuszczenie kobiety w drzwiach, bądź pocałowanie w rękę uznawane jest za obrazę i przejaw dyskryminacji.

Kobiety – Tak, parytety – Niekoniecznie

Nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że w Polsce nie ma problemu z równością uczestnictwa kobiet w sferze publicznej. Gołym okiem widać, że kobietom jest trudniej zaistnieć w świecie polityki czy nauki.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są jednak bardzo złożone i wymagają wielu poważnych zmian. Wydaje się jednak, że ustanowienie parytetów nie jest jednym z nich. Ich wprowadzenie może pomóc feministkom i różnym obecnym już w życiu publicznym aktywistkom znaleźć się w głównym nurcie polityki. Ale czy to rozwiąże problemy statystycznej Polki?

Obecna dyskusja o parytetach na razie koncentruje się na tej pierwszej kwesti, o pomysłach, w jak sposób można poprawić sytuację kobiet na razie słyszymy niewiele lub wcale.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parytety. Sprawiedliwość czy obraza kobiet?
Komentarze (25)
CP
CISZA PRZEDWYBORCZA
8 października 2011, 07:14
 
CW
CISZA WYNORCZA
8 października 2011, 07:14
Cisza wyborcza obowiązuje również w Internecie. - PKW uważa, że Internet jest jak prasa, a zatem wszystko co pojawiło się przed północą w piątek może pozostać, natomiast nie powinny być prowadzone formy agitacji już po północy – powiedział Kazimierz Czaplicki. "W okresie ciszy wyborczej tj. w okresie 24 godzin poprzedzających dzień wyborów i aż do chwili zakończenia głosowania zabronione jest prowadzenie agitacji wyborczej na rzecz kandydatów i list kandydatów w jakiejkolwiek formie. Publikacja na forum jakichkolwiek komentarzy mających charakter agitacji wyborczej może zostać uznana za naruszenie przepisów ordynacji wyborczej oraz stanowi czyn zagrożony karą grzywny w wysokości do 1 000 000 zł" (Art.86 i 87 oraz art. 219 i 220 Ordynacji wyborczej do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 12 kwietnia 2001 roku DZ.U. 2001 Nr 46 poz. 499 z późn. zm.)
W
wanda
8 października 2011, 03:27
Największą radość  i satysfakcję sprawia mi  jako kobiecie -sprzątanie bałaganu w celu przyrócenia ładu w pomieszczeniach,gdzie  wre życie.Przygotowywanie posiłków wg zamówienia -....Pranie i prasowanie/cudowny czas  ciszy i skupienia /
STANISŁAW SZCZEPANEK
5 lutego 2011, 20:20
"A Kopernik i tak była kobietą!"
S
swiecka
21 marca 2010, 20:22
II. Aby zaistnieć i osiągnąć zawodowy i finansowy sukces kobieta musi się upodobnić do mężczyzny. W tym również seksualnie a więc uprawiać szybki i ostry seks bez zobowiązań jako formę relaksu po pełnych napięcia i stresu business day. Nie wiem i przykro jest mi to mówić jako, że sama jestem kobietą ale może w jakiś sposób kobiety w nie dojrzały jeszcze do tego aby wywalczyć sobie prawa jakie im powinny przysługiwać właśnie jako kobietom. A może w głębszej psychologicznej warstwie występuje u nich syndrom ofiary, która chce się upodobnić do swojego opresora (bo to, że była przez wieki ofiarą systemu budowanego przez mężczyzn nie ulega wątpliwości) bo w jej umyśle stał się on symbolem siły i sukcesu. Tak czy inaczej ja nie chcę aby radykalny feminizm wyznaczał rolę jaką kobieta pełnić w społeczeństwie bo nie jest to rola, która uwzględnia naturalne zdolności kobiety i jej funkcji jako matki. Przy tym cały czas zaznaczam, że na polu równouprawnienia kobiet jest jeszcze wiele do zrobienia. Kwestionuję jedynie kierunek, w którym walka o prawa kobiet zmierza.
S
swiecka
21 marca 2010, 20:21
I. :) To prawda, że żadna kobieta nie zbudowała np. systemu filozoficznego, jest ich mało w naukach ścisłych, inżynieri czy polityce, etc. ... a dlaczego? bo wtedy , kiedy były budowane systemy filozoficzne, w starozytnej Grecji - kobieta była jak niewolnik- mówiące narzedzie. a poza tym przypominam o naszej wspaniałej Polce - Maria Curie-Skłodowska. Tak, to częściowo prawda chociaż tworzenie systemów filozoficznych to nie tylko czasy starożytnej Grecji. Było i jest bardzo wiele wybitnych kobiet w nauce, kulturze, sztuce czy teologii. I aby się znalezć w tym panteonie musiały dać z siebie bardzo dużo i zapłacić cenę dużo wiekszą niż mężczyzni. Na polu teologia/filozofia np. Simone Weil która wprost poraża mnie swoją głebią, w malarstwie Artemisia Gentileschi (barok) czy jak wspomniałaś Curie-Skłodowska. Nie będę wyliczać wszystkich bo jest ich niezmiernie dużo. Zdecydowanie jednak dziedziny i zawody, w których dominowały kobiety, i w których pokazywały swój geniusz nie były i nadal nie są doceniane przez społeczeństwo, któremu tak generalnie mężczyzna narzucił system wartości i rolę pomocniczą jaką ma spełniać a nie główną czy równorzędną. I w mojej krytyce radykalnego feminizmu to właśnie podkreślałam. To, że w ten punkt widzenia się wpisały. Tzn. aby mieć szacunek, pozycję i niezależność finansową muszą być jak mężczyzni. Pobrzękuje tutaj jakiś głęboko zakorzeniony i nie w pełny uświadomiony kompleks niższości. Poproszę zobaczyć nawet wizualnie w jaki sposób ubiera się business woman – toż to wersja męskiego attire. Garnitur wzorowany na męskim, skórzana teczka. Suknia, tradycyjny ubiór kobiety jako taka nie funkcjonuje w świecie biznesu.
:
:)
21 marca 2010, 13:14
III. To prawda, że żadna kobieta nie zbudowała np. systemu filozoficznego, jest ich mało w naukach ścisłych, inżynieri czy polityce, etc. ... a dlaczego? bo wtedy , kiedy były budowane systemy filozoficzne, w starozytnej Grecji - kobieta była jak niewolnik- mówiące narzedzie. a poza tym przypominam o naszej wspaniałej Polce - Maria Curie-Skłodowska
Grażyna Urbaniak
21 marca 2010, 12:52
Świecka - 99% świętej racji. Ten 1% - to wątpliwość czy musimy rezygnowac z kokieterii :)?
S
swiecka
21 marca 2010, 12:11
III. To prawda, że żadna kobieta nie zbudowała np. systemu filozoficznego, jest ich mało w naukach ścisłych, inżynieri czy polityce, etc. Ale kto zdecyduje o tym, że np. macierzyństwo, pielegniarstwo, czy edukacja poczatkowa nie są tak samo ważne jak filozofia, polityka czy inżynieria? Feministki nie walczą natomiast o wieksze uznanie dla zawodów tradycyjnie okupowanych przez kobiety aby im nadać wiekszy prestiż społeczny co przekładałoby sie na większe zarobki i poważanie ale zmuszaja kobiety i społeczeństwo do przejęcia perspektywy mężczyzny. Rzadko feministki odnoszą się do rzeczywistych potrzeb kobiet i nie wychodzą naprzeciw kobiecie-matce. Jedyny sposób w jaki adresują problem macierzynstwa to walka o legalizację aborcji. A nawiasem mówiąc to mnie zemdlilo jak zobaczyłam w telewizji delegacje kobiet z parlamentu, która wybrała się do Komorowskiego aby wyrazić swoje poparcie dla jego kandydarury. Rozanielone, infantylne panie adorujące swojego mężczyznę i śmiejące się z jego traktującego je jak kobieciątka właśnie wierszyka.  Czy wyobrażacie sobie Państwo odwrotną sytuację kiedy to „delegacja mężczyzn” przychodzi wyrazić kandydującej kobiecie swoje poparcie? Z jednej strony mamy więc w polityce agresywne ze szkodą dla „kobiecego” interesu Środy, Szenyszyny i Szczuki a z drugiej infantylne kobieciątka jak te mizdrzące się do Komorowskiego. I mało co pośrodku. Ale przyznać również muszę, że jest prawdą iż w polityce i dużym biznesie mamy do czynienia z „old boys club”, męskim światem i męską solidarnością, która kobiety tam nie chce widzieć a jeśli już to w roli innej niż polityka. A kobiety nigdy nie będa traktowane poważnie jeśli będą się zachowywać służebnie jak „kobietki-kokietki Komorowskiego” albo irracjonalno-agresywnie jak radykalne feministki. I po raz kolejny przegrają swoja tożsamość.
S
swiecka
21 marca 2010, 12:08
II. Tak więc mężczyzna nigdy nie nie musi dokonywać tak dramatycznego wyboru jak kobieta. I dobiegam tutaj skrótowo do sedna problemu z parytetami. Radykalne feministki (używam tego terminu bo feminizm jako taki to coś zupełnie innego) widzą problem w tym, że nie ma wystarczająco dużo kobiet w polityce. Przyznaje im rację. Oskarżam je natomiast o to, że po raz kolejny nie probuja rozwiązac problemu w sposób dla samych kobiet właściwy. Nie parytet bowiem rozwiąże sprawę dla kobiet w polityce jak i innych zawodach. Aby kobiety mogły wspinać się na szczeble kariery potrzebują pomocy w wychowywaniu dzieci aby ich wybór pomiędzy rodziną a pracą nie musiał by być taki dramatyczny jak jest teraz. Wiele korporacji na zachodzie widząc w kobietach wartościowych i lojalnych pracowników organizuje już w swoich miejscach pracy żłobki i przedszkola gdzie kobiety mogą nie tylko bez dodatkowych opłat zostawić dzieci w bezpiecznym miejscu ale mogą również mieć z nimi częstszy kontakt i „wpadać” do nich w przerwach w pracy. Mają po prostu dzieci w zasięgu ręki co znacznie redukuje stres związany z ich pracą zawodową. Radykalny feminizm nie adresuje jednak tak naprawde problemów kobiet tak aby mogły one pozostać kobietami i chcąc budować zawodową karierę nie były zmuszane do rezygnowania z roli matki. Dla nich równouprawienie kobiet oznacza zrównanie ich z mężczyznami. Niestety, a właściwie dzieki Bogu, co innego determinuje fakt bycia kobietą a co innego bycie mężczyzną. Inne ambicje ma kobieta, co słusznie zuważył student cytując badania Linker, i inne są jej potrzeby w zakresie kariery. Społeczeństwo zdominowane przez męski punkt widzenia i co jest już bardzo smutne również radykalny feminizm, ceni w dużo większym stopniu tylko zawody i funkcje społeczne pełnione tradycyjnie przez mężczyzn.
S
swiecka
21 marca 2010, 12:06
I. Sprawa partytetów jest chyba nieco bardziej skomplikowana i odnosi się to zarówno do tych co są za parytetami jak i tych przeciw. Na jednym z kanadyjskich uniwersytetów gdzie pracowałam uznanie parytetów nie wyszło uniwersytetowi na dobre i to z dwóch powodów. Kobiety naukowcy z rzeczywistymi talentami i osiagnięciami przestały składać aplikacje o stanowiska na tymże uniwersytecie z obaw, że będą postrzegane jako mniej utalentowane i posądzone o to, że pracę dostały tylko dlatego, że są kobietami a nie kompetentnymi naukowcami. Wiele katedr które tradycyjnie zdominowane były przez mężczyzn (np. teologia, fizyka, filozofia) zaczęto obsadzać kobietami a z racji tego, że akurat w tych dziedzinach nie było tam wybitnych kobiet naukowców (nawiasem mowiąc doprowadza mnie do furii używanie politycznie poprawnego terminu „naukowczyni”) na stanowiska te wybierano kobiety z miernym dorobkiem naukowym. Polityka parytetów skończyła się więc „położeniem” tych katedr. Zamiast wzmocnić pozycję kobiety w świecie naukowym parytety ją osłabiły. Jednakowoż nie znaczy to, wracając na polski grunt polityczny, że nie widzę problemu z dostępem kobiet do stanowisk w polityce i nie tylko. Kobiety mają oczywisty problem z pięciem się po szczeblach kariery. Wynika to głównie z tego, że wiek w którym się ową karierę zaczyna zbiega sie dla kobiety z okresem w którym zakłada ona rodzinę i rodzi dzieci. Mężczyzna takiego wyboru nie musi dokonywać choćby z tego powodu, że może załozyć rodzinę w znacznie pózniejszym wieku i nadal mieć potomstwo. Mało tego, będzie nawet uważany za atrakcyjniejszego partnera gdyż ma już pozycję tak zawodową czy polityczna jak i materialną. Dla kobiety jednak zegar biologiczny jest nieubłagany: albo ma dzieci jak jest młoda albo ich nigdy już mieć nie będzie.
J
jakośc
21 marca 2010, 08:04
bo powodem tej inicjatywy jest chęć większego udziału w polityce działaczek. co wogóle nie przełoży sie na jakość polityki. powinniśmy dbac o to, by było lepiej czyli lepsza jakość nie ilość
Jurek
11 marca 2010, 22:30
Czy ktoś z Was dyskutantów był albo jest w jakiejś partii? I czy brał udział w wyłanianiu kandydatów na np. posłów? Mam wrażenie, że nie. A działa to tak. Zbiera się najcześciej zarząd regionu i dokonuje przesłuchań kandydatów. Jak jest wybierany zarząd? Ano na walnym zebraniu członków. A kto moze być członkiem partii? Każdy kto popiera cele partii i płaci składki. Dlaczego w partiach jest więcej panów chociaż jest 100% równośc w mozliwościach bycia członkiem? Bo kobiety w większości nie czują takiej potrzeby. Dlacego jakieś parytety mają wykrzywiać rzeczywistość dla zaspokojenia jakichś ambicji grupki feministek? I na koniec jeszcze cytat z artykułu: Miłada Jędrysik przytacza na łamach „Gazety Wyborczej” wypowiedź szwedzkiej ekspertki Drude Dahlerup, która podkreślała na konferencji w Sejmie, iż z jej badań wyraźnie wynika, że kobiety są w polityce dyskryminowane Ja też mogę nazwać się ekspertem i powiedzieć, że z moich badań wynika zupełnie coś innego. Parytety obrażają kobiety, a feminstkom jest wszystko jedno byle realizowac swoje cele.
A
alcatraz
11 marca 2010, 17:08
w tym sęk studencie. szklany sufit oznacza, że "rozwój zawodowy kobiety hamowany jest wbrew jej woli", a doświadczenie wielu kobiet pokazuje, że niezależnie od ich zaangażowania i umiejętności, są w zawsze "drugie w kolejności": do awansu, do 1. pozycji na liście wyborczej itp itd. no i może niech jednak każda kobieta z osobna definiuje, jak rozumie swój sukces.
S
Student
11 marca 2010, 16:58
A propos szklanego sufitu: "Według kanadyjskiej psycholożki Susan Linker, kobiety inaczej niż mężczyźni rozumieją sukces. Czerpią z dwóch równoległych źródeł prestiżu, chcą równoważyć sukcesy w życiu rodzinnym i zawodowym, szukają autonomii. Jak twierdzi Linker: „Metafora szklanego sufitu odnosi się do sytuacji, w której rozwój zawodowy kobiety jest hamowany wbrew jej woli”. Jeśli kobiety autentycznie wolą rezygnować z lukratywnych posad na rzecz innych wartości, zmuszanie ich do walki o władzę nie ma sensu..." (Małgorzata Bilska "Kobiecy populizm" www.rp.pl/artykul/435003.html)
A
alcatraz
11 marca 2010, 16:44
widziałeś zawiść i zagrywki, bo pewnie żeby przedostać się do polityki - przez mur niechęci, niewiary, ignorancji, zadufania, szowinizmu - trzeba być rakietą. kobiety nie startują z tego samego pułapu, co mężczyźni, a to rodzi toksyczne sytuacje. parytet po prostu pozwoli kobietom przebić szklany sufit i wykazać się umiejętnościami, kompetencją i wiedzą.
A
alcatraz
11 marca 2010, 13:10
a pomijanie kobiet przy tworzeniu list wyborczych jest zgodne z zasadami demokracji? a kolesiostwo jak kwitło tak i kwitnie, panowie już udowodnili, że są w tym świetni. obawa, że z udziałem kobiet będzie jeszcze bardziej "kolesiowato" jest trochę na wyrost.
A
alcatraz
11 marca 2010, 12:53
jeśli bedzie niekompetentna, to nie zostanie wybrana. wyborcy to zweryfikują. proste. do tej pory przy tworzeniu list wyborczych wybierano między kompetentnymi i niekompetentnymi mężczyznami. kobiety były na marginesie. i to smutne bardzo. parytety może wreeszcie pozwolą brać pod uwagę kobiety.
A
alcatraz
11 marca 2010, 09:29
a ja uważam, że bez radyklanego rozwiązania, jakim są parytety absolutnie nic nie drgnie w tej skostniałej strukturze. przecież parytety nie oznaczają, że w sejmie będzie 50% kobiet, ale że na listach wyborczych pojawi ich się tyle samo, ilu mężczyzn - dzięki temu kobiety będą miały szanse na równych zasadach stanąć do wyścigu. i tyle! o reszcie zadecydują wyborcy, doceniając kompetencje i wiedzę.
I
Iwoan
10 marca 2010, 12:46
Popieram, parytety nie są w żadnym razie rozwiązaniem demokratycznym.
10 marca 2010, 12:31
Jeśli parytet ma oznaczać więcej w polityce pań typu N. Rokita, B. Kepa, czy posłanka Wróbel, to ja bardzo dziękuję.. Wspomnienie wyczynów tych pań skutecznie potrafi zabić we mnie chęć by więcej kobiet reprezentowało mnie w parlamencie. A wspomnienie Kaczyńskiego, Leppera, Giertycha, Kurskiego nie zabija w tobie chęci, aby więcej mężczyzn reprezentowało Cię w parlamencie?
M
matka
10 marca 2010, 12:25
Jeśli parytet ma oznaczać więcej w polityce pań typu N. Rokita, B. Kepa, czy posłanka Wróbel, to ja bardzo dziękuję.. Wspomnienie wyczynów tych pań skutecznie potrafi zabić we mnie chęć by więcej kobiet reprezentowało mnie w parlamencie.
K
Kobieta
10 marca 2010, 11:07
No proszę, każdemu po równo, a ja myślałam, że ta epoka już odeszła w cień. Zastosujmy więc wszędzie arytmetykę: tu odejmijmy, tam dodajmy, pomieszajmy i wyjdzie nam niezły koktajl, (powstrzymałam soę od słowa pasztet). Tyle, że w rezultacie może okazać się on niestrawny. Nie zawsze równe proporcje sprawiają, że coś okazuje się "zjadalne". Zatem mój apel - zanim zaczniemy powtarzać za parytetowcami TakTakTak - rozważmy czy postawić na jakość czy na ilość.
S
Student
10 marca 2010, 11:07
Z tym zbawiennym działaniem kobiet w sferze publicznej to chyba tak do końca nie jest. Pisał o tym RAZ ostatnio: "Kobiety w polityce nie mogą więc „więcej zrobić dla kobiet”, tak jak mężczyźni w polityce nie robią tego, co robią „dla mężczyzn”. To pierwsza bzdura. Drugą jest wpychane nam przekonanie, że liczniejsza obecność może zmienić politykę na lepsze. Tym bardziej że, podobnie jak w biznesie, kobiety wchodzące w to środowisko często starają się być bardziej męskie od mężczyzn, bardziej od nich brutalne, perfidne i fałszywe. Więc to nie kobiety poprawiają politykę, ale przeciwnie – polityka psuje kobiety"
A
anne
10 marca 2010, 10:48
No tak, łatwo napisać, że trzeba się skoncentrować na sytuacji kobiet w Polsce!!! Ale kto to ma zrobić? Ci, którzy teraz są w Sejmie. Wolne żarty. Skoro tyle szumu jest wokół parytetów, to co mówić o innych kwestiach. Jeśli nie będzie kobiet w polityce, samorządach, władzach spółek nic się w tej kwestii nie zmieni. Co wie taki pan prezes czy polityk o sytuacji młodych matek, gdy jego dziećmi zajmuje się żona, która pracować nie musi!!!