Pierwszy krok do legalizacji pedofilii?
Na stronie "Charisma News", chrześcijańskim portalu skierowanym do wspólnot religijnych związanych z ruchem pentekostalnym, pojawiła się wczoraj informacja, że American Psychology Associacion uznała pedofilię za orientację seksualną, podobnie jak zrobiła to w latach 70-tych z homoseksualizmem . Jak można się domyślić, wywołało to spore poruszenie, problem w tym, że tej informacji nie można znaleźć nigdzie poza tym portalem.
Na szczęście to "nigdzie" nie obejmuje tekstu źródłowego dla tej odpowiedzi, czyli "Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders", który to podręcznik służy do diagnozowania chorób psychicznych.
Po ostatniej rewizji tekstu można w nim przeczytać, iż pedofilia jest formą "parafilii", czyli silnego pociągu seksualnego skierowanego do nietypowego obiektu (w tym przypadku dziecka przed okresem dojrzewania). Tym określeniem opisuje się pedofilię, jeśli pociąg seksualny do dzieci jest równy lub większy niż do osób dorosłych (bez określania płci). Jeśli dodatkowo pacjent skarży się na to, że ten pociąg seksualny powoduje psychospołeczne trudności w jego życiu, pedofilia jest określana mianem choroby.
Jeśli jednak taka osoba nie czuje poczucia winy, wstydu lub zaniepokojenia z powodu swoich preferencji seksualnych, nie powodują one ograniczeń w sposobie jej funkcjonowania oraz z jej własnych opowieści oraz historii prawnej wynika, że nie realizowała tych preferencji, wtedy jest mowa o pedofilskiej orientacji seksualnej, a nie o chorobie.
Wydaje się, że alarm podniesiony przez "Charisma News" jest przedwczesny, skoro mianem osoby o orientacji pedofilskiej jest określany ktoś, kto nie realizuje swoich preferencji. Jednak są powody do zaniepokojenia.
Pierwszy z nich dotyczy historii stosunku do homoseksualizmu. Też najpierw określono go jako orientację seksualną, a nie parafilię czy chorobę, obecnie lobby homoseksualne w wielu krajach wymusza o wiele więcej niż tolerancję dla tego typu zachowań seksualnych.
Sztandarowym przykładem może tu być Wielka Brytania i chociażby konieczność likwidacji katolickich ośrodków adopcyjnych ze względu na to, że zmuszano je do dawania dzieci do adopcji parom homoseksualnym. Wiele wskazuje na to, że podobny scenariusz może dotyczyć pedofilii: pojawią się czy odżyją (w Holandii była już zarejestrowana partia pedofilii) ruchy lobbujące na jej rzecz i kto wie, czy za kilkadziesiąt lat nie zacznie się promować rodzin pedofilskich. W imię miłości, rzecz jasna.
Nie jest to wcale taki utopijny scenariusz - w zeszłym roku dwóch psychologów w Kanadzie wydało opinię dla sądu, iż oskarżeni o pedofilię nie są w stanie zmienić swoich zachowań, gdyż to jest ich wrodzona orientacja, niepoddająca się terapii. W tym przypadku opinia ta służyła do zasądzenia oskarżonym kary dożywocia (chodziło o separację od potencjalnych ofiar), jednak z czasem może też stać się podstawą do stwierdzenia, że skoro pedofilia nie poddaje się terapii, to może przyjmijmy tych ludzi takimi, jakimi są? W końcu każdy ma prawo kochać.
Niepokoi też to, jak wiele w tym rozróżnieniu między stanem chorobowym, a orientacją zależy od odczuć pacjenta, a precyzyjniej: tego, czy jego preferencje seksualne są dla niego problemem emocjonalnym, czy nie. Także czy są problemem społecznym.
W Indiach i Pakistanie za mąż wydawane są często nawet 8-latki, dla wielu z nich noc poślubna kończy się śmiercią. Ale zapewne ani mąż, ani społeczeństwo nie postrzega tego w kategoriach problemu - taka kultura. Czy mąż takiej dziewczynki jest chory, czy nie? A dokładniej: czy jego zachowanie jest normalne czy nie? I przede wszystkim: czy chcemy, żeby w naszym społeczeństwie obowiązywały normy dopuszczające takie sytuacje?
Zapis służący diagnozowaniu pedofilii wydaje się na tę chwilę niewinny. Rozluźnia jednak podejście do problemu i istnieje duże zagrożenie, że zadziała tu mechanizm kuli śniegowej i za kilka lat będziemy mieli do czynienia z poważnym problemem społecznym. Szczególnie, że zmiana w tekście podręcznika została wprowadzona po cichu, bez rozgłosu. Może dlatego, że na szum medialny czas jeszcze przyjdzie, choć w innym kontekście.
Skomentuj artykuł