Polak na zakupach wszech czasów
Średnie krajowe wynagrodzenie pozwala dzisiaj kupić o jedną trzecią więcej większości towarów i usług niż sześć lat temu. Nieliczne dobra zdrożały, ale nie na tyle, by spowodować wyrwę w przeciętnym domowym budżecie.
Przewidujemy, że firmy będą zwalniać, nasili się bezrobocie. Boimy się o nasze dochody i domowe budżety. Tak przynajmniej wynika z polskich odpowiedzi na słynne: "jak leci". Amerykanie, nawet bezdomni z pourywanymi kończynami, odpowiadają niezmiennie: "świetnie". My, mimo pokoleniowej i cywilizacyjnej rewolucji oraz - zdawałoby się - dogłębnego przeorania mentalności, mimo doświadczenia "zielonej wyspy", mamy swoją "starą bidę".
Swoją, ale coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości. To jeden z naszych mitów, który codziennie sami obalamy - nie za pomocą stwierdzeń i deklaracji, lecz - czynów.
Mit pierwszy: drożyzna
Mit drugi: dominacja hipermarketów
W Polsce jest mniej niż 300 hipermarketów - w przeliczeniu na liczbę mieszkańców to niewiele. We Francji, Belgii, Holandii, a także Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, czy Skandynawii, gdzie kilka wielkich sieci ma 80-procentowy (a nawet ponad 90-procentowy) udział w przychodach handlu detalicznego, są tysiące megasklepów. U nas ich liczba stale rośnie (średnio o 5 proc. rocznie), ale niekoniecznie przekłada się to na udział w całkowitych obrotach handlu. W kryzysowym roku 2009 udział ten nawet zmalał.
Polskim fenomenem są dyskonty, które w ostatnich latach zaczęły pełnić zupełnie inną rolę niż w chwili startu w latach 90. (patrz niżej). Mamy ich już prawie 2 tysiące, a przybywa ich o ponad 10 proc. rocznie. Może nawet dogonią supermarkety, których jest 2,5 tys.
- Polscy handlowcy odkryli, że w jedności siła i skutecznie bronią się przed ekspansją zagranicznych kolosów - komentuje prof. Andrzej Szromnik, szef Katedry Handlu i Instytucji Rynkowych krakowskiego Uniwersytetu Ekonomicznego.
Mocno trzymają się również targowiska - na stałe działa ich w całej Polsce ponad 2,2 tys., króluje tam drobna sprzedaż detaliczna, którą zajmuje się ponad sto tysięcy handlowców. Dochodzi do tego ok. 7 tys. bazarów sezonowych.
Mit trzeci: "biedni" z "Biedronki"
Dyskonty starają się najwyraźniej nadążyć za potrzebami Polaków, którzy 20 lat temu marzyli o kupieniu czegokolwiek, dziesięć lat temu chcieli kupować jak najtaniej, a teraz szukają towarów w dobrej cenie i zarazem wysokiej jakości.
- Poza tym jesteśmy niebywałymi patriotami gospodarczymi, więc zyskują sieci oferujące nam dużo rodzimych produktów. A "Biedronka" ostatnio akcentuje w kampanii tę "polskość". Przychody Lidla, który nie ma tylu polskich towarów, są kilkakrotnie niższe - dodaje Andrzej Szromnik.
Zmiany zostały wymuszone przez głośne sądowe procesy, ale też właściciele "Biedronek" zrozumieli chyba w końcu, że z Polakami nie można walczyć. Trzeba ich zrozumieć - i dać to, czego chcą. Znanych polskich producentów (mogą być pod marką własną "Biedronki") w konkurencyjnej cenie. Oto klucz do sukcesu. W odmienionym dyskoncie zaczyna się pojawiać klasa średnia, a nawet średnia wyższa. W dużych miastach rzadziej - tu są centra handlowe i markety z wyższej półki, jak Bomi, czy Piotr i Paweł. Ale w Polsce powiatowej i gminnej takich sklepów prawie nie ma. "Biedronka" postanowiła to wykorzystać i przyciągnąć nową klientelę. Do znanych polskich marek dorzuciła sery Grand Padana po 9 zł za 200 gram, czy wino Barolo po 29,90. Okazało się, że po takie produkty zaczęli również sięgać dotychczasowi klienci. Którzy - jako się rzekło - stali się dziś sporo zamożniejsi niż sześć lat temu. I bardziej wymagający.
- Rewolucja dyskontowa, najbardziej widoczna właśnie w Polsce, ma też źródło w silnych przemianach obyczajowych - tłumaczy prof. Szromnik - Kiedyś wiadomo było, że u Armaniego ujrzymy milionerów, a w Aldiku biedotę. Dziś żyjemy w czasach, w których popularny gwiazdor na gali oscarowej paraduje w dżinsach założonych do tradycyjnego fraka, a miliarderzy pokroju twórcy Facebooka preferują trampki i T-shirty. Armani i Versace usadowili się w centrach handlowych, między Saturnem a Carrefourem. Ich sklepy mija i średniak, i biedny. Czasem tam nawet zajrzy. A bogacz nie waha się wpaść do dyskontu. Ujmy mu to nie przyniesie. Raczej uczyni bardziej - jak to mówią młodzi - "cool".
A jak jeszcze premier mówi, że tam chodzi!
Źródło: Polak na zakupach wszech czasów, www.dziennikpolski24.pl
Skomentuj artykuł