Polska - Słowacja: Epoka lodowcowa 2012

Pa, pa RPA (PAP/Andrzej Grygiel)
inf. wł. / ŁK

Porażka ze Słowakami na pożegnanie fatalnych eliminacji do piłkarskich mistrzostw świata w RPA. Nasi rywale cieszą się z awansu, a polski futbol czeka długa - trzyletnia - zima w oczekiwaniu na turniej Euro 2012. Bez wielkich nadziei, że po zimie nastanie radosna wiosna.

Z marzeniami o mundialu w Afryce pożegnaliśmy się już wcześniej, ale warunki, jakie towarzyszyły zakończeniu eliminacji stanowiły najbardziej sugestywną oprawę dla stypy na Stadionie Śląskim, zwanym także Narodowym. Puste, zaśnieżone trybuny z garstką kibiców, biała murawa z odśnieżonymi liniami i fragmentem boiska w kształcie grzyba pośrodku, zlewające się z tłem trykoty naszych reprezentantów - tyle pozostanie w pamięci po spotkaniu, w którym jeszcze przed rokiem chcieliśmy widzieć radosne zwieńczenie kolejnych eliminacji.

Mecz na dobre się jeszcze nie rozpoczął, a Polska już przegrywała. Jerzego Dudka zaskoczył własny obrońca. To była woda na młyn dla gości, którzy zadowoleni z wyniku cofnęli się, w kontrach szukając okazji do podwyższenia wyniku. Warunki, w jakich toczyła się gra, sprzyjały bardziej obronie niż atakowi.

To nie był najgorszy mecz w wykonaniu biało-czerwonych na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Starali się wyrównać. Na przeszkodzie stanął brak umiejętności, szczęścia, wsparcia kibiców, a także pogoda. A na dodatek w bramce Słowaków stał Jan Mucha. Bramkarza stołecznej Legii nie udało się pokonać Ireneuszowi Jeleniowi i Ludovicowi Obraniakowi. Po strzale Mariusza Lewandowskiego w sukurs golkiperowi gości przyszła poprzeczka.

0:1 Seweryn Gancarczyk (3' - bramka samobójcza)

Kończące się eliminacje kolejny raz obnażyły smutną prawdę, że polski futbol to zaścianek. Mimo doznawanych wciąż upokorzeń nadal nie chcemy przyjąć do siebie innej prawdy: ta zaściankowość pogłębia się od ćwierćwiecza i nic nie zmieni się w ciągu najbliższych lat. Mimo to wciąż czekamy na cud, liczymy, że wystarczy zmiana trenera reprezentacji narodowej, władz PZPN, albo wstawienie do kadry pomijanego dotychczas w selekcji zawodnika, by nawiązać do sukcesów czasów "Orłów Górskiego".

Zniecierpliwienie wyczekujących cudu narasta - wszak już za niecałe 3 lata turniej Euro 2012. Klęska w mistrzostwach, rozgrywanych nad Wisłą, uznana zostałaby za hańbę narodową.

Główny winowajca upadku polskiej piłki został zdefiniowany: to klika Polskiego Związku Piłki Nożnej, aktualnie uosabiana przez prezesa Grzegorza Latę, trenera Stefana Majewskiego i ponad trzystugłową hydrę, którą określić można mianem "pana Korupcji". Pozbycie się ich uzdrowi rodzimy futbol.

Otóż nie uzdrowi. Nie będzie cudu, bez względu na to, jaka przyszłość czeka trenera Majewskiego i obecny zarząd PZPN. Co najwyżej uda się podczas Euro po przegranych w meczu otwarcia i meczu o wszystko wygrać lub zremisować spotkanie o honor. Czy tego oczekujemy?

W futbolowej centrali zasiadają ludzie reprezentujący środowisko piłkarskie - najbardziej rzutcy, przebojowi i kreatywni spośród członków "PZPN family". Zastąpić mogą ich już tylko gorsi. W reprezentacji i w klubach grają zawodnicy będący produktem polskiej myśli szkoleniowej. Jej skuteczność pokazał wtorkowy mecz młodzieżowców Polski i Holandii.

Z wielkim trudem przychodzi zrozumienie, że recepta na sukces jest banalna w swej prostocie. To mozolna, wieloletnia praca, która polegać musi na stworzeniu solidnej podstawy piłkarskiej piramidy, na szczycie której znajduje się reprezentacja. Na razie dyskusja o przyszłości futbolu, prowadzona przez działaczy PZPN, futbolowych żurnalistów i protestujących kibiców ma wymowę sceny finałowej najbardziej znanego dramatu Samuela Becketta.

Czekajmy dalej. Na cud, na Godota, na co tylko chcemy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polska - Słowacja: Epoka lodowcowa 2012
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.