Społeczeństwo analfabetów

Była już minister edukacji narodowej zostawiła po sobie "coś", o czym wielu ekspertów mówi wprost - to będzie koniec liceum ogólnokształcącego i początek analfabetyzmu.

Jeszcze nie opadły emocje i nie ucichła wrzawa wokół kontrowersyjnej umowy międzynarodowej ACTA, a już zapowiada się nam następne duże spięcie na linii społeczeństwo - rząd.

O co chodzi? Otóż kilka dni temu media obiegła informacja o kolejnym etapie reformy szkolnictwa, która ma wejść w życie po wakacjach. Eksperci, środowiska naukowe i nauczyciele podnoszą alarm - te zmiany bardzo obniżą poziom wykształcenia uczniów. Niektórzy posuwają się zdecydowanie dalej w krytyce, nie zostawiając suchej nitki na reformie autorstwa Katarzyny Hall.

Koniec z wykształceniem ogólnym

Była już minister edukacji narodowej zostawiła po sobie "coś", o czym wielu ekspertów mówi wprost - to będzie koniec liceum ogólnokształcącego i początek analfabetyzmu.

Czy nie są to zbyt mocne i przesadzone opinie? Niestety nie. Reforma, która już za pół roku ma wejść do polskich szkół, bardzo drastycznie ogranicza godziny przedmiotów na poziomie podstawowym. Zniknie 90 godzin historii, 60 godzin języka polskiego i 120 godzin przedmiotów ścisłych.

Nastolatkowie będą musieli szybko wybierać profil kształcenia. Mając zaledwie 15 lat, zdecydują czy zostaną humanistami, inżynierami, czy też ekonomistami. Wybór jednego profilu będzie automatycznie skutkował zaprzestaniem nauki przedmiotów, które nie są z nim związane. Już w pierwszej klasie licealiści będą kończyli naukę przedmiotów, którą rozpoczęli w gimnazjum. Pozostałe dwa lata będą mieli na poszerzanie wiedzy z wybranych dziedzin (więcej szczegółów tutaj).

Jeszcze na etapie przygotowań reformy Towarzystwo Fizyczne apelowało do MEN o zmianę decyzji, zwracając uwagę, że "planowana przedwczesna specjalizacja doprowadzi do praktycznego analfabetyzmu w dziedzinie biologii, fizyki, chemii, geografii większości maturzystów, a pozostałych do analfabetyzmu w dziedzinie historii".

Ogłupiający system

Gdy przypominam sobie swoje lata spędzone w liceum, zawsze na myśl przychodzi mi moja nauczycielka od matematyki. Była to starsza pani, bardzo wymagająca i budząca wśród uczniów respekt, a może nawet czasem lęk (w szczególności w mojej humanistycznej klasie, gdzie wiele osób z przedmiotami ścisłymi nie radziło sobie zbyt dobrze). Oczywiście w tamtym czasie mojej nauczycielki szczerze nie znosiłem, ale po latach okazało się, że to właśnie ją uważam za wzór nauczyciela. To banał, ale przecież od dawna wiadomo, że najlepszy nauczyciel, to nie zawsze ten, którego wszyscy lubią, ale ten, który potrafi wymagać.

Ta reguła ma zastosowanie w bardziej skomplikowanych sprawach - również w przypadku rozwiązań w szkolnictwie. Zdecydowanie lepszy dla społeczeństwa jest system edukacyjny, który kształci nastolatków bardziej wszechstronnie (co oczywiście wymaga większych nakładów pracy ze strony uczniów) i przez to wychowuje myślących oraz rozumiejących otaczającą ich rzeczywistość ludzi, niż taki, który, co prawda przygotowuje specjalistów "spełniających potrzeby rynku pracy" i pozwala uczniom na pogłębianie wiedzy w tych dziedzinach, które lubią, ale jednocześnie obniża ogólny poziom kształcenia.

W samej idei "specjalizacji" nie ma nic złego, ale nie powinna się ona odbywać na tak wczesnym etapie edukacji. To okres studiowania jest właściwym momentem na zdobywanie wiedzy i kompetencji potrzebnych do bycia ekspertem w danej dziedzinie. Jeżeli uczniowie nie zdobędą solidnego wykształcenia ogólnego przed napisaniem matury, to nie zdobędą go w ogóle, bo niby gdzie.

Po raz kolejny reforma rewolucjonizująca system edukacji w naszym kraju jest wprowadzana bez rzetelnego namysłu i konsultacji, a nawet wbrew opiniom środowiska, którego te zmiany dotyczą. Być może - tak jak przy okazji sprawy posyłania 6-latków do podstawówki - znowu dojdzie do zdecydowanego oporu społeczeństwa i rządzący wycofają się ze swoich pierwotnych planów. Pytanie tylko, czy na tym to "reformowanie" ma polegać.

Wszyscy wiemy, że system nauczania w polskich szkołach jest daleki od ideału i potrzebne są daleko idące przekształcenia. Jednak recepta autorstwa Katarzyny Hall, po raz kolejny pokazuje, że władze nie mają pomysłu na sensowne zmiany w tej dziedzinie. Oczywiście potrzebujemy "nowoczesnej edukacji", ale nie zbudujemy jej zastępując złe rozwiązania jeszcze gorszymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Społeczeństwo analfabetów
Komentarze (34)
M
Maltryger
8 lutego 2012, 23:29
No, cóż - jeśli juz nawet jezuici nie odróżniają liczby od ilości to widać pierwsze efekty reform... Dla porządku przypomnę: liczba godzin, ludzi (rzeczownikipoliczalne), ilość: mąki i cukru (niepoliczalne). O tempora, o mores!
D
donek
8 lutego 2012, 22:37
Czy nie chodzi o to, że Narodem analfabetów jest po prostu ławiej rządzić ?
AP
Adrian Podsiadło
8 lutego 2012, 07:12
Ale nigdy nie ma czasu na dotarcie do XX wieku... A może zrobić ciąg gimnazjum - I LO -> całość historii? A potem dziwota skąd takie poparcie dla stanu wojennego i związku przestępczego o charakterze zbrojnym z W.Jaruzelskim na czele...
Przemysław Panicz
7 lutego 2012, 23:48
Zmniejszenie ilości godzin z przedmiotów nieprofilowanych: mniej godzin to więcej czasu na wypoczynek i naukę w domu + lekturę (teraz jak się uczeń ma uczyć, skoro od 8:00 do 15:30 jest w szkole? Po przybyciu do domu chce coś zjeć i przede wszystkim odpocząć. Chcecie zdrowe młode pokolenie? A rozwijające uzdolnienia? Spacer, basen... To do 18-19 zejdzie. A nawet do 20:00... Kiedy ten człowiek ma mieć czas na naukę własną i czas dla siebie? Zresztą w tych propozycjach nie chodzi o wyrzucenie historii ze szkoł, ale o zmniejszenie ilości godzin z przedmiotów nie będących elementem wybranego przez ucznia profilu nauczoania. A tej chwili w podstawówce omawia się np. calą historię, w gimnazjum to samo, w liceum to samo - zawsze trochę rozszerzone. Ale nigdy nie ma czasu na dotarcie do XX wieku... A może zrobić ciąg gimnazjum - I LO -> całość historii?
W
wanda
7 lutego 2012, 20:38
Szkolnictwo czasu okupacji-http://www.sww.w.szu.pl/serw_tem/alianci/polacy/okupacja/szkolnictwo.html+V
.
.
7 lutego 2012, 20:04
Aktualny system nauczania wciska w głów uczniów sporo wiedzy ale nie uczy myśleć, współpracować z innymi,  słabo służy wychowaniu i poczuciu odpowiedzialności, kiepsko dba o rozwój fizyczny. Nie bardzo wiem czego tak żarliwie bronimy. Z co do konsultacji społecznych, to nie uwazam aby reforma szkolnictwa miała zadowolić wszystkich. Sensowniej byłoby szukać rady u specjalistów i uczyć się na doświadczeniach innych krajów.
M
Mmm
7 lutego 2012, 19:38
 Do Machina Ja wiedziałem w liceum kim chcę zostać. Rozwijałem swoje pasje, byłem w tym niezły. Poszedłem na studia pod kierunkiem zainteresowania. Niestety, po ich skończeniu i obronie magisterskiej zamiast zostać naukowcem, zostałem bezrobotnym, z umiejętnościami, które są nikomu nie potrzebne. Chodziłem na wolontariaty i staże by wkręcić się w jakiś zespół badawczy, niestety na darmo. Nie wyrzucaj tego czego Cię uczono w szkole, nigdy nie wiesz co Ci się przyda. Ja teraz polski i matematykę wspominam z łezką w oku.
7 lutego 2012, 12:16
Ta reforma powinna być szerzej przedyskutowana społecznie. Bo ona stanowi o naszej przyszłości o wiele bardziej niż ACTA, obecny kryzys gospodarczy, czy rozdzielanie miejsc na multipleksie. Ale po co, mOcna? Przecież to mogłoby oznaczać uwzględnienie oczekiwań społeczeństwa, a na tym nam najwyraźniej nie zależy, skoro tak kluczowe sprawy załatwiane są po cichu, żeby przypadkiem ludzie nie wiedzieli. Sarkazm jest, mam nadzieję, czytelny. Później, kiedy awantura sięgnie zenitu, będzie można (jak wczoraj) powiedzieć:"możemy przyznać, że byliśmy zbyt aroganccy, wy natomiast jesteście zbyt agresywni" oraz rozpocząć dyskusję, która nie ma na celu zweryfikowania zmian, które i tak są już postanowione, ale uspokojenie społeczeństwa. Trzeba przyznać, że jeśli rządowi PRowcy zarabiają krocie, to nie za darmo, fakt.
7 lutego 2012, 12:07
Jeśli wierzyć starym polskim przysłowiom (które w związku z tematem powróciły do łask nawet w mediach) - a czemuż by im nie wierzyć? - nic dziwnego, że tak stoi Rzeczpospolita. Reforma szkolnictwa od początku była poroniona i najgorsze jest nie to, że ktoś się pomylił, tylko to, że można sądzić, że komuś świadomie zależało na obniżaniu poziomu edukacji. W przeciwnym razie trzeba by reformatorów posądzać o skrajną głupotę, a czemuż by tak czynić?
M
Machina
7 lutego 2012, 11:12
Gdy byłem w liceum nie wiedziałem kim będę i co chce robić. Natomiast bardzo dobrze wiedziałem czego NIE CHCĘ się uczyć, ani (tym bardziej) robić. Bardzo chciał bym mieć wtedy wybór. Dlaczego musiałem tracić czas na naukę tego so mnie nie interesuje i nie jest przydatne po ukończeniu szkoły? Żeby zdać maturę? Jak dla mnie to trochę mało. Teraz, na studiach nie korzystam wcale z tego co mi wciskano na matematyce (algebra, matematyka na literach a kto tego używa poza szkołą? oprócz matematyków), WOK-u, fizyce (czytając treść niektórych ,,życiowych" zadań bierze pusty śmiech, czyli kpina) a za to bardzo by mi się przydało gdybym mógł poświęcić więcej czasu na biologię (pominę to, że w maturalnej klasie nie miałem przedmiotu który zdawałem na maturze. Pozdrowienia dla dyrekcjii LO w Janowie Podlaskim). Moim, jakże skromnym zadaniem, każdy ma prawo wybrać. Że wtedy można wybrać głupio i sobie zaszkodzić? To też jest prawo, ale jednocześnie konsekwencja. Jedna osoba nie będzie do tego przywiązywała uwagi, bo i tak ma wszystko gdzieś, a inna może sobie ułatwić to pieprzone życie. ze wszystkiego trzeba umieć kożystać: leków, internetu, samochodu, alkoholu, broni. A jak się nie umie kożystać, to można zrobić krzywdę, tak sobie jak i innym. Jakoś nikt nikomu nie zabrania kożystać z wymienionych żeczy, więc czemu zabraniać licealistom wyboru. Demokracjii się zachciało to dajcie ludziom decydować chociaż o sobie. Dziękuje jeśli ktoś tyle się naczytał.
F
finka
6 lutego 2012, 18:57
Wychować tanią siłę roboczą, która ma sobie głowy nie napychać niepotrzebnymi wiadomościami. Sikorski i Tusk jasno określili jak widzą przyszłość polskiego narodu i skutecznie to realizują. Po prostu matołami łatwiej sterować i manipulować zbiorową świadomością. Za 20 lat, większość społeczeństwa uzna, że najlepszym ustrojem jest komunizm. I tak Związek Socjalistycznych Republik Europejskich stworzy swoje nowe wspaniałe społeczeństwo. Po co uczyć tyle niepotrzebnych bzdetów. Wystarczy mała czerwona książeczka Mao Tse Tunga przetłumaczona na polski. Chiny to potęga przecież.
P
PL
6 lutego 2012, 18:25
Od pewnego czasu myslenie "w  zdrobym ciele - zdrowe ciele" jest praktykowane a te zmiany je tylko sankcjonuja.Mowic wprost- glabami latwiej dyrygowac, a do tego wiekszosc ma byc przeznaczona. Logiki i myslenia juz od kilku lat sie nie uczy, nie podaje sie faktow - tylko wykladnie.Efekty juz widac- kto rzadzi i jest wybierany na kolejne kadencje - ten sam poziom jelity i elektoratu..... Ups- zapomnialem dodac,ze jedyny wybawca narodu wystapi w rezimowych mediach i oznajmi,ze znowu ochronil lud przed swimi ministrami.....
N
nasciturus
6 lutego 2012, 14:54
Parę uwag do artykułu: 1.Mam wątpliwości czy obecne liceum generalnie daje wykształcenie ogólnokształcące. Ja na podstawie swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że o ile z zakresu materiału zdobytego w gimnazjum pamiętam całkiem sporo, to z liceum parktycznie nic nie pamiętam z przedmiotów, których nie uczyłem się na maturę. Z moich obserwacji na temat wiedzy studentów z przedmiotów innych niż te, które  studiują jednoznacznie wynika iż jest ona mierna. 2.Profil w liceum obecnie się też wybiera, z tą różnicą, że teraz rok wcześniej. Uczeń wybiera profil przed dostaniem się do szkoły, na podstawie swojego stosunku do poszczególnych przedmiotów wyrobionego w gimnazjum, który przecież w liceum może ulec radykalnym zmianom (głównie za sprawą nauczyciela). Co za tym idzie obecnie uczeń może utkwić w liceum na 3 lata w klasie, w której przedmioty całkowicie nie będą mu odpowiadać. Przy planowanej zmianie ryzyko takie znacznie spada. 3. Obecnie generalnie ostateczny profil dlaszego kształcenia wybiera się pod koniec klasy drugiej (wstępny wybór klasy maturalnej), a z godnie z planowaną reformą będzie to pod koniec klasy pierwszej. Mam poważne wątpliwości czy ten jeden rok to taka wielka różnica. 4. Ilość godzin z róznych przedmiotów zostaje zmniejszona, ale przy obecnym systemie też powinna zostać zmniejszona. Obecny program w liceum jest zbyt rozbudowany. Podumowując system edukacji w Polsce wygląda bardzo źle. Nie jest nastawiony na rozwój umiejetności uczniów, nie promuje najlepszych nauczycieli, nie pozwala na wystarczajacą elastyczność programów nauczania w stosunku do predyspozycji uczniów itd. Proponowane zmiany idą w dobrym kierunku (zmniejszenie ilości wymaganego materiału, wybór profilu klasy uczniowie mogą dokonać także w oparciu o nauczycieli, którzy uczą). Proponowane zmiany są jednak niewielkie i nie wystarczają do należytego zreformowania szkolnictwa.
6 lutego 2012, 14:47
Dlatego napisałem, że ważny jest program (godziny oczywiście też, ale nie ma gdzie ich już mieścić w planie lekcji, a uczniowie są zwyczajnie zmęczeni i po piątej godzinie już nie przyswajają informacji, tylko czekają żeby pójść do domu). Teraz jest bardzo przeładowany i zapewne niektóre treści można skondensować. Ponieważ uczyłem historii mogę tylko zauważyć, że w moim przedmiocie da się coś takiego zrobić. Tylko jakie treści kosztem jakich innych treści? To musi być albo decyzja odgórna, albo danie większej swobody nauczycielom. Gdyby było jakieś idealne rozwiązanie tej sprawy to myślę, że nie trzeba byłoby co parę lat robić reform.
H
hilaran
6 lutego 2012, 14:12
Jak już pisałem, nie znam szczegółów tej reformy, ale choć na pierwszy rzut oka wygląda bardzo źle, to nie tyle ważna jest ilość godzin ile odpowiedni program. Przy tym co mamy obecnie, czyli przy sztywnych ramach tego co nauczyciel musi powiedzieć (często ledwo mieszcząc się w czasie na to przeznaczonym w ciągu roku) szkoła jest wysoce nieefektywna. Może mniej oznacza lepiej? Może dzieciaki nie są w stanie przyjąć tylu treści (przykład z mojego podwórka: uczymy się historii co nieco w podstawówce, potem robimy całość w trzyletnim gimnazjum i potem znów całosć w szkole średniej, też trzyletniej; może i takie powtórki utrwalają wiedzę, ale historii nie da się przekazać w ciągu trzech lat, sytem czteroletni był dużo lepszy, stąd powrót do niego: historia ma być tylko w gimnazjum, potem w pierwszej klasie średniej, a potem dla chętnych)? Przyznajmy szczerze ile pamiętamy z przedmotów, które nas ani wtedy ani teraz kompletnie nie interesują? Kto pamięta na czym polega wiązanie kowalencyjne spolaryzowane, albo wie do czego służy wodniczka tętniąca? Kto prawidłowo podzieli przez siebie wielomiany, albo obliczy opór? Może i trochę pamiętamy mgliście o co chodziło, ale ta wiedza przydała się tylko tym, którzy wykorzystują ją w swoim zawodzie. Nie jest ważna ilość godzin? Spróbuj zmieścić chociażby anatomię człowieka na 30 lekcjach (po 45 minut!). Nie mówiąc już o tym, że historia Polski, nawet w ogólnym skrócie nie zmieści się na 90 godzinach lekcyjnych - a gdzie tu jeszcze omawiać historię świata! Jak chcesz wychować ludzi świadomych swoich korzeni, bez omówienia historii swojego kraju? Przecież człowiek, który nie pozna zarysu podstawowych ustrojów totalitarnych nigdy nie sprzeciwi się takim zachowaniom jak neonazizm czy propagowanie komunizmu!
6 lutego 2012, 11:44
@m0cna: Szkoła jako ćwiczenie umysłu nie sprawdza się moim zdaniem w obecnej formule. Bo jako cel byłoby to świetne, ale celem jest zapoznać dzieci z programem, a nie ćwiczyć ich umysły. Pewnie w jakimś stopni są one wyćwiczone, ale w ściąganiu i uczeniu się bez zrozumienia do sprawdzianów i testów. Teraz uczeń który wykazuje choćby minimalne zaangażowanie przechodzi z klasy do klasy bez żadnego wysiłku, a nauczyciele go przepychają, bo nie mają ochoty męczyć się z nim kolejnego roku. Fakt, że jeśli ktoś chce, to może wiele wyciągnąć ze szkoły, ale chce się jednostkom. Piszesz o wyhodowaniu ćwoków, ale większość ludzi nie ma ambicji czy zainteresowań poza najprostszymi (impreza, telewizja, gadka ze znajomymi, i to nie tylko młodzież, ale także i ludzie w średnim wieku). To że mamy od paru wieków powszechną edukację nie znaczy, że ludzie mają ochotę czytać, pisać i liczyć; wielu wystarczą najprostsze umiejętności.
6 lutego 2012, 11:08
Przyznajmy szczerze ile pamiętamy z przedmotów, które nas ani wtedy ani teraz kompletnie nie interesują? Ale nie musisz ich pamiętać. Ucząc się ich w swoim czasie - wyćwiczyłeś swój umysł. Dzięki nim jesteś w stanie lepiej ogarnąć nowości, zrozumieć podawane informacje, a gdy zajdzie potrzeba - będziesz w stanie odświeżyć informację o wiązaniach chemicznych. Nowoczesny trend w nauczaniu ma za zadanie wyhodować ćwoków, którzy nie będą wiedzieli, co się do nich mówi, jeśli tylko wykroczysz z tematem poza wąską działkę, którą opanowali.
M
Misiek
6 lutego 2012, 10:24
Tworząc armię "wysokowyspecjalizowanych specjalistów"uzyskujemy armię bezrobotnych. Wąskie ukierunkowanie i analfabetyzm intelektualny sprawiają, że w ten sposób ukształtowani pracownicy nie umieją dopasowywać się do <a href="http://wykorzystajto.pl">szybko zmieniających się warunków</a> w nowoczesnej gospodarce. Lepiej wychowywać kolejne pokolenie Leonardo da Vinci niż Leonadro di Caprio.
6 lutego 2012, 10:20
Jak już pisałem, nie znam szczegółów tej reformy, ale choć na pierwszy rzut oka wygląda bardzo źle, to nie tyle ważna jest ilość godzin ile odpowiedni program. Przy tym co mamy obecnie, czyli przy sztywnych ramach tego co nauczyciel musi powiedzieć (często ledwo mieszcząc się w czasie na to przeznaczonym w ciągu roku) szkoła jest wysoce nieefektywna. Może mniej oznacza lepiej? Może dzieciaki nie są w stanie przyjąć tylu treści (przykład z mojego podwórka: uczymy się historii co nieco w podstawówce, potem robimy całość w trzyletnim gimnazjum i potem znów całosć w szkole średniej, też trzyletniej; może i takie powtórki utrwalają wiedzę, ale historii nie da się przekazać w ciągu trzech lat, sytem czteroletni był dużo lepszy, stąd powrót do niego: historia ma być tylko w gimnazjum, potem w pierwszej klasie średniej, a potem dla chętnych)? Przyznajmy szczerze ile pamiętamy z przedmotów, które nas ani wtedy ani teraz kompletnie nie interesują? Kto pamięta na czym polega wiązanie kowalencyjne spolaryzowane, albo wie do czego służy wodniczka tętniąca? Kto prawidłowo podzieli przez siebie wielomiany, albo obliczy opór? Może i trochę pamiętamy mgliście o co chodziło, ale ta wiedza przydała się tylko tym, którzy wykorzystują ją w swoim zawodzie.
6 lutego 2012, 09:20
Ta reforma powinna być szerzej przedyskutowana społecznie. Bo ona stanowi o naszej przyszłości o wiele bardziej niż ACTA, obecny kryzys gospodarczy, czy rozdzielanie miejsc na multipleksie. Jesy oczywistym, że ludzie niedouczeni to najlepsi konsumenci, podatni na wszelkie manipulacje. Przedmioty tradycyjnie nauczane w szkole uczą rozumieć otaczający nasz świat. Kłania się tu znajomość historii i zachodzących w niej procesów, znajomość kultury, w tym spuścizny literackiej i myślowej poprzednich pokoleń, a także znajomość nauk przyrodniczych, które pozwalają pojąć i wykorzystywać zjawiska zachodzace w naturze. Przedmioty te, zwłaszcza matematyka, kształtują umiejętność myślenia, w tym myślenia abstrakcyjnego wychodzacego poza empirię, rozwiązywania problemów, przewidywania, wnioskowania. Obecna reforma radykalnie okraja te przedmioty na rzecz wychowywania ludzi-robotów przyuczonych do określonego zestawu czynności.
H
HK
6 lutego 2012, 08:29
To, co społeczeństwo amerykańskie (to bardziej wykształcone) uważa za klęskę narodową (poziom powszechnego szkolnictwa), u nas systematycznie, krok po kroku, wprowadza się  w życie. Dlatego Amerykanie muszą ściagać świeże umysły z całego świata. Ale oni mają pieniadze!
&
<jerzy>
6 lutego 2012, 02:35
"Takie będą przyszłe Rzeczypospolite, jakie lch synów/córek chowanie.." /Piotr Skarga SJ I bardziej znany wierszyk /A. Mickiewicza Na co będą potrzebne pytało pacholę, Trókąty, czworoboki, koła, parabole, Że potrzebne, rzekł mędrzec - musisz teraz wierzyć, A na co, zrozumiesz, gdy świat zaczniesz mierzyć.
X
xxx
6 lutego 2012, 00:58
O zmianach jakie miały nastąpić w edukacji dowiedziałam się już dwa lata temu, jak byłam studentką. Nauczyciele, dyrektorzy szkół nie mieli pojęcia o tym. Wielu nauczycieli straci pracę. Ja już się pogodziłam z tym, że nie będę uczyć. Znajdę inny pomysł na życie.
STANISŁAW SZCZEPANEK
6 lutego 2012, 00:13
 Wybitny Przywódca Socjalistycznt Adolf H. triumfuje zza grobu. 70 lat temu próbował ten program wprowadzić przemocą, a teraz wprowadza go polski nierząd!!! Bandą głupoli rządzi się najłatwiej!
J
jegor
5 lutego 2012, 22:55
Jakoś mnie to nie dziwi. Skoro wynalazki i postęp techniczny powstają poza granicami Polski, to dla znalezienia pracy w montowniach czy jako akwizytor, zwany "przedstawicielem handlowym" nie jest potrzebna fizyka, zamiast matematyki wystarczy kalkulator czy jako-tako opanowany excell. Na dodatek przedmiot uczony w szkołach pod nazwą "przedsiębiorczość" mógłby pozostać bez zmian, choć nazwa "przysposobienie do pracy najemnej" byłaby bardziej adekwatna. Byłem świadkiem, jak w sklepie Biedronka ktoś pytał, czy w sprzedawanej tam wódce jest na pewno alkohol etylowy, ale sprzedawczyni nie wiedziała, bo niby po co jej taka wiedza. A dla klienta ważne, aby móc się nawalić taką berbeluchą bez znaczących skutków ubocznych. Ale nic to, trzeba się będzie organizować w komplety Tajnego Nauczania. Żyją jeszcze ludzie, którzy to pamiętają.
G
Groszek
5 lutego 2012, 22:37
A czego się można spodziewać po rządach niedouczonych historyków? Polacy woleli poprzeć hrabiego i malarza kominów, niż prawników i teraz teraz zbieramy tego owoce.
M
maria
5 lutego 2012, 20:54
Analfabeta jest w obecnych "nowoczesnych" czasach, po prostu bardzo pożądany i dobry na wszystko!
S
Summy
5 lutego 2012, 20:19
Ale co amerykańskie nastolatki sobą prezentują? NIC... Także uważam ,że nie ma na siłę uczyć wszystkiego.U nas jest liceum w systemie amerykańskim i uczniowie wybierają w danym semestrze przedmioty,które ich interesują.I chwala sobie taką edukację,a maturę i tak zdają najlepiej w mieście.
5 lutego 2012, 20:18
Można dyskutować jaki model edukcji jest najlepszy. Znajdą się zwolennicy zarówno szerokiej edukacji, jak i wąskiej specjalizacji. Czy da się zawiązać powszechną zgodę co do tego co społeczeństwo wiedzieć powinno po nauce w szkole? Dla jednych nieznajomość działania lodówki będzie niedopuszczalna, inni bez wielomianów mogliby spokojnie funkcjonować. Dla jednych historia będzie najważniejszym przedmiotem, dla innych matematyka, a to są różne rzeczywistości, bo o ile o poziomie na którym można zakończyć edukację matematyczną można podyskutować, to czy jest sens uczyć historii na przykład tylko do rozbiorów? Albo tylko Polski bez pokazania co się działo w Europie i na świecie? Może rzeczywiście prócz przedmiotów kulturotwórczych (w sensie pojedynczego ucznia), czyli historii, języka polskiego, religii/etyki i podstaw matematyki cała reszta powinna być przyswajana na zasadzie kółek zainteresowań na niższych etapach edukacji, a na wyższych jako przedmioty do wyboru? A znowu ktoś powie, że język polski zna z domu i książek nie czyta, a wolałby żeby uczniowie poznali dogłębnie przedmioty ścisłe. Teraz z tego co widać po reformie idziemy w kierunku wczesnej specjalizacji, może nie będzie tak źle jak się wydaje, bo dzieciaki już w gimnazjum niewiele uczą się z przedmiotów które im nie pasują (a tu znów można zacząć dyskusję o zbyt młodym wieku jak na takie wybory).
W
wojciech
5 lutego 2012, 20:13
 Przecież powód jest dość oczywisty: idiotami rządzi się o niebo łatwiej. Dlatego właśnie powstanie cała masa baranów nieznających własnej historii i niepotrafiących posługiwać się poprawnie językiem polskim (co jest zresztą coraz częstsze, wnioskując na podstawie forów internetowych). Zresztą po co mieć jakąkolwiek wiedzę, skoro wszyscy posiadają googla? 
M
mm
5 lutego 2012, 19:06
Także uważam ,że nie ma na siłę uczyć wszystkiego.U nas jest liceum w systemie amerykańskim i uczniowie wybierają w danym semestrze przedmioty,które ich interesują.I chwala sobie taką edukację,a maturę i tak zdają najlepiej w mieście.
S
Stilgar
5 lutego 2012, 18:44
Biologia, fizyka, chemia, geografia, historia - i po co to komu w szkole średniej??? Z tych przedmiotów powinny być tylko elementarne podstawy. Resztę przeznaczyć na Podstawy prawa, mikro i makroekonomii, przedsiębiorczości, finansów itd. a więc zagadnień z którymi każdy z nas ma w dorosłym życiu doczynienia czy tego chce czy nie. Ile informacji z biologii, chemii czy historii wykorzystujecie w życiu codziennym? praktycznie nic. Niech szkoła przygotowuje do życia, a nie uczy farmazonów "żeby wiedzieć". A tak mamy społeczeństwo które nie wie co to jest budżet, że kredyt trzeba kiedyś spłacić i to z odsetkami, a wzrost podatków hamuje gospodarkę, a nie rozwija...    
5 lutego 2012, 18:35
Niestety nie da chyba się już nic z tym zrobić, bo ruszyła zapewne w ruch machina tworząca nowy program, nowe testy itp. Jeszcze jeśli byłaby szansa, że mniej oznacza lepiej (ale jakim cudem w edukacji to miałoby mieć miejsce to nie potrafię sobie wyobrazić) to możnaby temu przyklasnąć, ale z powodu oszczędności zamyka się i łączy szkoły, w związku z czym klasy będą około trzydziestoosobowe, a w takiej klasie (mówię z doświadczenia) nie da rady niczego nauczyć. O tej reformie wiadomo już od ponad pół roku, czy nawet dłużej, nie wiem dlaczego dopiero teraz media się interesują.
J
ja
5 lutego 2012, 18:21
Kolejne świetne pomysły. W podstawówce uczą trzaskania testów, zamiast myślenia. Wszyscy biegaja po zaświadczenia o dysleksji, dysgrafii, dysortografii zamiast wziąć się do roboty i się uczyć. Dzieciom zanika nawyk pisania, bo w domach mają klawiatury i palce nieprzyzwyczjaone do trzymania długopisu. Po co umieć pisać, skoro na teście kompetencji wystarczy postawić krzyżyk, zamalowac kratkę, ewentualnie wziąć odpowiedź w kółeczko? Niestety analfabetyzm wśród uczniów podstawówki to już fakt a nie dopiero przyszłość. Nie tylko analfabetyzm graficzny ale przede wszystkim umysłowy.