Spór o aborcję i sejmowa niespodzianka
Sejm postanowił dzisiaj, że ponownie podda pod dyskusję obowiązującą już ustawę antyaborcyjną. Nie przyjął bowiem wniosku o odrzucenie projektu ustawy Solidarnej Polski i skierował go do dalszych dyskusji w komisjach.
Przypomnijmy, że zaostrzenie przepisów tej ustawy dotyczy wyeliminowania tzw. "aborcji eugenicznej", kiedy zachodzi duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Posłowie zdecydowanie odrzucili również projekt Ruchu Palikota, w myśl którego aborcja miała być dopuszczona do 12 tygodnia ciąży, co świadczy o tym, że na szczęście, póki co, nie ma woli złagodzenia ustawy antyaborcyjnej.
Jak zinterpretować to wydarzenie, zważywszy na fakt, że o takim wyniku przesądziły głosy 40 posłów Platformy Obywatelskiej?
Przewodniczący klubu parlamentarnego PO, Rafał Grupiński wyraził zdumienie nad takim obrotem sprawy, twierdząc, że szefostwo partii zalecało odrzucenie obu projektów i było za utrzymaniem status quo, czyli zachowaniem wywalczonego w gorących debatach kompromisu.
Co się stało? Czy doszło do politycznej rozgrywki? Gdyby rzeczywiście niepokorni posłowie PO chcieli dać afront opozycji, głosowaliby raczej za odrzuceniem projektu Solidarnej Polski. A może grupa "odszczepieńców" chciała się w ten sposób przymilić opozycji, ponieważ planuje przejście do PiS lub Solidarnej Polski? Tego zupełnie wykluczyć nie można.
Jednak sądzę, że chodzi o coś innego. Dzisiejsze głosowanie po raz kolejny dobitnie dowiodło, że Platforma Obywatelska wcale nie jest jednorodna światopoglądowo. Swoje miejsce znajdują w niej posłowie o przeciwnych sobie poglądach, przynajmniej w niektórych kwestiach. Okazuje się, że nie decyduje tutaj jedynie dyscyplina klubowa, lecz osobiste moralne przekonania. Być może jest to znak, że wewnątrz Platformy pojawiają się coraz wyraźniejsze pęknięcia.
Oczywiście, z czysto ekonomicznego i pragmatycznego punktu widzenia, zabójstwo upośledzonych i ciężko chorych dzieci w łonie matki jest państwu, szczególnie budżetowi, jak najbardziej na rękę. Taka aborcja "uwalniałaby" również od niechybnego ciężaru rodziców. Takie argumenty podnoszą głównie lewicowi politycy. Feministki robią nadto larum, że zmuszanie kobiet do rodzenia chorych dzieci to okrucieństwo. Obie grupy wyrażają zdumienie, przerażenie, oburzenie, a nawet złość.
Dla chrześcijan takie racje są nie do przyjęcia. Nie można oszczędzać na ludzkim życiu, czy na wydatkach na leczenie chorych dzieci. Po prostu, nienarodzone chore dziecko po urodzeniu powinno być traktowane przez państwo tak samo jak każdy człowiek, który nagle zapada na lżejszą bądź cięższą chorobę.
W jednym jednak należy przyznać słuszność przeciwnikom zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Jeśli parlament przegłosuje bardziej restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, co trudno przewidzieć, to równocześnie musi dołożyć wszelkich starań, aby wesprzeć ekonomicznie i moralnie rodziny oraz instytucje, które będą leczyły bądź opiekowały się chorymi dziećmi.
Skomentuj artykuł