Sudan: co zmieni referendum na południu?
Co najmniej sześć osób zginęło w starciach między rebeliantami a siłami Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu (SPLA). 9 stycznia w południowym Sudanie rozpoczyna się tygodniowe referendum w sprawie niepodległości. Jeśli zakończy się zwycięstwem zwolenników secesji, to na mapie Afryki powstanie nowe państwo.
Na południu Sudanu panuje stan podwyższonej gotowości. Żołnierze południowosudańskiej armii patrolują ulice w obawie przed atakami rebeliantów, którzy przybyli z północy kraju, by zakłócić głosowanie. Prezydent Sudanu ostrzegł, że Południe stanie wobec perspektywy destabilizacji, jeśli uczestnicy referendum opowiedzą się za secesją. Omar al-Baszir oświadczył, że Południe nie ma potencjału wystarczającego na stworzenie stabilnego państwa i do zapewnienia odpowiedniej ochrony mieszkającej tam ludności. „Wszystko jednak wskazuje na to, że zwycięży opcja niepodległościowa” – mówi Radiu Watykańskiemu pracujący w tym kraju Paweł Szałowski.
„W roku 2005 został podpisany traktat pokojowy pomiędzy dwoma stronami, przedstawicielami północy i południa Sudanu – przypomina polski misjonarz. –Kończył on wieloletnią wojnę domową w Sudanie. Na mocy tego traktatu mieszkańcy południa będą mogli zadecydować, czy chcą odrębnego kraju, czy jakiejś innej formy państwowości, gdzie Południe będzie mogło współegzystować z Północą. Referendum w Sudanie jest właśnie momentem, kiedy ta decyzja zostanie podjęta”.
„Zasady, kto może głosować w referendum są zbyt skomplikowane, ale generalnie głosują mieszkańcy południowego Sudanu – wyjaśnia dalej Paweł Szałowski. – Nie tylko ci, którzy się tam urodzili, ale i ci, którzy rezydują tutaj od roku 1956. Głosują także mieszkańcy południowego Sudanu przebywający na północy i mogący udowodnić, że pochodzą z południa. Głosują wreszcie mieszkańcy południowego Sudanu, którzy przebywają poza ojczyzną”.
„Trzeba przyznać, że ostatnie miesiące to taka gorączka przedreferendalna i mówienie o Sudanie jako jednym państwie jest tu grubym nietaktem – ocenia świecki misjonarz. – Zdecydowana większość skłania się ku podziałowi Sudanu na północny i południowy. W praktyce oznacza to osobny rząd i niezależność od Północy, także podział dóbr, a są to m. in. olbrzymie złoża ropy naftowej. Oznacza to także dzielenie się długiem, który został zaciągnięty za granicą i który jest także olbrzymi. Podstawową różnicą jest prawdopodobnie to, iż część północna jest zamieszkiwana głównie przez muzułmanów. Natomiast na południu mieszkańcy są albo chrześcijanami, albo kultywują swoje lokalne wierzenia. Południe tworzy własne struktury już od kilku lat. Po zakończeniu wojny i porozumieniu pokojowym zaczęto organizować nowe państwo. Czyniono to przy pomocy wspólnoty międzynarodowej i w dalszym ciągu Sudan otrzymuje olbrzymią pomoc nie tylko materialną, ale także doradczą. Innym problemem jest różnorodność grup etnicznych. Nigdy nie zostało to dokładnie zmierzone, bo tak na dobrą sprawę trzeba by było zdefiniować słowo «plemię», ale mówi się, że w południowym Sudanie żyje od 400 do 1000 plemion, które czasami są bardzo małe, właściwie jest to jedna wioska lub klika, kilkanaście chat porozrzucanych na jakimś terenie. Miejsca są trudno dostępne, więc budowanie struktury poza miastami jest rzeczą bardzo ciężką i myślę, że jeszcze przez długi czas nie będzie możliwości wprowadzenia i ujednolicenia chociażby prawa w Sudanie południowym”.
„Otwarty konflikt między Północą a Południem zakończył się parę lat temu – dodaje Paweł Szałowski. – Jednak napięcie istnieje w dalszym ciągu i oczywiście Północ nie chce zrezygnować ze złóż chociażby ropy naftowej. Północ zdaje sobie sprawę, że jeśli południowy Sudan się oddzieli, to podobne aspiracje ma chociażby Darfur, inny ogromny region w Sudanie. Jeśli chodzi o Sudan południowy, to tutaj konflikty wewnętrzne wybuchają co kilka tygodni. Są to konflikty między poszczególnymi plemionami i nie sądzę żeby to się zmieniło po referendum”.
Skomentuj artykuł