Gdynia: żaglowiec "Zawisza Czarny" wypłynął w Onkorejs do Szwecji
28 osób, które są po lub w trakcie leczenia onkologicznego, wypłynęło w Onkorejs z Gdyni do Szwecji na pokładzie żaglowca "Zawisza Czarny".
Celem Onkorejsu jest łamanie stereotypów na temat choroby nowotworowej i przekonywanie do badań profilaktycznych.
Żaglowiec wypłynął z Basenu Prezydenta w Gdyni w sobotę wieczorem. Powrót planowany jest za tydzień.
Organizatorka rejsu po Bałtyku, prezes fundacji "Onkorejs - wybieram życie" Magda Lesiewicz powiedziała PAP, że chorzy będą częścią załogi, będą pełnić wachty nawigacyjne, kambuzowe, portowe i kotwiczne, będą sterować jednostką, stawiać i zrzucać żagle, cumować, szorować pokład, sprzątać rejony i wykonywać wszystkie czynności, które należą do pełnoprawnych załogantów.
Wśród 28 uczestników Onkorejsu jest tylko dwóch mężczyzn.
Uczestnicząca w rejsie Justyna Wyrębska-Walczak powiedziała PAP tuż przed wypłynięciem, że bierze w nim udział, bo chce pokazać, że osoby z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu, niepełnosprawne są też w stanie realizować swoje marzenia. Przyznała, że ona z powodu choroby ma usuniętą kość krzyżową.
- Chciałabym, aby osoby, które dowiadują się o chorobie, nie załamywały się, nie zamykały się w domach tylko wyszły do ludzi i szukały pomocy - powiedziała.
- Bo zawsze jest nadzieja na to, że wyzdrowiejemy - podkreśliła.
Przyznała, że o Onkorejsie po raz pierwszy usłyszała dwa lata temu (w 2015 r. był zorganizowany po raz pierwszy - PAP) kiedy była chora, nie mogła chodzić.
- To wtedy bardzo zapragnęłam wziąć udział w tym rejsie, ale wtedy byłam na takim etapie, że nie dawano mi szans, że w ogóle będę chodzić - powiedziała.
- Operacja się udała, wycięto mi kość krzyżową, chociaż początkowo nie dawano mi szans na to, a jednak się udało i o to chodzi, żeby
nigdy się nie poddawać, bo nigdy nic nie wiadomo - przekonywała. Powiedziała, że nigdy wcześniej nie żeglowała.
Druga uczestniczka Onkorejsu, Bożena Kalinowska przyznała w rozmowie z PAP, że udział w rejsie "ma dla niej szalone znaczenie".
Powiedziała, że chorobę onkologiczną miała 6,5 roku temu.
- To było moje marzenie, aby na takim żaglowcu wypłynąć w rejs po morzu - dodała.
- Wszystkie uczestniczki rejsu mają tyle energii, zapału i radości w sobie, że to mnie też podbudowuje, pomaga żyć aktywnie i nie myśleć o kłopotach - tłumaczy.
Lesiewicz ma nadzieję, że "pokazanie, że osoby onkologiczne potrafią korzystać i cieszyć się z życia, marzyć i realizować te marzenia sprawi, że mit raka jako choroby zawsze śmiertelnej upadnie".
W Karlskronie uczestnicy rejsu mają m.in. odwiedzić oddział onkologiczny miejscowego szpitala.
Tegoroczny Onkorejs to czwarta tego typu wyprawa. Pierwszy - z maja 2015 r., na "Zjawie IV" - zakończył się po kilkudziesięciu godzinach ewakuacją dwunastu uczestniczek, bo łódź się rozszczelniła. Udała się kolejna wyprawa - z września 2015 r.
Celem dwóch pierwszych rejsów była Visby na szwedzkiej wyspie Gotlandia. Z kolei w maju 2016 r. uczestnicy Onkorejsu popłynęli do litewskiej Kłajpedy na "Zawiszy Czarnym", któremu asystował "Nest".
Skomentuj artykuł