Kontrowersje wokół nowej procedury in vitro
Duży krok do przodu albo otwarcie wrót do piekieł - takie są opinie o obowiązującej od 1 listopada br. ustawie o leczeniu niepłodności. Eksperci i lekarze mówią, że pacjenci obawiają się, czy w Polsce w ogóle będzie można dokonywać zapłodnienia pozaustrojowego.
Na program "Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego w latach 2013-2016" przeznaczono w 2015 roku 85 milionów 900 tysięcy - informuje Ministerstwo Zdrowia.
Z ostatnich danych o realizacji programu wynika, że zarejestrowano 21 846 par, spośród których zakwalifikowano już 17 805 par, a 17 016 par jest w trakcie procedury leczenia niepłodności metodą pozaustrojową. Niespełna trzy tysiące par jest jeszcze przed kwalifikacją.
"Od 2013 roku na cały program wydano około 264 milionów złotych, a dzięki rządowemu programowi urodziło się do tej pory ponad 3 200 dzieci" - mówił podczas debaty w redakcji dziennika "Rzeczpospolita" Igor Radziewicz-Winnicki, wiceminister zdrowia, jeden z twórców ustawy dotyczącej in vitro.
Przypomniał przy okazji o zniesieniu bariery ekonomicznej poprzez refundację leków stosowanych do stymulacji. "Leki, które kosztowały od pięciu do dziesięciu tysięcy złotych, kosztują od lipca 2014 roku najwyżej dwa tysiące złotych. Do większości z nich pacjenci dopłacają od kilkudziesięciu do kilkuset złotych" - podkreślił.
Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że na substancje czynne stosowane w metodzie zapłodnienia pozaustrojowego wydano od lipca do końca grudnia 2014 roku ponad 24 miliony złotych, a od stycznia do maja 2015 roku prawie 26 milionów złotych.
Wiceminister poinformował, że na nowy program - na lata od połowy 2016 roku do 2019 - obecny rząd zaplanował w budżecie ponad 304 mln złotych. Jak dodał "pary, które nie potrafią wytworzyć zarodka, nie mogły być leczone w programie rządowym, natomiast w tym nowym będą mogły być leczone, o ile będzie on refundowany".
"Państwo daje pieniądze na diagnostykę podstawową oraz obrazową związaną z niepłodnością. Refundacji podlega także operacyjne leczenie chorób powodujących niepłodność. Natomiast jeżeli chodzi o procedury wspomaganego rozrodu, to refundacja, poza obecnym programem rządowym, jest właściwie zerowa" - mówi dr Robert Gizler, specjalista ginekolog i położnik, konsultant ds. jakości medycznej w klinikach leczenia niepłodności InviMed.
Z jego doświadczeń wynika, że zestaw podstawowych badań niepodlegających refundacji, potrzebnych do przeprowadzenia procedury in vitro kosztuje niepłodną parę od siedmiuset do tysiąca ośmiuset złotych. Kolejne wydatki są związane z lekami do stymulacji, które przed dopisaniem na listy refundacyjne kosztowały od 2,5 tys. złotych do 5-6 tys. złotych, a teraz nawet do zaledwie 300 złotych.
"Pary, które nie korzystają z programu refundacji muszą mieć jeszcze pieniądze na samą procedurę in vitro, która kosztuje przeciętnie od 5,5 tys. do 9 tys. złotych" - wylicza dr Gizler, biorąc pod uwagę wszystkie procedury związane z in vitro oraz pochodne, czyli począwszy od zabiegu punkcji, znieczulenia poprzez etap embriologiczny, do podania zarodków i mrożenia ewentualnych zarodków nadliczbowych.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że nie prowadzi takich analiz dotyczących wartości rynku in vitro w Polsce, "zwłaszcza, że nie posiada informacji dotyczących komercyjnej działalności podmiotów udzielających świadczeń w zakresie leczenia niepłodności metodą pozaustrojową".
Analizy i szacunki przeprowadziła natomiast firma badawczo-konsultingowa PMR. W marcu 2015 roku PMR opublikowała raport, z którego wynika, że rynek ten osiągnął wartość 283 milionów złotych w 2014 roku. Na tę kwotę złożyła się wartość świadczeń refundowanych z budżetu państwa oraz finansowanych z prywatnych portfeli pacjentów.
Prognozy PMR zakładały około 20-procentowy wzrost wartości rocznie, jednak eksperci ocenili, że kontynuacja refundacji in vitro po 2016 roku nie jest pewna i zależy przede wszystkim od uwarunkowań politycznych.
Skomentuj artykuł