"Najgroźniejsza jest strefa śmierci"

PAP / drr

- Na dużej wysokości, w rejonie tzw. strefy śmierci t.j. powyżej 7,9 tys., najbardziej niebezpieczne jest niedotlenienie organizmu powodujące obrzęk płuc oraz mózgu - twierdzi dr Patryk Krzyżak, kardiolog, wspinacz wysokogórski i lekarz nurkowy z Warszawy.

Głównym zagrożeniem podczas wspinaczki wysokogórskiej jest choroba wysokościowa, czyli niedotlenienie organizmu, którego objawy mogą się pojawić już powyżej 2,5-3 tys. m wysokości. "Ekstremalne warunki zaczynają się powyżej 5-5,5 tys. m, a od 7,9 tys. m panuje tzw. strefa śmierci" - powiedział w rozmowie z dziennikarzem PAP dr Patryk Krzyżak z pracowni Zaburzeń Rytmu Serca Szpitala Bielańskiego w Warszawie.

Na dużej wysokości w powietrzu jest 21 proc. tlenu podobnie jak na nizinach, ale jest ono mocno rozrzedzone. Na szczytach ośmiotysięczników ciśnienie atmosferyczne spada do jednej trzeciej tego, które jest na poziomie morza. Na skutek tego do jednej trzeciej spada również ilość wdychanego przez człowieka tlenu. Oddychanie jeszcze bardziej utrudnia silny wiatr.

- U człowieka przebywającego na dużych wysokościach dochodzi do niedotlenienia krwi, a więc całego organizmu, co może doprowadzić do obrzęku płuc i mózgu - podkreśla dr Krzyżak. Obrzęk płuc powstaje wtedy, gdy w pęcherzykach płucnych gromadzi się płyn co jeszcze bardziej utrudniania wchłanianie tlenu.

DEON.PL POLECA

Równie niebezpieczny jest obrzęk mózgu, który bywa jednym z najcięższych objawów ostrej choroby wysokogórskiej. Dochodzi do niego na skutek gromadzenia się płynu wewnątrzkomórkowego, co z kolei wywołuje wzrost ciśnienia śródczaszkowego.

- Obrzęknięty mózg ma zbyt mało miejsca w czaszce i dochodzi do ucisku na tkankę nerwową - mówi dr Krzyżak. Skutkiem tego mogą być bóle i zawroty głowy, a także zaburzenia równowagi i ogólne pogorszenie sprawności oraz funkcjonowania.

- Himalaista dotknięty obrzękiem mózgu ma zaburzone postrzeganie świata zewnętrznego. Ma większe trudności z oceną sytuacji i odszukaniem drogi do bazy podczas powrotu ze szczytu, łatwiej też mu zbłądzić. Jest bardziej narażony również na potknięcia, co zwiększa ryzyko wypadku, np. wpadnięcia w szczelinę - podkreśla dr Krzyżak.

Zejście ze szczytu jest najbardziej niebezpieczne, gdyż organizm jest mocno wyeksploatowany podczas wspinaczki. Himalaista musi zatem dobrze ocenić czy będzie go stać nie tylko na wejście na szczyt, ale również na powrót. Nie może również zbyt długo przebywać na samym szczycie. - Wydaje się, że Polacy o kilka godzin zbyt długo wchodzili na Broad Peak i prawdopodobnie pozostało im mniej czasu na zejście ze szczytu - podejrzewa dr Krzyżak.

Specjalista podaje przykład polskiego wspinacza, który na początku 2013 r. stracił życie w argentyńskich Andach podczas wyprawy międzynarodowej grupy turystów. Wszedł na szczyt Aconcagua o wysokości 6962 m, najwyższy w Andach i całej Ameryce Południowej. Zginął podczas schodzenia. - Wygląda na to, że był odwodniony i wyczerpany. Prawdopodobnie zbłądził, gdyż minął obóz zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Jego ciało znaleziono w potoku kilka kilometrów dalej, być może chciał się napić wody i nie miał już sił wstać - opowiada dr Krzyżak.

Niektóre osoby dobrze się adaptują do warunków wysokogórskich i lepiej znoszą niedotlenienie organizmu, ale czasami jest to złudne. Ta sama osoba, która dobrze się zaadoptowała podczas jednej wyprawy, znacznie gorzej może sobie radzić podczas kolejnej - dodaje specjalista.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Najgroźniejsza jest strefa śmierci"
Komentarze (1)
D
dociekliwy
8 marca 2013, 07:16
Na ile jest to sport wyczynowy, a na ile nie roztropne narażanie się na utratę życia? Proszę o odpowiedź jakiegoś księdza doktora moralistę?