Politycy o liście biskupów ws. in vitro
Politycy różnie oceniają list biskupów w sprawie in vitro. Dla jednych jest to "pokazanie niebezpieczeństw tkwiących w nauce", wskazanie chrześcijańskich priorytetów; inni uważają, że biskupi nie rozumieją społecznych skutków in vitro lub, że list jest dowodem "bezsilności" Kościoła.
W poniedziałek przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Bioetycznych abp Henryk Hoser i przewodniczący Rady ds. Rodziny KEP bp Kazimierz Górny skierowali do prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, premiera oraz przewodniczących klubów parlamentarnych i sejmowych komisji - zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny - list ws. metody in vitro.
Autorzy listu przestrzegają też "przed uchwaleniem ustaw dopuszczających rozwiązania prawne, które nie są do pogodzenia zarówno z obiektywnymi racjami naukowymi o początku biologicznego życia człowieka, jak też z jednoznacznymi wskazaniami moralnymi, płynącymi z Dekalogu i Ewangelii, które przypomina Kościół".
Posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska, pytana o list biskupów powiedziała PAP, że "absolutnie" nie traktuje go w kategoriach szantażu emocjonalnego wobec polityków. - Ja traktuję ten list jako pokazanie niebezpieczeństw tkwiących w nauce, które gdzieś w tej trudnej kwestii tkwią, jako stanowisko Kościoła, jako głos w sprawie tworzenia mądrego prawa - podkreśliła.
Jak dodała, Kościół wielokrotnie do tej pory zabierał głos w sprawach etyki. Podkreśliła jednocześnie, że Sejm jest dopiero na początku prac nad ustawą dotyczącą in vitro. Kidawa-Błońska przypomniała też, że Kościół w wielu kwestiach zmieniał zdanie na przestrzeni lat. - Kiedyś Kościół był np. przeciwko przeszczepom a potem, gdy zobaczył, że to jest dobre rozwiązania, przyznał rację - zaznaczyła.
Poseł PiS Bolesław Piecha ocenił, że "to list w dobrym tonie, wskazuje priorytety wiary chrześcijańskiej i nauczania Kościoła". - Nie rzuca oszczerstw. Jest nie tyle napomnieniem, co przypomnieniem tych wartości, które katolik powinien w swoim życiu stosować - powiedział Piecha.
Poseł PiS powiedział, że list "ma podstawy naukowe". - Mam również opracowania dotyczące konsekwencji, o których się nie mówi, jakie niesie procedura in vitro. Dotyczą ilości wad i schorzeń dzieci, ryzyka zachorowań na nowotwory. Jest to powszechnie znane - powiedział.
Z kolei wiceszefowa SLD Katarzyna Piekarska, komentując list biskupów, powiedziała, że nie rozumieją oni, iż skutki społeczne jakie niesie ze sobą metoda zapłodnienia in vitro i jej refundacja, to "szczęście tych rodzin, które w naturalny sposób nie mogą mieć potomstwa". - In vitro nie jest wymierzone przeciwko rodzinie, ale wzbogaca więzi rodzinne, gdyż daje możliwość bycia matką lub ojcem - oceniła Piekarska. - Być może biskupi tego nie rozumieją, ponieważ z racji wykonywanego zawodu, wyrzekli się szczęścia rodzinnego - dodała wiceprzewodnicząca Sojuszu.
Szef parlamentarnego klubu PSL Stanisław Żelichowski, pytany o list, zaznaczył, że może mówić jedynie w swoim imieniu, bo w sprawie ustaw regulujących kwestię in vitro nie będzie dyscypliny partyjnej. - To sprawa sumienia poszczególnych osób - podkreślił. Jego zdaniem, list jest wyrazem "bezsilności" Kościoła, - Sejm ma tworzyć w państwie - które nie jest państwem religijnym - prawa, z których nie wszyscy muszą korzystać - ocenił. Jak mówił, należy pamiętać, że w państwie są różne osoby - wierzące, niewierzące oraz przedstawiciele innych religii. - Nie można ograniczyć parlamentu do działania tylko w interesie jednej religii, bo to by oznaczało, że jesteśmy państwem wyznaniowym - zaznaczył.
W piątek Sejm ma zająć się projektami ustaw, które regulują kwestię zapłodnienia pozaustrojowego. Są wśród nich zarówno radykalne propozycje, zakazujące stosowania tej metody, jak też takie, które ją dopuszczają.
Skomentuj artykuł