"Polityka Lecha Kaczyńskiego budziła gniew elit"
Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział we wtorek, w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej, że b. prezydent Lech Kaczyński prowadził politykę zagraniczną, która nie była łatwa i budziła gniew oraz sprzeciw "elit polskich przesiąkniętych klientyzmem".
Prezes PiS wspominał swego brata podczas kongresu "Polska Wielki Projekt". Jak mówił, nieprzypadkowo wydarzenie odbyło się w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Jak przypomniał, Lech Kaczyński miał być patronem pierwszego kongresu, planowanego na 2010 rok.
"Lech Kaczyński doceniał znaczenie polskiej inteligencji. Przedstawił Polakom, polskiej inteligencji propozycję racjonalnego patriotyzmu. Nie taki, w którym myślenie służy uzasadnianiu bierności, zgody na zło, zgody na niesprawiedliwość i opresję, ale racjonalna analiza przeprowadzona w sposób bezlitosny, bez naiwności, bez mitów, która ma służyć realizacji ambitnego celu" - powiedział Kaczyński.
Prezes PiS podkreślił w swoim wystąpieniu, że dla jego brata ważne było zapewnienie Polakom "miejsca dużego, liczącego się, europejskiego narodu, uczestniczącego podmiotowo w europejskim i światowym procesie politycznym". Jak mówił, przekładało się to na jego politykę zagraniczną.
Przekonywał, że Lech Kaczyński budował polską politykę zagraniczną w oparciu o trzy proste, podstawowe zasady. "Po pierwsze bezpieczeństwo, a więc w czasach jego prezydentury przede wszystkim sprawa relacji ze Stanami Zjednoczonymi, przez kilka lat sprawa tarczy (antyrakietowej - PAP), po drugie śmiałe inicjatywy energetyczne" - podkreślił.
Poza tym - jak mówił - "zdecydowanie odrzucał status klientystyczny zarówno ten stary, można go określić jako wschodni i ten nowy - zachodni". Lider PiS podkreślił, że jego brat zabiegał także o to, aby usytuowanie Polski w instytucjach europejskich było odpowiednio mocne.
"To nie była polityka łatwa. To była polityka, która budziła gniew, sprzeciw ze strony - w cudzysłowie - elit polskich przesiąkniętych klientyzmem i budziła niezadowolenie, a czasem wręcz wściekłość u tych z zewnątrz, którym ta polityka przeszkadzała" - powiedział prezes PiS. Ale - jak zaznaczył - Lech Kaczyński potrafił ją prowadzić z pełną determinacją, całkowitym oddaniem i wielką osobistą odwagą.
Prezes PiS powiedział też, że jego brat czynem, a nie słowem budował aksjologiczne podstawy nowej RP, a odrzucał amnezję. Podkreślił, że takie przedsięwzięcia jak np. budowa Muzeum Powstania Warszawskiego, planowane stworzenie Muzeum II Wojny Światowej, ustanowienie Dnia Żołnierzy Wyklętych, polityka nadawania odznaczeń miały służyć "nie tylko temu by oddać honor, by oddać sprawiedliwość, ale także temu, by odnawiać źródła polskiego republikanizmu".
Jak mówił, czerpał z "tradycji Armii Krajowej, tradycji Żołnierzy Wyklętych i wreszcie tradycji solidarnościowej", która była mu szczególnie bliska. Podkreślił ponadto, że Lech Kaczyński dbał o polskie państwo, o porządek publiczny, o przeciwstawianie się patologii.
Szef PiS wspominał też Marię Kaczyńską. Podkreślał, że towarzyszyła ona i wspierała Lecha Kaczyńskiego w dobrych, ale także złych czasach, przy czym - jak zaznaczył - tych drugich było wiele.
Apelował by pamiętać o tym, że Polska jest tym, co dziś, co jutro, ale także - co wczoraj. "To nasza pamięć, to także pamięć o nim, o jego przyjaciołach, o tych wszystkich, którzy to dziedzictwo budowali" - zakończył swoje przemówienie prezes PiS.
Prof. Zdzisław Krasnodębski biorący także udział w kongresie "Polska - Wielki Projekt" przekonywał, że ze Smoleńska należy uczynić źródło siły, żeby zbudować Polskę jako wielki projekt. Wyraził opinię, że po katastrofie smoleńskiej usiłowano przeciwstawić próby jej wyjaśnienia "projektowi modernizacyjnemu".
Przekonywał, że Polacy zdecydowali się poprzeć w wyborach "tych, którzy odpowiadają za katastrofę", ponieważ "Smoleńsk ich przestraszył". "Smoleńsk przestraszył wielu Polaków. Sprawił, że z góry znaczna część społeczeństwa chciała wierzyć w rosyjską wersję" - powiedział.
Podczas kongresu zaprezentowano także raport "Katastrofa Smoleńska. Bilans dwóch lat". W raporcie m.in. dziennikarze: Piotr Falkowski ("Nasz Dziennik") i Marek Pyza ("Uważam Rze") przeanalizowali dotychczasową wiedzę o katastrofie, śledztwo w sprawie katastrofy, błędy przy sekcji zwłok i kwestię odpowiedzialności politycznej. Napisali m.in. o złym przygotowaniu lotniska w Smoleńsku, brakach w podstawowych dokumentach, takich jak karta podejścia do lądowania czy komunikatach meteorologicznych. Wytknęli też m.in. brak na lotnisku funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Ich zdaniem nic nie wskazuje na to, aby zaistniała jakakolwiek forma presji na załogę Tu-154M.
Z kolei Paweł Soloch z Instytutu Sobieskiego skrytykował w raporcie brak spójnego systemu procedur i zasad postępowania w spawie bezpieczeństwa VIP-ów.
Soloch podczas kongresu przekonywał, że państwo polskie wbrew rozpowszechnianej tezie nie zdało egzaminu po katastrofie. "W zasadzie gdzie nie spojrzymy, tam zetkniemy się z brakiem spójnego systemu procedur i ich lekceważeniem" - przekonywał.
Według niego brak spójnego systemu procedur i zasad postępowania zastępowano improwizacją, a lekceważenie obowiązujących przepisów było często motywowane walką polityczną, której celem był prezydent Lech Kaczyński.
Skomentuj artykuł