Polskie Radio ma nowe władze
Rada Nadzorcza Polskiego Radia odwołała zarząd Polskiego Radia. Stanowiska stracili Michał Dylewski, który trafił do zarządu z rekomendacji LPR oraz Robert Wijas - z rekomendacji Samoobrony. P.o. prezesem spółki został Jarosław Hasiński.
Hasiński to członek rady nadzorczej, na trzy miesiące delegowany do pracy w zarządzie (b. dyrektor poznańskiego ośrodka TVP oraz szef Agencji Produkcji Audycji Telewizyjnych za prezesury Roberta Kwiatkowskiego). Oprócz Hasińskiego rada delegowała też do zarządu Piotra Jagiełłę (od stycznia 2009 był szefem warszawskiego ośrodka TVP, do rady nadzorczej trafił z rekomendacji członka KRRiT Tomasza Borysiuka, rekomendowanego z kolei przez Samoobronę).
Status p.o. prezesa daje Hasińskiemu w dwuosobowym, tymczasowym zarządzie znaczną przewagę - p.o. prezes dysponuje bowiem dwoma głosami.
Na razie nie ogłoszono konkursu na nowy zarząd, ma to nastąpić na jednym z kolejnych posiedzeń rady nadzorczej. Najbliższe zaplanowano na 8 października.
- Rada nadzorcza postawiła na opcję zero - powiedział w czwartek szef rady nadzorczej Tomasz Sieniutycz. - Rozpiszemy nowy konkurs, w którym chcemy wyłonić nowy zarząd na pełną, trzyletnią kadencję. Chcemy by trafiły do niego nowe osoby, z odpowiednimi kwalifikacjami. Mamy nadzieję, że od 1 stycznia władzę w Polskim Radiu przejmie nowy zarząd - dodał.
Odwołanie Wijasa i Dylewskiego poprzedziła rozmowa członków zarządu z radą.
Z nieoficjalnych informacji od członków rady nadzorczej wynika, że za odwołaniem nie głosował jedynie reprezentant ministra skarbu. Główne zarzuty, jakie podnoszono wobec odwołanego zarządu, to: okoliczności, w jakich doszedł do samodzielnego zarządzania spółką, brak wyczucia w sprawach medialnych, czego przejawem miało być m.in. odwołanie szefa Trójki Krzysztofa Skowrońskiego czy spór Polskiego Radia z dostawcą sygnału spółką TP Emitel. Członkowie rady zastrzegali jednocześnie, że nie było zastrzeżeń jeśli chodzi o biznesową stronę prowadzenia radia, które jak wynika z pierwszego oglądu zachowuje płynność finansową.
Wijas i Dylewski wspólnie zarządzali radiem od listopada 2008 r., kiedy rada nadzorcza zawiesiła na trzy miesiące dwóch pozostałych członków zarządu: prezesa Krzysztofa Czabańskiego i Jerzego Targalskiego. Zanim okres ich zawieszenia upłynął - w styczniu 2009 r. Czabański i Targalski zostali odwołani z zarządu radia.
Rada nadzorcza początkowo ogłosiła konkurs, w którym mieli być wyłonieni ich następcy, ale po wielu miesiącach zwłoki, w czerwcu 2009 roku konkurs odwołano. Szef ówczesnej rady nadzorczej Adam Hromiak tłumaczył wówczas decyzję trudną sytuacją ekonomiczną radia, wiceszef rady Bogusław Kiernicki zarzucał, że służy ona jedynie "zakonserwowaniu" obecnego układu w zarządzie.
Początkowo rada nadzorcza mianowała też Wijasa p.o. prezesem spółki na trzy miesiące. Krajowy Rejestr Sądowy odmówił jednak wpisania statusu p.o. prezesa dla Wijasa i obaj członkowie zarządu zachowali równorzędny status.
Oprócz wyboru własnego prezydium i odwołania zarządu RN Polskiego Radia rozpoczęła też procedurę wyboru audytora dla spółki.
W przypadku Rady Nadzorczej Polskiego Radia nikt nie podnosi wątpliwości, czy jej wybór był legalny, czy też nie. Od tygodnia członkowie rady są wpisani w Krajowym Rejestrze Sądowym. RN Polskiego Radia została jednak wybrana na tym samym posiedzeniu KRRiT, co RN TVP, i odbyło się to w takim samym trybie. W przypadku tej drugiej trwa natomiast zaciekła batalia, by jej wybór uznać za nieważny. Jeden z członków KRRiT Lech Haydukiewicz podnosi, że wybór RN TVP nastąpił ze złamaniem regulaminu prac KRRiT, oraz że uniemożliwiono mu udział w posiedzeniu, na którym wybierano RN TVP.
W przypadku RN Polskiego Radia podobnych zastrzeżeń nikt nie podnosi. - Nie kwestionowałem wyboru RN Polskiego Radia, ponieważ uważam, że jeśli sąd zakwestionuje wybór RN TVP, to nieważna będzie jednocześnie rada w radiu - powiedział w czwartek Haydukiewicz. - Ponadto TVP jest o wiele ważniejszą spółką, posiada więcej kapitału i nieważnie wybrana rada może w niej podjąć o wiele więcej poważnych decyzji, które trzeba byłoby później odkręcać - dodał.
Skomentuj artykuł