Ruszył proces M. Tusk kontra wydawca "Faktu"

Mecenas Roman Giertych, pełnomocnik nieobecnego w sądzie Michała Tuska (fot. PAP/Leszek Szymański)
PAP / pz

Ruszył proces o ochronę dóbr osobistych wytoczony przez Michała Tuska wydawcy "Faktu" za sugestie gazety, że synowi premiera grozi do 10 lat więzienia w związku z możliwoscią popełnienia przestępstwa przy jego współpracy z OLT Express.

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie nie doszło do żadnych czynności procesowych. Sąd oddalił jedynie wniosek pozwanych, by do sprawy jako drugiego pozwanego wezwać Polską Agencję Prasową. Sąd bezskutecznie namawiał strony do negocjacji ugodowych. Sprawę odroczono do 21 stycznia 2013 r.

Latem br. wybuchła afera parabanku Amber Gold - głównego udziałowca linii lotniczych OLT Express. Media pisały też wtedy o współpracy z OLT syna premiera, zatrudnionego zarazem na gdańskim lotnisku jako specjalista ds. marketingu.

"Fakt" pisał o "aferze młodego Tuska". Cytowano słowa szefa Amber Gold Marcina P. (dziś w areszcie): M. Tusk "przyniósł nam konkretną informację o tym, ile Port Lotniczy w Gdańsku bierze od naszej konkurencji, konkretnie od Wizz Air, za obsłużenie jednego pasażera". M. Tusk zaprzeczał, by przekazał OLT taką informację.

DEON.PL POLECA

Przedmiotem pozwu jest tytuł z "Faktu" z 23 sierpnia o treści: "Michałowi Tuskowi grozi 10 lat więzienia?!". Był tam też tekst, że może on "pójść do więzienia nawet na 10 lat. Za co? Za sprawę OLT". "Fakt" tak skomentował informację o złożeniu przez stowarzyszenie "Stop korupcji" doniesienia o możliwości przestępstwa rzekomego działania przez M. Tuska na szkodę lotniska w Gdańsku (za taki czyn może grozić do 10 lat więzienia).

W pozwie M. Tusk domaga się przeprosin w "Fakcie" i w kilku portalach internetowych za podanie "nieprawdziwej informacji". Pełnomocnik nieobecnego w sądzie powoda mec. Roman Giertych powiedział, że skoro nie ma żadnego dowodu przestępstwa, zarzutu, ani aktu oskarżenia, to o nikim nie wolno pisać, że grozi mu 10 lat więzienia, nawet jeśli to osoba publiczna.

Adwokaci wydawcy "Faktu" wnoszą o oddalenie pozwu, bo uważają, że "dziennikarzom wolno pytać"; że informacje gazety są prawdziwe i że działała ona w interesie publicznym, a o sprawie pisały wcześniej inne media (w tym PAP). Według nich nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, który może być uważany za osobę publiczną (sam pokazuje się w mediach) i musi być z tego powodu bardziej odporny na krytykę.

Sędzia Paweł Pyzio dopytywał strony o możliwość ugody. Mec. Giertych odparł, że podstawą takich negocjacji musiałoby być uznanie przez pozwanego winy i jakaś forma przeprosin. - Na dziś przeprosiny nie wchodzą w grę - odpowiedział pełnomocnik pozwanego mec. Rafał Zięba.

Adwokaci pozwanego wnieśli, by sąd wezwał do udziału w sprawie jako drugiego pozwanego PAP, która też pisała o doniesieniu wobec Tuska. Powoływali się na zapis prawa prasowego, że cytowanie Agencji zwalnia od odpowiedzialności.

Sąd oddalił ten wniosek. Mec. Giertych skomentował, że zasłanianie się PAP, który nie naruszył dóbr powoda, jest nieuzsadnione. - PAP tylko informował o doniesieniu, a nie pisał, że mojemu klientowi grozi 10 lat - dodał.

Według adwokata "Faktowi" chodziło o to, by zwiększyć sprzedaż.

Pozwany chce przesłuchania szefa "Stop korupcji" i Maricna P. Giertych uważa, że nie ma konieczności przesłuchiwania kogokolwiek w tej sprawie.

Giertych powiedział też, że na etapie ugody są też sprawy M. Tuska z "Super Expressem" i "Wprost", które podobnie pisały o całej sprawie.

Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że mówił prawdę albo co najmniej wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, gdyż kierował się interesem publicznym.

Łódzka prokuratura bada, czy mogło dojść do wyrządzenia szkody w mieniu portu lotniczego w Gdańsku w związku z rozliczeniami między portem a OLT Express. Śledztwo wszczęto z zawiadomienia "Stop korupcji". Sprawa syna szefa rządu jest badana pod kątem, czy mogło dojść do ujawnienia tajemnicy handlowej. Lotnisko w Gdańsku nie czuje się jednak w tej sprawie pokrzywdzone i uważa, że nie doszło do naruszenia tajemnic handlowych.

Dotychczas nie przesłuchano M. Tuska, choć prokuratura tego nie wyklucza.

Szef rządu oceniał, że kłopoty, w jakie wpadł jego syn, są m.in. "skutkiem tego, że wybrał drogę samodzielną". Mówił, że gdy dowiedział się o planach współpracy syna z OLT, dał mu "ojcowską, szczerą radę" - że nie należy współpracować z nikim, kto nie ma dobrej reputacji. - Mój syn nie podzielił tego przekonania - dodał. Donald Tusk zaprzeczał, by odradzając synowi tę współpracę, kierował się informacjami z tajnych źródeł, bo informacja o reputacji szefa Amber Gold była "powszechnie znana".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ruszył proces M. Tusk kontra wydawca "Faktu"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.