"Sędzia może mówić w sądzie takie rzeczy?"
(fot. PAP/Tomasz Gzell)
PAP / psd
Mariusz Kamiński zapowiedział, że w najbliższych dniach złoży wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego Igora Tulei, który prowadził proces kardiochirurga dr. Mirosława G. Zdaniem Kamińskiego, Tuleya swoimi wypowiedziami naraził autorytet sądu.
"W najbliższych dniach zamierzam złożyć wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego Tulei do jego przełożonych. Oczekuję, że wypowiedzą się oni, czy jego zachowania nie wystawiają godności wykonywania zawodu sędziego na szwank" - zapowiedział w programie "Jeden na jeden" TVN24 b. szef CBA, poseł PiS Mariusz Kamiński.
Kamiński uważa wypowiedzi sędziego za niedopuszczalne. "Nie dlatego tylko, że wypowiedzi sędziego obrażają konkretnych ludzi, funkcjonariuszy CBA, prokuratorów, ale przede wszystkim ze względu na autorytet sądu" - przekonywał.
Podkreślił, że sędzia Tuleya, zapowiadając zawiadomienie do prokuratury ws. naruszenia procedur przez funkcjonariuszy CBA, nie podaje konkretnych zarzutów. "Mamy do czynienia z bardzo enigmatyczną zapowiedzią" - mówił Kamiński. "Nie ma konkretu, a jest daleko idąca inwektywa. To szokujące, że sędzia może mówić w sądzie takie rzeczy" - ocenił.
Tuleya - rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie i sędzia orzekający w głośnej sprawie G. - zapowiedział wcześniej złożenie zawiadomienia o podejrzeniu składania fałszywych zeznań przez świadków w procesie kardiochirurga dr. Mirosława G. oraz naruszenia pewnych procedur przez organy ścigania w śledztwie wobec skazanego za korupcję lekarza.
To jest decyzja sądu - podkreślił Tuleya, pytany w niedzielę w TVN24 o to, kto zdecydował o złożeniu zawiadomienia. Jak mówił sędzia, w trakcie procesu Mirosława G. sąd miał świadomość, że niektóre składające w nim zeznania osoby "mijają się z pewnymi faktami i rzeczywistością ewidentnie". Sąd dysponował innymi dowodami, np. dokumentacją bankową, dzięki którym można było zweryfikować zeznania takich osób - podkreślił Tuleya.
Jak wyjaśnił, moment po wydaniu nieprawomocnego wyroku w sprawie dr. G. wydaje się właściwy, by zwrócić się do odpowiednich organów o zbadanie sprawy "ewidentnie fałszywych zeznań". Ponieważ - podkreślił - gdyby w trakcie procesu sąd dyskredytował w ten sposób zeznania świadków, mogłyby się pojawić zastrzeżenia, co do jego bezstronności.
W piątek sąd skazał dr. Mirosława G., b. ordynatora kardiochirurgii stołecznego szpitala MSWiA, na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za korupcję - przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów; uniewinnił go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych. M.in. jako "wysoce absurdalny" określił postawiony kardiochirurgowi zarzut rzekomej próby wykorzystania seksualnego kobiety, w zamian za przyjęcie do szpitala kogoś z jej rodziny.
Zarazem sąd krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie kardiochirurga. "Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie" - mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Tuleya, dodając, że nie potrafi wytłumaczyć, czemu dr G. "został poddany takiemu atakowi i postawiono mu takie zarzuty bez należytego uzasadnienia".
"Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu" - dodał sąd. Jak podkreślił, zatrzymania dr. G., jak i innych oskarżonych w całej sprawie należy uznać za niezasadne i gdyby te osoby wystąpiły do sądu o odszkodowanie i zadośćuczynienie z tego tytułu, "to z pewnością sąd by im je zasądził".
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł