Sędzia Tyleya wysyła zawiadomienia
Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów wysłał CBA i Prokuraturze Okręgowej w Warszawie dwa zawiadomienia dotyczące "rażących uchybień" organów ścigania w sprawie kardiochirurga dr. Mirosława G. - dowiedziała się w poniedziałek PAP w stołecznym sądzie okręgowym.
Zawiadomienia, przygotowane przez sędziego Igora Tuleyę, musiały przejść formalną drogę przez mokotowski sąd rejonowy i w poniedziałek rano zostały wysłane adresatom - poinformowano PAP w zespole prasowym stołecznego sądu okręgowego. Szef CBA i prokuratura zostały zobowiązane do ustosunkowania się do opisanych przez sędziego uchybień. Mają na to miesiąc.
Wskazane zastrzeżenia - jak PAP informowała już w piątek - dotyczą m.in. zatrzymań i przesłuchań prowadzonych w sprawie kardiochirurga przez funkcjonariuszy CBA i prokuratorów. Chodzi o zasadność 24 zatrzymań i dodatkowo prawidłowość dwóch spośród tych zatrzymań.
Jak wynika z pism sędziego Tulei, ma on wątpliwości, czy zatrzymania w sprawie kardiochirurga były zasadne i celowe. Zauważa on bowiem, że zatrzymane osoby przebywały w miejscu zamieszkania i brak było przesłanek, aby twierdzić, że nie stawią się na wezwanie dobrowolnie, czy też by miały podejmować próbę mataczenia. - Trzeba wskazać, że w 2007 r., kiedy w sprawie zmieniła się ekipa śledczych, ewentualni podejrzani byli wzywani +normalną drogą+, bez pozbawiania wolności - argumentuje sąd.
W pismach sądu do CBA i prokuratury podkreślono też, że najstarsza z zatrzymanych osób miała 82 lata, pięć kolejnych - ponad 70, dwie osoby uskarżały się na problemy zdrowotne, zaś jedna została zatrzymana na 11 dni przed planowaną operacją kardiochirurgiczną, co podała do protokołu. "Pomimo tego do tych osób nie wezwano lekarzy" - poinformował sąd. Postępowanie organów ścigania wobec osób zgłaszających dolegliwości zdrowotne sąd ocenił jako naruszenie prawidłowości zatrzymań.
Sąd w zawiadomieniach zwrócił też uwagę na nieprawidłowości w przesłuchaniach zatrzymanych. Siedem osób przesłuchiwano w porze nocnej, trzech kolejnych w godzinach wieczornych. Według sądu takie pory przesłuchań nie były usprawiedliwione wagą postawionych zarzutów. Najpierw przesłuchiwali funkcjonariusze CBA, potem prokuratorzy, najdłuższe przesłuchanie - jak ustalił sąd - trwało siedem godzin, inne około trzech godzin. - W protokołach pojawiają się elementy sugerujące możliwość straszenia przesłuchiwanych tzw. aresztami wydobywczymi - ocenia sąd.
Inną z kwestii poruszanych w zawiadomieniach - jak dowiedziała się PAP w sądzie - jest wskazanie, iż w zakończonym w ubiegły piątek procesie kardiochirurga sąd nie dysponował wszystkimi materiałami CBA i prokuratury, np. protokołami zatrzymań wszystkich osób. Tym też sąd uzasadniał, że kieruje do prokuratury pismo z zastrzeżeniami, a nie zawiadomienie o przestępstwie. "To prokuratura powinna zweryfikować pozostałe postępowania związane ze sprawą dr. G." - zaznaczył wydział prasowy SO.
Według pisma sędziego Tulei, w całej sprawie najpierw toczyło się postępowanie dotyczące podejrzenia handlu organami ("sprawa matka" miała kryptonim "Bazalt" - PAP) i z tej sprawy wyłączono część materiałów m.in. w sprawie dr. G.
Pisma sądu do CBA i Prokuratury Okrgowej w Warszawie mają formę tzw. zastrzeżeń skierowanych do przełożonych prokuratorów i funkcjonariuszy CBA. - To przełożeni zdecydują, czy np. wszczynać postępowanie dyscyplinarne, czy kierować sprawę do prokuratury - tłumaczyła w rozmowie z PAP sędzia Maja Smoderek ze stołecznego sądu. Pismo z zastrzeżeniami do pracy prokuratury okręgowej zostało przekazane także do wiadomości Prokuraturze Generalnej.
Taką formę wystąpienia sądu umożliwia Kodeks postępowania karnego, którego jeden z zapisów głosi, że "w razie rażącego naruszenia obowiązków procesowych przez oskarżyciela publicznego lub prowadzącego postępowanie przygotowawcze, sąd zawiadamia o tym bezpośredniego przełożonego osoby, która dopuściła się uchybienia, żądając nadesłania w wyznaczonym, nie krótszym niż 14 dni, terminie informacji o podjętych działaniach wynikających z zawiadomienia".
W ostatni czwartek sąd wysłał już jedno zawiadomienie do prokuratury, dotyczące podejrzenia składania fałszywych zeznań przez pięciu świadków. Złożenie zawiadomień przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zapowiedział sędzia Igor Tuleya, który tydzień temu wydał skazujący wyrok ws. lekarza.
Sąd podejrzewa, że pięcioro świadków złożyło w sprawie dr. G. fałszywe zeznania. Chodzi m.in. o słowa jednej z przesłuchiwanych kobiet, że na łapówkę dla lekarza rodzina musiała zaciągnąć kredyt w banku. Tymczasem sąd ściągnął dokumentacją bankową, z której wynika, że kredyt był brany kilka miesięcy po rzekomym wręczeniu łapówki kardiochirurgowi. Za fałszywe zeznania świadkowi grozi do trzech lat pozbawienia wolności. W przypadku zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa prokurator musi podjąć decyzję o wszczęciu śledztwa bądź jego odmowie.
PAP dowiedziała się w sądzie, że w najbliższych dniach przygotuje jeszcze jedno wystąpienie do szefa CBA. Chodzi o wątek funkcjonariusza Biura, który podczas działań w sprawie dr. G. miał "wejść w dużą zażyłość z jedną z pielęgniarek". Przed jego wysłaniem sędzia Tuleya musi jeszcze skopiować z akt sądowych i załączyć do pisma odnoszące się do tej kwestii dokumenty, m.in. protokoły przesłuchań świadków.
4 stycznia sąd skazał dr. Mirosława G., b. ordynatora kardiochirurgii stołecznego szpitala MSWiA, na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za korupcję - przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów; uniewinnił go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych. Wyrok jest nieprawomocny. W ustnym uzasadnieniu sąd m.in. krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie kardiochirurga. "Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie" - mówił sędzia. "Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu" - dodawał sąd.
PiS i SP chcą, by sędzia poniósł za te słowa odpowiedzialność dyscyplinarną, a nawet karną. PO i SLD bronią sędziego i mówią, że jest celem "ordynarnego ataku".
Głos w sprawie zabierały też środowiska prawnicze. Krajowa Rada Sądownictwa uznała, że Tuleya nie naruszył prawa i zasad etyki. Zdaniem Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" żądanie napiętnowania sędziego wytykającego uchybienia w działalności instytucji państwowych stanowi naruszenie zasad państwa prawa.
Skomentuj artykuł