Specjaliści podzieleni ws. zakupu JASSM-ów
Cena za pociski manewrujące do F-16 jest wygórowana, a broń wymaga systemów rozpoznania, których Polska nie ma - oceniają publicyści "Raportu" i "Skrzydlatej Polski". Pociski wpisują się w strategię odstraszania, cena obejmuje szerszy system - zauważa szef "Nowej Techniki Wojskowej".
"Przede wszystkim nasuwa się pytanie, dlaczego tak drogo. Co powoduje, że musimy zapłacić 250 milionów dolarów. Może warto, by rząd poinformował, jaki będzie zakres modernizacji i dlaczego dostosowujemy samoloty dopiero teraz" - skomentował zakup publicysta miesięczników "Raport" i "Skrzydlata Polska" Bartosz Głowacki.
Jego zdaniem należało zadbać o przygotowanie samolotów do przenoszenia pocisków - produkowanych przez ten sam koncern - już w momencie odbioru samolotów. "Same pociski są warte po kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy dolarów; rozumiem, że trzeba doliczyć dodatkowe elementy wyposażenia, ale Finowie tyle samo zapłacili za 70 pocisków".
"Od strony wojskowej to pozorny straszak, pokazujący, ze możemy razić cele w obwodzie kaliningradzkim, ale to za mało, by razić przeciwnika na terenie Rosji. Wersja o zasięgu 900-1000 km byłaby argumentem przetargowym, pokazującym, że możemy uderzyć naprawdę z daleka. Dobrze, że MON zapowiada zakup pocisków o większym zasięgu, pozostaje pytanie, ile za nie zapłacimy" - dodał Głowacki.
Według niego wybór pocisku JASSM do polskich F-16 "był niejako oczywisty", koszty integracji europejskiego pocisku Taurus mogłyby okazać się jeszcze wyższe.
Sceptyczny wobec zakupu jest także wydawca miesięcznika "Raport" Wojciech Łuczak. "Porozumienie zostało podpisane dzisiaj, a pierwsza transza - 75 mln dolarów - ma być przekazana jeszcze w tym roku za coś, co dostaniemy w 2017. Żadna polska firma nie jest w stanie uzyskać od MON takich warunków płatności" - powiedział Łuczak. Jego zdaniem jest to sposób na wydanie pieniędzy pozostających w budżecie MON pod koniec roku.
Łuczak dodał, że pociski "są na tyle dobre, na ile są gotowe do wystrzelenia": mogą być odpalane tylko z samolotów, a w razie konfliktu bazy lotnicze stałyby się - w ciągu kilku minut - pierwszym celem przeciwnika. "Chyba że w razie konfliktu nasze F-16 zostaną przebazowane za Odrę, i będą operowały stamtąd" - zastrzegł Łuczak.
Mamy pociski, a nie mamy systemu rozpoznania i wskazywania celów; mamy wyspy supernowoczesności i cały ocean zaniedbań" - ocenił.
Łuczak zwrócił też uwagę na kwestię dostępu do kodów źródłowych, niezbędnego dla samodzielnego użycia i modyfikacji systemu. "Korea Południowa zrezygnowała z zakupu tych pocisków, bo Amerykanie nie przekazali kodów źródłowych" - dodał.
Redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" Andrzej Kiński uważa tymczasem, że "skoro podjęto decyzję o budowie potencjału odstraszania - w naszej skali oczywiście - to zakup pocisków JASSM jest konsekwentnym krokiem" po decyzjach o zakupach m.in. morskich pocisków NSM, zestawów rakietowych Homar, zapowiedziach, że nowe okręty podwodne mają przenosić pociski manewrujące.
"To konsekwentna decyzja, by nasze F-16 przenosiły broń o większym zasięgu. Uwzględniono to w programie modernizacji technicznej na lata 2012-22, ale na skutek wydarzeń przy naszych granicach przyspieszono decyzję o ich akwizycji z ostatnich lat programu na jego początek. Dzięki szybkim, można powiedzieć bezprecedensowo szybkim, decyzjom administracji amerykańskiej dostaliśmy zgodę na zakup tego uzbrojenia" - dodał naczelny "NTW".
"Jeśli chodzi o kwestię ceny, myślę, że niektórym komentatorom albo brakuje zrozumienia, co się na tę cenę składa, albo manipulują wartością kontraktu" - dodał.
Podkreślił że pociski JASSM są jednym z elementów całego pakietu. "Wraz z 40 pociskami kupujemy sześć pocisków w wersjach ćwiczebnych, telemetrycznych, które posłużą do badań związanych z integracja naszych F-16 z tym rodzajem uzbrojenia. Amerykańskie F-16 są inne niż polskie, dostosowanie naszych +Jastrzębi+, które nawet konfiguracją aerodynamiczną różnią się od amerykańskich, wymaga lotów testowych" - powiedział.
"Kolejna sprawa to zakup najnowszej wersji oprogramowania komputera bojowego M6.5, które umożliwia nie tylko wykorzystanie JASSM-ów, ale także przenoszenie i użycie wielu innych rodzajów uzbrojenia, które zintegrowano w ostatnich latach z F-16. Są to i najnowsze typy pocisków kierowanych powietrze-powietrze, i uzbrojenie precyzyjne powietrze-ziemia. To oprogramowanie umożliwia też wykorzystanie w pełnym zakresie urządzeń, które już są na pokładach naszych samolotów, jak choćby taktyczne łącze danych Link 16 czy system walki radioelektronicznej AIDEWS" - wyliczał Kiński.
Zaznaczył, że "wraz z pociskami kupujemy zaplecze naziemne do ich obsługi, pozyskujemy kompetencje do planowania misji, wchodzi w to również pakiet szkoleniowy; to wszystko składa się na cenę".
Według Kińskiego przy zapowiadanych przez MON zakupach kolejnych pocisków JASSM, w wersji o większym zasięgu, koszty logistyczne będą już niższe.
Odnosząc się do argumentu, że Finlandia zapłaciła podobną kwotę jak Polska za 70 pocisków, Kiński zwrócił uwagę, że fińskie samoloty miały już unowocześnione oprogramowanie, chodziło tylko o dostosowanie go do pocisków. "Myślę, że tak naprawdę realna cena za wszystkie sprawy towarzyszące pociskom jest podobna do tej, którą zapłacili Finowie" - dodał.
W czwartek na poznańskich Krzesinach podpisano umowę o zakupie 40 pocisków powietrze-ziemia AGM-158 JASSM (Joint Air-to-Surface Standoff Missile) za ok. 250 mln dolarów. JASSM to konwencjonalny pocisk zdolny przenosić głowicę o masie 450 kg o zasięgu na odległość 370 km. Jest przeznaczony do zwalczania ważnych, dobrze chronionych celów. MON wyraża też zainteresowanie wersją JASSM o zasięgu wydłużonym do 1000 km. Pociski JASSM, oprócz USA, do tej pory pozyskały Australia i Finlandia.
Skomentuj artykuł