Szpital nie przyjął sprzętu od Owsiaka
Jeden z nowoczesnych ultrasonografów do diagnostyki onkologicznej dzieci miał trafić do warszawskiego szpitala na Niekłańskiej. Ale nie trafi, bo szpital nie przyjął sprzętu od WOŚP. Tłumaczy, że placówki nie stać na utrzymanie tego urządzenia.
Szpital Dziecięcy im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie to – jak podkreślił Owsiak – jeden z 600 szpitali w Polsce, "który jest przez WOŚP obdarowany, ma sprzętu za ponad 1,6 mln złotych".
– A więc oczekiwaliśmy od dyrekcji życzliwości – mówił Owsiak. Przypomniał, że w zeszłorocznym finale fundacja WOŚP zakupiła 78 bardzo nowoczesnych ultrasonografów do diagnostyki onkologicznej dzieci. I w związku z tym bardzo wiele miejsc po raz pierwszy podjęło się prowadzenia tej diagnostyki, choć NFZ odmówił przeznaczenia dodatkowych pieniędzy dla lekarzy i personelu medycznego.
Dyrektor szpitala na Niekłańskiej jako jedyny przesłał pismo, w którym informował, że szpital przyjmie sprzęt, jeśli dostanie pieniądze na jego utrzymanie. – Panie dyrektorze, życzę panu, żeby pan uzdrowił polską służbę zdrowia, żeby tych pieniędzy starczało na wszystko. Ale póki ich nie ma, to od 18 lat próbujemy wam pomóc, żebyście pracowali, używając bardzo dobrego sprzętu. Pan odmówił, szkoda, bo przez to rodzice tracą jeden punkt, gdzie mogliby robić konsultacje – powiedział Owsiak.
Rzeczniczka szpitala Magdalena Kojder tłumaczy, że placówka nie odmówiła przyjęcia sprzętu od WOŚP, a cała sprawa utknęła na etapie korespondencji.
– Problemem jest to, że mielibyśmy dostać sprzęt USG, ale warunkiem było świadczenie profilaktyki onkologicznej. A my oddziału onkologii nie mamy. Wysłaliśmy do WOŚP pismo z pytaniem, czy moglibyśmy ten sprzęt umieścić na oddziale neonatologii, gdzie noworodkom wykonuje się USG brzucha i gdzie ten sprzęt bardzo by się przydał, ale nie dostaliśmy od WOŚP odpowiedzi – powiedziała.
Jak dodała, szpital musiałby też sam finansować badania wykonywane na sprzęcie od WOŚP, bo zasadą jest to, że są one bezpłatne. – Dostalibyśmy sprzęt za 50 tys. zł, a dodatkowo musielibyśmy zatrudnić obsługującą go osobę, której musielibyśmy zapłacić 100 tys. zł rocznie – powiedziała.
Skomentuj artykuł