"Trotyl na wraku był, ale płk Szeląg zaprzecza"
Prawo i Sprawiedliwość uważa, że szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg powinien przyznać, że na wraku Tu-154M był trotyl. Prezes PiS Jarosław Kaczyński chce cofnięcia decyzji personalnych podjętych po publikacji w "Rzeczpospolitej".
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku Tu-154M ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że ślady - znalezione podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. W połowie listopada prokuratura ujawniła, że urządzenia reagowały tak samo podczas badań drugiego samolotu Tu-154M.
Autor tekstu pt. "Trotyl na wraku tupolewa" Cezary Gmyz wraz z trzema innymi osobami, w tym z redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim, zostali zwolnieni z pracy w gazecie.
W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, na wniosek posłów PiS, w sprawie ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. "Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi" - poinformował naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak. Jak dodał, "te same urządzenia (...) po skalibrowaniu i zbliżeniu do opakowania pasty do butów zareagowały, pokazując TNT, co może wskazywać na zbliżony skład chemiczny".
- Dziennikarz śledczy napisał artykuł, o którym dzisiaj możemy z całą pewnością powiedzieć, że prezentował fakty zgodnie z rzeczywistością, był prawdziwy. Został za to usunięty z pracy i to w trybie dyscyplinarnym. Został usunięty z pracy redaktor naczelny, jego zastępca, szef działu. Rozbito najpierw jedną gazetę, później drugą - podkreślił Kaczyński na briefingu w Warszawie.
W jego ocenie, "doszło do wydarzeń, które zagrażają wolności słowa" i "doszło do tego na podstawie artykułu, który nie mijał się z prawdą". - Oczekuję od tych, którzy podjęli decyzje tego rodzaju, że się z tych decyzji wycofają - oświadczył prezes PiS. Jak dodał, liczy też na to, że "media zareagują na tę sytuację w sposób właściwy, właściwie ją opiszą i właściwie wyciągną wnioski".
Rzecznik PiS Adam Hofman ocenił, że w sprawie katastrofy smoleńskiej "władza nie prowadzi polityki informacyjnej, tylko politykę dezinformacji". - Polacy przez wiele lat nauczyli się czytać między wierszami i czują instynktownie jaka jest w tej sprawie prawda. Tak jak nie mówiono prawdy o czterech lądowaniach, o gen. Andrzeju Błasiku, o identyfikacji ciał, tak nie mówiono prawdy o trotylu - uważa poseł PiS.
Wyraził nadzieję, że dojdzie do sytuacji, w której szef WPO w Warszawie "powie, że to co zrobił na konferencji prasowej, nie powinno mieć miejsca i powinien przyznać: "był trotyl". - Czekamy na prawdę w tej sprawie - powiedział Hofman.
Na briefingu przypomniane zostały także wypowiedzi z konferencji przedstawicieli warszawskiej WPO po publikacji "Rzeczpospolitej" o ewentualnych materiałach wybuchowych na wraku Tu-154M. - Chciałbym uspokoić opinię publiczną. Powołani przez prokuraturę biegli, pracujący wspólnie z polskim prokuratorem pod Smoleńskiem, nie stwierdzili na wraku samolotu trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego - mówił wówczas Szeląg. Przypomniano także słowa Artymiaka z czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości.
Skomentuj artykuł