Tusk weźmie udział w nieformalnym szczycie UE
Premier Donald Tusk udaje się w czwartek na nieformalny szczyt UE w Brukseli. Szefowie państw i rządów mają tam zadecydować o obsadzie trzech unijnych stanowisk: przewodniczącego Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej i sekretarza generalnego Rady UE.
Polska domaga się specjalnej trzyetapowej procedury selekcyjnej dla kandydatów na szefa unijnej dyplomacji. Po konsultacjach dwustronnych z krajami przewodnictwo UE ujawniałoby listę kandydatów, następnie każdy z nich prezentuje siebie i swoją wizję sprawowania urzędu, a potem po dyskusji następowałoby głosowanie większością kwalifikowaną.
Szef MSZ Radosław Sikorski powiedział, że rozmawiał o polskiej propozycji z przedstawicielami kilkunastu krajów UE i nikt się jej nie sprzeciwił. Wcześniej Polska chciała analogicznej procedury selekcyjnej również dla przewodniczącego Rady Europejskiej, ale zmieniła zdanie pod wpływem sprawującej przewodnictwo w UE Szwecji.
Wśród faworytów na stanowisko unijnego prezydenta (jak potocznie mówi się o przewodniczącym Rady Europejskiej) wymienia się belgijskiego premiera Hermana van Rompuya, premiera Luksemburga Jean-Claude'a Junckera i szefa holenderskiego rządu Jana Petera Balkenende. Swoją kandydaturę oficjalnie zgłosiła była prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga. Oficjalnie brytyjski premier Gordon Brown wciąż lobbuje na rzecz kandydatury Tony'ego Blaira, ma on jednak w UE bardzo wielu przeciwników, którzy nie chcą darować mu poparcia wojny w Iraku.
Potencjalni kandydaci na stanowisko wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej to szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt oraz były premier Włoch Massimo D'Alema. Na liście są też m.in. unijna komisarz ds. handlu Brytyjka Catherine Ashton, a także była komisarz i obecna minister ds. edukacji Grecji Anna Diamantopulu. Wcześniej mówiło się też o fińskim komisarzu ds. rozszerzenia Olli Rehnie i byłym sekretarzu generalnym NATO Jaapie de Hoop Schefferze.
Polski rząd nie deklaruje, którego z kandydatów chcielibyśmy poprzeć. Źródła zbliżone do rządu i do PE oceniły w przeddzień szczytu, że najlepszą z polskiego punktu widzenia kandydaturą na szefa unijnej dyplomacji byłby Carl Bildt.
– Zależy nam, aby unijny minister spraw zagranicznych dobrze rozumiał sprawy Polski i nowych krajów UE. Idealnym kandydatem, m.in. ze względu na Partnerstwo Wschodnie, byłby tutaj Carl Bildt, przemawia za nim też duże doświadczenie na arenie międzynarodowej – powiedział zastrzegający anonimowość rozmówca z Parlamentu Europejskiego.
Źródła rządowe potwierdzają, że Polska chciałaby widzieć Bildta na tym stanowisku, ale – zastrzegają – nie jest przesądzone, czy Szwedzi w ogóle zgłoszą jego kandydaturę, czy też zdecydują się zgłosić kogoś innego, np. unijną komisarz Margot Wallstroem. W takiej sytuacji Polska wolałaby poprzeć brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Milibanda.
Z kolei jeśli chodzi o prezydenta UE polskie źródła w rządzie i w PE podkreślają, że van Rompuy jest politykiem praktycznie nieznanym poza Belgią, a Vike-Freiberga nie ma szans na szersze poparcie. – Polska chciałaby silnego prezydenta UE, kandydatury na miarę Tony'ego Blaira. Ze względu na kontrowersje wokół kandydatury Blaira, kolejnym silnym kandydatem byłby Juncker – powiedziały źródła.
Sikorski mówił we wtorek, że wszystko zmierza ku temu, iż na szczycie w czwartek premierzy i prezydenci zdecydują w drodze głosowania i nie uda się osiągnąć konsensusu. – Wszyscy w tej chwili mówią o głosowaniu. Wszyscy, z którymi ja rozmawiałem, liczą już, który kandydat ma jakie poparcie – powiedział we wtorek w Brukseli szef polskiego MSZ. Jego zdaniem świadczy to "w pewnym sensie" o poparciu dla polskiej propozycji, by wyboru dokonać w drodze procedury selekcyjnej, w której kandydaci na szefa unijnej dyplomacji zaprezentują siebie i swe plany.
Szwedzkie przewodnictwo nie wyklucza głosowania, choć byłby to precedens. W tak ważnych sprawach, nawet jeśli traktaty przewidują możliwość podjęcia decyzji kwalifikowaną większością głosów, zwykle negocjuje się do skutku – aż osiągnie się kompromis i akceptację wszystkich członków UE. Tak było w przypadku wyboru Jose Barroso na szefa Komisji Europejskiej pięć lat temu i w tym roku, przy reelekcji.
Nie jest wykluczone, że czwartkowy szczyt zakończy się fiaskiem, a przywódcy wrócą do obsady kluczowych stanowisk unijnych dopiero w grudniu.
Skomentuj artykuł