WUG sprawdzi doniesienia ws. Mysłowic-Wesołej

(fot. PAP/Andrzej Grygiel)
PAP / kn

Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach będzie sprawdzał doniesienia o nieprawidłowościach, które miały poprzedzić poniedziałkowy wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła. Chodzi m.in. o sygnały, że kopalnia nie zareagowała odpowiednio na podziemny pożar.

"Będziemy sprawdzali ten wątek. Kopalnia twierdzi, że była tam prowadzona profilaktyka przeciwpożarowa - stąd obecność ratowników. Sprawdzamy informacje, które do nas wpłynęły, że był tam pożar endogeniczny. Musimy mieć twarde dowody" - powiedziała PAP w środę rzeczniczka WUG Jolanta Talarczyk.
Do Urzędu we wtorek i w środę docierały anonimowe informacje o tym, że podwyższone zagrożenie mogło występować w kopalni już w piątek, o czym miała świadczyć obecność ratowników w miejscu wypadku i wśród rannych. Według części rodzin poszkodowanych, podobne pogłoski miały wcześniej krążyć też wśród górników.
Jak zaznaczyła Talarczyk, jest bezsporne, że ratownicy prowadzili w wyrobisku, gdzie doszło do wypadku "jakieś działania". Przedstawiciele nadzoru górniczego muszą jednak ustalić, czy były to działania w ramach profilaktyki, czy też ratownicy gasili pożar endogeniczny. Jeżeli była to ta druga sytuacja, dyspozytor kopalni miał obowiązek bezzwłocznego poinformowania o tym nadzoru. W przypadku działań profilaktycznych - nie ma takiego obowiązku.
"Jeżeli tam był pożar endogeniczny, wyjdzie nam to z analizy dokumentów, bo przecież odczyty urządzeń pomiarowych muszą być rejestrowane" - wskazała rzeczniczka. W razie pożaru czujniki powinny zarejestrować podwyższone stężenia tlenków.
Obecnie WUG ma dwie wstępne hipotezy przyczyn zapalenia się metanu. Pierwsza dotyczy właśnie samoistnego pożaru endogenicznego - będącego efektem samozapłonu węgla w miejscach po jego eksploatacji, tzw. zrobach. Druga wiąże wypadek z robotami strzałowymi przy wysokim stężeniu metanu. Urządzenia pomiarowe wskazują, że w rejonie wypadku mogły być prowadzone roboty strzałowe - na wykresach pojawiają się chwilowe wzrosty stężeń gazów.
"Po to w czasie robót na miejscu jest sztygar wentylacji, aby ocenić, czy ten tlenek podskakuje wskutek wykonanych prac czy też, że mamy do czynienia z pożarem" - zaznaczyła Talarczyk.
Na podstawie zapisów urządzenia rejestrującego pracę kombajnu wyeliminowano trzecią wstępną hipotezę - wiążącą zapalenie metanu z iskrą z działającego organu urabiającego kombajnu. Z zarejestrowanych danych wynika, że kombajn został wyłączony pół godziny przed wypadkiem.
Talarczyk zastrzegła w środę, że powołana przez prezesa WUG 20-osobowa komisja, która zbada przyczyny zdarzenia, dopiero rozpoczyna pracę. Rozpoczęły się przesłuchania pierwszych poszkodowanych górników - tych, których stan zdrowia na to pozwala. Przede wszystkim kompletowane są jednak materiały dotyczące ściany wydobywczej, przy której doszło do zapłonu.
Była to nowa ściana - działała od 18 lipca br. Była kontrolowana przez specjalistów Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach jeszcze na etapie zbrojenia, czyli montowania urządzeń, w czerwcu br. Kolejna kontrola miała miejsce pod koniec sierpnia. Kontrole stwierdziły pewne nieprawidłowości, które były usuwane. WUG nie podaje szczegółów, ze względu na postępowanie.
"Musimy sprawdzić, czy niektóre nieprawidłowości, które stwierdziliśmy po uruchomieniu tej ściany, nie pojawiły się wśród ewentualnych przyczyn tego wypadku" - zaznaczyła przedstawicielka WUG.
Przedstawiciele nadzoru górniczego oceniają, że mimo najwyższego, czwartego stopnia zagrożenia metanowego, nie była to szczególnie trudna ściana - trudniejsze warunki zdarzają się np. w kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Plan ruchu przewidywał odpowiednią profilaktykę - przedstawiciele komisji będą analizowali, czy była ona stosowana.
Podczas trwającej wciąż w kopalni akcji ratowniczej niemożliwe są jakiekolwiek działania pod ziemią. Wstęp w zagrożony rejon mają tylko ratownicy, nie może tam wejść prokurator czy przedstawiciel Państwowej Inspekcji Pracy. Z kolei wobec pożaru bezpośrednio po zakończeniu akcji rejon ten trzeba będzie otamować, odizolować i w ten sposób doprowadzić do jego ugaszenia.
Niezależne od postępowania komisji WUG śledztwo ws. wypadku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Jak poinformowała PAP jej rzeczniczka, prok. Marta Zawada-Dybek, prokuratorzy w pierwszej kolejności chcą przesłuchać bezpośrednich świadków, czyli w tym wypadku pokrzywdzonych - o ile to możliwe. Pierwsze przesłuchania rozpoczęły się we wtorek.
Prokuratura zabezpieczyła też cyfrowe kopie danych z kopalnianych urządzeń pomiarowo-rejestrujących i z rejestratorów rozmów. Śledczy wstępnie przeanalizowali dokumentację ruchu ściany. Do prokuratury nie dotarły bezpośrednie zawiadomienia, czy informacje o nieprawidłowościach w kopalni - śledczy będą jednak sprawdzać m.in. te pojawiające się w mediach.
W poniedziałek wieczorem w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła doszło najprawdopodobniej do zapalenia metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 29 trafiło do szpitali. W środę nadal 18 górników było w stanie ciężkim, a 2 w krytycznym.
W środę w kopalni kontynuowano próby dotarcia do jednego zaginionego górnika - 42-letniego kombajnisty z 24-letnim stażem pracy. Komplikowały je warunki w podziemnych wyrobiskach - zagrożenie obecnością metanu oraz pożarem.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

WUG sprawdzi doniesienia ws. Mysłowic-Wesołej
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.