Zażalenie prokuratury na zwolnienie Lwa R.
Łódzka prokuratura apelacyjna złożyła zażalenie na decyzję stołecznego sądu dotyczącą zwolnienia za kaucją z aresztu producenta filmowego Lwa R., podejrzanego w śledztwie ws. korupcji i fałszowania dokumentacji medycznej.
Lew R. wraz z pięcioma innymi osobami wyszedł z łódzkiego aresztu w piątek późnym wieczorem po wpłaceniu pół miliona złotych kaucji.
– Uważamy, że tylko zastosowanie tymczasowego aresztowania jeszcze przez jakiś czas zapewni prawidłowy przebieg śledztwa – powiedział rzecznik prokuratury Jarosław Szubert. Dodał, że prokuratura wystąpiła jednocześnie o wstrzymanie do rozpoznania zażaleń wykonania decyzji sądu o możliwości wyjścia z aresztu za kaucją wobec sześciu osób, które nie opuściły jeszcze aresztu.
Prowadzone przez łódzką prokuraturę śledztwo dotyczy korupcji, płatnej protekcji i fałszowania dokumentacji medycznej, na podstawie której sądy decydowały o odraczaniu wykonania kar lub nieosadzaniu w aresztach osób podejrzanych o popełnienie przestępstw – także gangsterów.
Osoby zamieszane w ten proceder, powołując się na wpływy w instytucjach wymiaru sprawiedliwości i zakładach opieki zdrowotnej – zdaniem śledczych – obiecały osobom, które miały np. trafić do więzienia, pomoc w odroczeniu wykonania kary. W tym celu korumpowano lekarzy, którzy za łapówki tworzyli fikcyjne dokumentacje medyczne czy fałszywe opinie lekarskie.
Lew R. i jego syn Marcin są podejrzani o organizowanie fałszywych dokumentów o stanie zdrowia, które miały uniemożliwić odbycie producentowi kary 2,5 lat więzienia za pomoc w płatnej protekcji wobec Agory. Podejrzani są też adwokaci broniący gangsterów – m.in. Robert D. i Andrzej P. oraz byli obrońcy Lwa R. – Marek Małecki i Piotr Rychłowski. Dwóch ostatnich nie aresztowano, ale zawieszono ich w prawach wykonywania zawodu. Adwokaci podkreślają, że zarzucono im to, co mają obowiązek robić jako obrońcy, czyli działanie na rzecz klienta.
W śledztwie podejrzane są w sumie 23 osoby. Kilkanaście z nich nadal przebywa w areszcie. Większości grozi kara do 10 lat więzienia. Według prokuratury śledztwo ma wciąż charakter rozwojowy.


Skomentuj artykuł