Zniszczenia po Marszu to ponad 120 tys. zł

(fot. PAP/Leszek Szymański)
PAP / drr

Zniszczenia związane z "Marszem Niepodległości" są wstępnie szacowane na 120 tys. zł. Miasto będzie dochodzić tych pieniędzy od organizatora marszu - powiedziała we wtorek prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Prezydent podkreśliła, że na nagraniach monitoringu widać, że chuligani odłączali się od marszu, a później do niego wracali i byli akceptowani przez organizatora.

Dyrektor biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w ratuszu Ewa Gawor zaznaczyła, że organizator marszu - Stowarzyszenie "Marsz Niepodległości" - deklarował do ostatniej minuty pokojowy charakter zgromadzenia i to on odpowiada za to, co się stało.

DEON.PL POLECA

Szkody miasto szacuje na 120 tys. zł. Wartość zniszczonej "Tęczy" na pl. Zbawiciela Zarząd Oczyszczania Miasta oszacował na 70 tys. zł. Sprzątanie i czyszczenie to kolejne kwoty opiewające na ok. 40 tys. zł. Zarząd Dróg Miejskich szacuje straty związane z uszkodzeniem chodników, znaków drogowych i łańcuchów ogrodzeniowych na 6 tys. zł.

"Będziemy na drodze ogólnej kodeksu cywilnego, ponieważ sama ustawa o zgromadzeniach nie daje takiej podstawy prawnej, dochodzić od organizatorów, czyli od Stowarzyszenia +Marsz Niepodległości+ pokrycia kosztów i szkód wyrządzonych w trakcie marszu" - powiedziała prezydent.

Zaznaczyła, że miasto w przeszłości starało się dochodzić odszkodowań w przypadku zniszczeń podczas zgromadzeń publicznych, ale zdarzało się, że koszty postępowania byłyby większe od strat. "W tej chwili jesteśmy zdeterminowani kosztami jak i doprowadzeniem (sprawy - PAP) do końca. Nawet jeśli to będzie kosztować miasto" - zaznaczyła.

Dyrektor stołecznego biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Ewa Gawor podkreśliła, że miasto apelowało do organizatora - Stowarzyszenia "Marsz Niepodległości", by ten, ze względu na sąsiedztwo m.in. ambasady rosyjskiej, zmienił trasę przemarszu, ale się na to nie zgodził.

Gawor dodała, że współpraca z przewodniczącym zgromadzenia Witoldem Tumanowiczem (szef Stowarzyszenia "Marsz Niepodległości") była podczas marszu bardzo trudna, np. nie odbierał telefonów. Zaznaczyła, że zazwyczaj organizatorzy zgromadzenia idą razem z przedstawicielami biura bezpieczeństwa na przedzie pochodu, natomiast w poniedziałek Tumanowicz jechał na lawecie oddalonej o 300 metrów od czoła marszu.

Dodała, że problemy z komunikacją przyczyniły się do różnicy czasu, jaka wystąpiła od momentu zwrócenia się policji o rozwiązanie marszu a ogłoszeniem decyzji w tej sprawie. "Cały czas szukaliśmy kontaktu z przewodniczącym, by go uprzedzić o fakcie (rozwiązania marszu - PAP), wręcz namówić go do podjęcia tej decyzji przez niego samego" - zaznaczyła.

Gronkiewicz-Waltz poinformowała, że marsz, który wyruszył w poniedziałek ok. godz. 15.40, został rozwiązany po godzinie. O rozważenie takiej możliwości policja zwróciła się do miasta o godz. 16.25; decyzja taka została podjęta o 16.42. "Rozwiązaliśmy wtedy, kiedy policja stwierdziła, że może być eskalacja różnych wydarzeń" - dodała.

Gronkiewicz-Waltz pytana, dlaczego marszu nie rozwiązano od razu, gdy doszło do burd przy ul. ks. Skorupki oraz na pl. Zbawiciela, zaznaczyła, że w związku z tym, że ani ulica, ani plac nie były na trasie marszu, miejski urząd musiał mieć pewność, że za incydenty odpowiadają uczestnicy pochodu.

Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała także, że podpalona tęcza stanie ponownie.

"Musimy się nauczyć szanowania cudzej wolności. Nie może być tak, że ktoś niszczy dobro publiczne, nawet jeśli uważa, że ono jest nie w tym miejscu i nie tak powinno wyglądać. Dlatego uważam, że powinniśmy to za każdym razem odnawiać. Dlatego, że jeżeli pozwolimy i ustąpimy przed chuligaństwem, niszczeniem, to znaczy, że ono z nami wygrało. Ja sobie nie pozwolę na to, żeby to wygrało, także ile razy trzeba będzie odbudowywać, tyle razy będziemy" - powiedziała.

W przesłanym we wtorek PAP komunikacie Instytut Adama Mickiewicza, który jest właścicielem "Tęczy", podkreślił: "Po raz kolejny bezmyślnie zniszczono instalację artystyczną, która była efektem społecznej pracy ponad tysiąca osób. Szczególnie oburza atak podpalaczy na strażaków, którzy próbowali gasić pożar. Agresja żuli wobec tych odważnych ludzi, którzy codziennie narażają zdrowie i życie, by ratować innych, jest niepojętym aktem nikczemności".

W komunikacie pracownicy Instytutu podziękowali "za wszystkie przejawy sympatii i deklaracje pomocy przy rekonstrukcji +Tęczy+". "Wsparcie, jakie otrzymaliśmy od internautów, artystów, ludzi kultury, mediów i sympatyków +Tęczy+ z całej Polski jest wielką wartością, którą chcemy przeciwstawić tępej agresji, brutalności i bezmyślności. Dziękujemy pani prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz za szybkie podjęcie decyzji o dalszych losach +Tęczy+ i deklarację pociągnięciu organizatorów marszu do odpowiedzialności finansowej za szkody wyrządzone miastu" - napisali.

Prezydent Warszawy powiedziała, że nie ma możliwości, by np. w przyszłym roku zakazać "Marszu Niepodległości". Stołeczny ratusz zaznacza, że konstrukcja Prawa o zgromadzeniach uniemożliwia urzędnikom prewencyjnego zakazu manifestacji czy demonstracji: organizator składa wniosek, w którym informuje miejski urząd o godzinie i miejscu zgromadzenia publicznego. Urzędnicy mogą jedynie namawiać organizatorów do zmiany np. trasy pochodu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zniszczenia po Marszu to ponad 120 tys. zł
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.