AP: mimo wzajemnych pogróżek USA i Korea Północna pozostają w kontakcie
Mimo wzajemnych pogróżek, administracja prezydenta USA Donalda Trumpa utrzymuje zakulisowymi kanałami dyplomatycznymi kontakty z Koreą Północną - podała w piątek AP. Tematami rozmów są Amerykanie przetrzymywani przez reżim, ale także pogarszające się stosunki.
Powołując się na źródła zaznajomione ze sprawą, AP przekazała, że na razie w ramach tych kontaktów nie zrobiono nic, by wyciszyć kryzys związany ze zbrojeniami nuklearnymi KRLD, który wywołuje obawy, że może przerodzić się w konfrontację militarną.
Ale rozmówcy AP są zdania, że trwające zakulisowe rozmowy mogłyby być podstawą do poważniejszych negocjacji, w tym dotyczących programu nuklearnego KRLD, gdyby Trump i północnokoreański przywódca Kim Dzong Un porzucili wojowniczą retorykę z ostatnich dni i opowiedzieli się za dialogiem.
Ze strony amerykańskiej za kontakty odpowiada wysłannik ds. KRLD Joseph Yun, zaś po stronie północnokoreańskiej prowadzi je Pak Song Il, dyplomata z przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku. Ich rozmowy są określane żargonowo jako "kanał nowojorski".
AP pisze, że "kanał nowojorski" praktycznie nie był wykorzystywany przez siedem ostatnich miesięcy prezydentury Baracka Obamy, bo KRLD zerwała kontakty w reakcji na wprowadzone wówczas amerykańskie sankcje wobec Pjongjangu. Wznowiono je krótko po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa, co nastąpiło w styczniu br.
USA i KRLD nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Oficjalnie strona amerykańska zapewnia, że jest gotowa do rozmów z KRLD, ale jako warunek wstępny stawia położeniu kresu próbom pocisków balistycznych, które mogę dosięgnąć terytorium USA. Mimo sprzeciwu wspólnoty międzynarodowej w lipcu reżim w Pjongjangu przeprowadził dwa takie udane testy.
AP przypomina, że o istniejącej możliwości zakulisowych rozmów z KRLD mówił na niedawnym spotkaniu ASEAN w Manili amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson. - Mamy z nimi otwarte inne kanały komunikacji, by usłyszeć, co mają do powiedzenia, jeśli chcą rozmawiać - zapewnił.
Istnienie "kanału nowojorskiego" może oznaczać, że obie strony są gotowe do rozmów, mimo że Trump zagroził KRLD "ogniem i gniewem, jakich świat nie widział", a Pjongjang publicznie snuje plany ataku rakietowego na amerykańską wyspę Guam na Oceanie Spokojnym.
Ani Departament Stanu UDA ani Biały Dom nie skomentowali dla AP działalności Josepha Yuna. Z kolei dyplomata z misji KRLD przy ONZ potwierdził tylko, że kanałami dyplomatycznymi udało się doprowadzić dwa miesiące temu do zwolnienia będącego w ciężkim stanie amerykańskiego studenta Otto Warmbiera, który wkrótce po przylocie do USA zmarł. To Yun poleciał po niego do Pjongjangu, co szeroko nagłośniły światowe media.
Obecnie "kanał nowojorski" służy do rozmów o wypuszczeniu z KRLD innych amerykańskich obywateli, w tym Kima Hak Songa, zatrzymanego w maju za bliżej nie sprecyzowane "wrogie działania", Tony'ego Kima, nauczyciela oskarżonego o dążenie do obalenia rządu, oraz Kima Dong Czula, skazanego w ub. roku na 10 lat ciężkich robót za szpiegostwo.
Ostatnia runda poważnych negocjacji między Waszyngtonem a Pjongjangiem załamała się w 2012 roku, gdy wbrew zobowiązaniom podjętym w zamian za amerykańską pomoc żywnościową KRLD wystrzeliła rakietę dalekiego zasięgu. Od tamtej pory północnokoreańskie zbrojenia nabrały tempa, co oznacza także, że za ewentualny kompromis obie strony musiałyby zapłacić wyższą cenę.
AP odnotowuje, że Trumpa oskarżono o to, że jego ostatnie tweety i oświadczenia pod adresem KRLD przyczyniły się do zaognienia konfliktu albo wręcz chaosu na linii Waszyngton-Pjongjang. Tymczasem zdaniem agencji nie jest wcale jasne, jaki skutek będą one miały dla zakulisowych kontaktów w ramach "kanału nowojorskiego".
Skomentuj artykuł