Bułgaria - zwadą w bałkańskich projektach Rosji

Bułgaria - zwadą w bałkańskich projektach Rosji
(fot. dewfall/flickr.com/CC)
PAP / psd

Wstrzymanie budowy bułgarskiego odcinka największego projektu regionalnego na Bałkanach z udziałem Rosji, gazociągu South Stream, było niepodziewane, lecz nie była to pierwsza podobna decyzja władz w Sofii.

Na razie mówi się o zawieszeniu budowy, chociaż, biorąc pod uwagę losy kilku projektów z ostatnich lat, nie należy wykluczać całkowitej rezygnacji z South Streamu przez Bułgarię.

W styczniu 2008 r. ówczesny prezydent Georgi Pyrwanow przy podpisywaniu szeregu ważnych porozumień z prezydentem Rosji Władimirem Putinem powiedział, że Bułgaria "wygrała wielkiego szlema w energetyce". Porozumienia dotyczyły budowy ropociągu Burgas-Aleksandrupolis, drugiej elektrowni atomowej w Belene nad Dunajem oraz udziału w budowie 3600-kilometrowego gazociągu South Stream pod Morzem Czarnym przez Bułgarię do Austrii.

DEON.PL POLECA

Z pierwszych dwóch Bułgaria wycofała się za rządów centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii). Decyzje wyglądały na podjęte samodzielnie, miały solidne uzasadnienie finansowe.

Rurociągiem Burgas-Aleksandrupolis o długości 280 km (155 km na terytorium Bułgarii) miało płynąć rocznie 50 mln ton ropy dostarczanej tankowcami z Noworosyjska. Koszt inwestycji, której celem było ominięcie zatłoczonej cieśniny Bosfor w Turcji, szacowany był na 900 mln dolarów. W grudniu 2011 r. Bułgaria mimo sprzeciwu dwóch pozostałych partnerów Grecji i Rosji zrezygnowała z udziału, podając jako przyczynę zbyt niskie korzyści dla kraju - około 36 mln dolarów rocznie oraz wysokie zagrożenie ekologiczne.

W marcu 2012 r. Sofia zrezygnowała z kolejnej dużej rosyjskiej inwestycji - budowy elektrowni atomowej w Belene. Miały tam powstać dwa reaktory typu WWER trzeciej generacji o łącznej mocy 2 tys. megawatów. Miały to być pierwsze tego typu reaktory na terytorium UE. Wartość kontraktu, podpisanego w 2008 r., wynosiła 3,9 mld euro, jednak znalazły się w nim nieprecyzyjne zapisy dotyczące kosztów budowy. Nie uwzględniono m.in.wskaźnika inflacji i ostatecznie cena według strony rosyjskiej wzrosła do 6,3 mld euro. Bułgaria odrzuciła tę cenę, chociaż w projekt zainwestowała już ponad 1 mld euro. Inwestor Atomstrojeksport podał sprawę do międzynarodowego trybunału arbitrażowego o odszkodowania od Bułgarii. Według mediów bułgarskich chodzi o ok. 1 mld euro.

Z "wielkiego szlemu" Pyrwanowa został tylko South Stream i w Bułgarii nie brakowało komentarzy, że Rosja jest gotowa pogodzić się z pierwszymi dwiema stratami w imię realizacji tego najważniejszego dla niej regionalnego projektu, który ma gwarantować alternatywną drogę rosyjskiego gazu do Europy z ominięciem Ukrainy.

Decyzję inwestycyjną podpisano w listopadzie 2012 r. Z tej uroczystości pochodzą słynne zdjęcia Putina z psem podarowanym przez bułgarskiego premiera Bojko Borysowa.

Obecne władze Bułgarii zaciekle broniły projektu przez zastrzeżeniami KE, chociaż obawy, że może on paść ofiarą kryzysu rosyjsko-ukraińskiego wyrażały już w marcu.

Decyzję o zawieszeniu budowy bułgarskiego odcinku gazociągu premier Płamen Oreszarski ogłosił po spotkaniu z grupą wpływowych amerykańskich senatorów. Jak się okazało, nie byli o niej poinformowani koalicyjni partnerzy, zapewniający rządowi poparcie w parlamencie - Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP) oraz partia tureckiej mniejszości Ruch na rzecz Praw i Swobód (DPS).

Po oświadczeniu premiera pojawiły się komentarze, że decyzja zapadła pod naciskiem. Według analityka prof. Nikołaja Michajłowa "stało się jasne, że w kluczowych geopolitycznych sprawach Bułgaria nie może podejmować samodzielnych decyzji", a Sofia "w wielkiej grze geopolitycznej nie ma żadnych atutów".

Według politologa Ogniana Minczewa oświadczenie Oreszarskiego tuż po spotkaniu z amerykańskimi senatorami "jest prowokacją, mającą na celu wmówienie opinii publicznej, że decyzję podjęto pod ich naciskiem". "Tymczasem prawo jest prawem i należy go przestrzegać, Bułgaria nie może postępować wbrew trzeciemu pakietowi energetycznemu (UE)" - dodał.

Projekt miał w Bułgarii przeciwników już w chwili podpisania porozumienia. Minczew niejednokrotnie podkreślał, że z punktu widzenia geopolitycznego uderza on w interesy Ukrainy i sprzyja Rosji. Były ambasador w Moskwie Ilian Wasilew uważa go za sprzeczny z logiką bułgarskiego członkostwa w NATO i UE.

Eksperci podkreślali, że South Stream nie gwarantuje Bułgarii, uzależnionej w 85 proc. od rosyjskiego gazu, alternatywnego źródła dostaw. Przypominali konflikt gazowy z Rosją z 1998 r., kiedy Gazprom obniżył dostawy gazu i domagał się kontroli nad bułgarską siecią gazociągową. Wówczas osiągnięto porozumienie, lecz Bułgaria straciła zyski płynące z przesyłania gazu do Turcji. South Stream według ekspertów grozi analogicznymi stratami, ponieważ bułgarska tranzytowa sieć gazociągów nie będzie wykorzystywana maksymalnie.

Wiele kontrowersji budziła również cena inwestycji. W początkowym okresie mówiono, że 540-kilometrowy bułgarski odcinek miał kosztować ok. 1,2 mld euro. W podpisanym w 2012 r. porozumieniu mowa była o 3,3 mld euro, które poźniej wzrosło do 3,5 mld, a ostatnio do 3,7 mld. Połowę tej sumy Bułgaria ma spłacać Gazprombankowi, który sfinansuje budowę. Według byłego ministra gospodarki i energetyki (2009-2012) Trajczo Trajkowa cena za kilometr gazociągu jest sześciokrotnie wyższa w porównaniu z ceną analogicznej inwestycji w Niemczech.

Formalną przyczyną zawieszenia inwestycji jest uruchomiona przez KE procedura o naruszenie unijnego prawa wobec Bułgarii. Ma to związek z wyborem inwestora bułgarskiego odcinka gazociągu South Streamu. Komisja uważa, że Bułgaria złamała zasady wewnętrznego rynku UE dotyczące przyznawania zamówień publicznych. Konkurs wygrało konsorcjum rosyjskiego Strojtransgazu i 5 bułgarskich firm. Rosyjska firma należy do objętego amerykańskimi sankcjami biznesmena Genadija Timczenki.

Na razie trudno przewidzieć, czy zawieszenie budowy bułgarskiego odcinka South Streamu przekształci się w jego wstrzymanie. Decyzja prawdopodobnie nie zapadnie w Sofii.

Jeśli nawet dojdzie jednak do rezygnacji z budowy, nie położy to kresu energetycznej dominacji Rosji w Bułgarii. Chodzi nie tylko o gaz. Rosyjski ŁUKoil jest właścicielem jedynej rafinerii w kraju, dostarczającej ok. 45-50 proc. benzyny i 100 proc. paliwa lotniczego.

Paliwo dla jedynej elektrowni atomowej w Kozłoduju dostarcza Rosatom, a modernizacja dwóch działających reaktorów, którym termin eksploatacji kończy się w 2017 r. i 2019 r., zależy od spółki Rosenergoatom. W poniedziałek jej wicedyrektor Stanisław Antipow powiedział, że koszt modernizacji wyniesie 500-600 mln euro, a po jej przeprowadzeniu reaktory będą mogły pracować jeszcze 15-20 lat. W marcu br. szef elektrowni Iwan Genow szacował koszt remontu na 400 mln euro, a termin przedłużenia eksploatacji na 30-40 lat.

Po ewentualnej rezygnacji z South Streamu Bułgarię prawdopodobnie czeka kolejna sprawa arbitrażowa, tym razem ze Strojtranzgazem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bułgaria - zwadą w bałkańskich projektach Rosji
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.