Cameron: Asad znów użyje broni chemicznej

(fot. PAP/EPA)
Reuters / PAP / slo

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron powiedział w środę w parlamencie, że jego zdaniem prezydent Syrii Baszar el-Asad użyje ponownie broni chemicznej przeciw opozycji, jeśli społeczność międzynarodowa nie wywrze na niego wystarczającej presji.

Premier obiecał, że Wielka Brytania użyje swej "siły dyplomatycznej", aby doprowadzić strony konfliktu w Syrii do stołu negocjacyjnego.

Przyznał jednak, że żałuje, iż w zeszłotygodniowym głosowaniu Izba Gmin oddaliła wniosek rządu o podjęcie akcji militarnej wobec reżimu Asada. Cameron powiedział parlamentarzystom, że świat "zawodzi" Syryjczyków, niemniej wykluczył jakiekolwiek zaangażowanie sił brytyjskich w interwencję wojskową.

Pytany przez opozycję o to, czy będzie teraz raczej zabiegał o zawieszenie broni w Syrii, niż o "ekspedycję bombardującą", premier powiedział, że decyzja prezydenta USA Baracka Obamy, który postanowił ukarać reżim za użycie broni chemicznej, jest słuszna.

Gdyby prezydent USA nie zrealizował tej groźby, "sądzę, że bylibyśmy świadkami kolejnych ataków reżimu z użyciem broni chemicznej" - oświadczył Cameron.

Niezależnie od decyzji brytyjskiego parlamentu konieczne jest jednak przyjęcie "twardego stanowiska" wobec Asada - dodał z naciskiem premier.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Cameron: Asad znów użyje broni chemicznej
Komentarze (2)
4 września 2013, 21:37
"Premier obiecał, że Wielka Brytania użyje swej "siły dyplomatycznej", aby doprowadzić strony konfliktu w Syrii do stołu negocjacyjnego." Stołu negocjacyjnego na temat konfliktu w Syrii nie było wtedy, kiedy teoretycznie powinien być - a i tak byłby pozorem - ale z pewnością już go nie będzie. Decyzja zapadła. Państwa sprzymierzone w kwestii ataku na Syrię już są w koalicji, a państwo pozornie niechętne wojnie, czyli Rosja, już szykuje się do walki o strefę wpływów i pytanie dla Polaków brzmi, jaki pretekst mógłby prędzej czy później, nawet za 2-3 lata stanowić o wyciągnięciu ręki w naszym kierunku. Zwłaszcza że już padły słowa ze strony władz Rosji o potencjalnej konieczności zajęcia państw bałtyckich. Jeśli za takie uznawać Litwę, Łotwę i Estonię, jak przywykliśmy, w niczym to nie zmienia sytuacji, bo to ludzie, jak i my - Polacy. Jeszcze wolni. A do nas jak zwykle niedaleko "na mapie". Pozostała jedynie modlitwa, bo państwa Zachodu już nawet udawać nie chcą za dobrze, że niby to, o co im chodzi, to nie jest po prostu wojna...
M
misio
4 września 2013, 20:44
"demokratyczni rebelianci" planują kolejną zbrodniczą prowokację dla zachęty do interwencji?