Donald Trump: spotkanie z Kim Dzong Unem to początek procesu

(fot. PAP/EPA/OLIVIER DOULIERY / POOL)
PAP / pk

Prezydent Donald Trump potwierdził w piątek, że jego spotkanie z przywódcą Korei Płn. Kim Dzong Unem odbędzie się zgodnie z planem 12 czerwca w Singapurze. Podkreślił też, że szczyt będzie początkiem procesu, a na obecnym etapie chodzi o wzajemne poznanie się.

Amerykański prezydent zapewnił, że jego spotkanie z przywódcą KRLD odbędzie się, bezpośrednio po piątkowych rozmowach ze specjalnym wysłannikiem Korei Płn. Kim Jong Czolem, b. szefem wywiadu KRLD i osobistym ochroniarzem ojca Kim Dzong Una, który pełni obecnie funkcję wiceprzewodniczącego rządzącej Partii Pracy Korei. Przybył on do Waszyngtonu, by przekazać amerykańskiemu prezydentowi list od Kim Dzong Una.

- Sądzę, że będzie to, prawdopodobnie, proces zakończony sukcesem - ocenił Trump po rozmowach. - Spotkanie miało się ograniczyć do przekazania listu, a przerodziło się w dwugodzinną konwersację z drugą najważniejszą osobą w Korei Północnej - zauważył. Przyznał, że w rozmowie z Kim Jong Czolem nie poruszył kwestii praw człowieka.

Trump przywitał gościa przed wejściem do Białego Domu, a następnie zaprosił go do Gabinetu Owalnego, gdzie podejmowani są zazwyczaj przywódcy państw sojuszniczych. Po spotkaniu amerykański prezydent odprowadził 74-letniego Kim Jong Czola do czekającej na niego przed Białym Domem limuzyny.

Po spotkaniu z wysłannikiem Pjongjangu Trump powiedział dziennikarzom na zaimprowizowanej konferencji prasowej, że otrzymał od przywódcy KRLD "bardzo miły, interesujący list". Prezydent przekomarzał się nawet z przedstawicielami mediów, chcąc ustalić, "ile byliby gotowi zapłacić za możliwość przeczytania listu". Pod koniec briefingu okazało się jednak, że Donald Trump nie zapoznał się wtedy jeszcze z treścią listu. Media ustaliły, że prezydent przeczytał pismo od Kim Dzong Una dopiero po konferencji prasowej. Potwierdził to następnie Biały Dom, nie ujawniając jednak treści samego listu.

Zdaniem przedstawicieli administracji, których opinię cytuje anonimowo dziennik "The Wall Street Journal" na swym portalu, list Kim Dzong Una miał wyłącznie kurtuazyjny charakter i nie zawierał żadnych deklaracji, ani zobowiązań z jego strony.

Trump poinformował też, że specjalny wysłannik Kim Dzong Una podczas rozmowy pytał go o międzynarodowe sankcje nałożone na jego kraj. Trump miał odpowiedzieć, że "czeka z niecierpliwością na dzień", kiedy będzie mógł je wycofać. W ocenie Donalda Trumpa transformacja Korei Płn. z Kim Dzong Unem na jej czele "jest możliwa".

Jej warunkiem jest denuklearyzacja Korei Płn., na którą Kim Dzong Un - jak podkreślił Trump - "jest zdecydowany".

Trump wyraził też opinię, iż nie sądzi, by USA musiały "wydać dużo pieniędzy, by pomóc Korei Północnej", ponieważ stronę finansową weźmie na siebie z pewnością zainteresowana normalizacją stosunków z Północą Korea Południowa.

Amerykański przywódca starał się "ostudzić" rozbudzone przez niego samego duże oczekiwania związane ze szczytem w Singapurze. Dlatego kilkakrotnie podkreślił w rozmowie z dziennikarzami, że spotkanie będzie zaledwie początkiem procesu. "Nigdy nie powiedziałem, że wszystko zostanie załatwione podczas jednego szczytu" - zauważył.

Trump wyznał dziennikarzom, że "nie podobało mu się" spotkanie szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa z Kim Dzong Unem. Dał do zrozumienia, że nie chce, by Rosja mieszała się do negocjacji zmierzających, oprócz denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego, do formalnego zakończenia wojny Komentatorzy z niepokojem czekali na zakończenie przedłużonego do 1 godz. i 20 min. spotkania Trumpa z Kim Jong Czolem. Obawy, że północnokoreański wysłannik - wytrwany dyplomata, który ze strony KRLD kierował wszystkim negocjacjami międzynarodowymi, w których uczestniczyła KRLD, wyprowadzi Trumpa w pole.

- Negocjatorzy Korei Płn. są mistrzami, gdy chodzi o grę na zwłokę - ostrzegła w piątek komentatorka spraw zagranicznych telewizji CNN Elise Labott.

Kim Jong Czol, który wcześniej w środę i w czwartek spotykał się amerykańskim sekretarzem stanu Mike'em Pompeo w Nowym Jorku, znajduje się na czarnej liście członków rządu w Pjongjangu objętych amerykańskimi sankcjami. Zostały one nałożone po dokonaniu przez północnokoreańskich hakerów w 2014 r. cyberataku na system informatyczny wytwórni filmowej Sony w odwecie za produkcję filmową pt. Zamach (Assasination) o fikcyjnej próbie zgładzenia Kim Dzong Una.

Wysłannik Kim Dzong Una przybył do USA w związku ze swą wizytą w siedzibie ONZ w Nowym Jorku. Amerykańskie władze musiały zrobić wyjątek, aby Kim Jong Czol mógł przybyć do stolicy USA, Waszyngtonu. Osoby objęte amerykańskimi sankcjami nie mają prawa podróżować po USA. Wolno im poruszać się jedynie w promieniu 25 mil (40 km) od nowojorskiej siedziby ONZ.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Donald Trump: spotkanie z Kim Dzong Unem to początek procesu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.