Kneset przyjął nowe prawo o imigrantach

(fot. EPA/ABIR SULTAN)
PAP / kn

Do godz. 3 nad ranem we wtorek trwała burzliwa debata w izraelskim parlamencie nad kontrowersyjnym prawem o osobach starających się o azyl w Izraelu. Nowe przepisy przyjęto mimo sprzeciwu posłów z partii opozycyjnych i krytyki obrońców praw człowieka.

Nowe prawo pozwala na przetrzymywanie bez ograniczeń czasowych osób starających się o azyl w tzw. ośrodku półotwartym. Organizacje obrony praw człowieka i opozycja kwestionują "otwarty" charakter tych miejsc.
"Gdyby to zależało ode mnie, odesłałabym ich wszystkich tam, skąd przyszli" - mówiła o ludziach starających się o azyl w Izraelu przewodnicząca parlamentarnej komisji spraw wewnętrznych Miri Regew z rządzącej partii Likud.
"A gdzie byś zamknęła Nelsona Mandelę - w otwartym czy w zamkniętym ośrodku?" - krzyczała do niej Tamar Zandberg z lewicowej partii Merec.
Nowe prawo zostało uchwalone w trybie pilnym po tym, jak Sąd Najwyższy Izraela uznał we wrześniu za niekonstytucyjne poprzednie przepisy pozwalające na zamykanie osób starających się o azyl w więzieniu na trzy lata za nielegalne przekroczenie granicy.
"To jest dokładnie takie samo, jeśli nie gorsze prawo jak to, które Sąd Najwyższy uchylił. Ośrodek półotwarty to więzienie prowadzone przez służby więzienne. Jeśli coś wygląda jak więzienie i jest prowadzone jak więzienie, to jest więzieniem" - mówiła Zandberg.
Zgodnie z nowymi przepisami starający się o azyl zostaną zamknięci na rok w więzieniu w Saharonim na pustyni Negew, a po roku będą przeniesieni do znajdującego się naprzeciwko półotwartego ośrodka Sedot.
"Z tego ośrodka nie ma można być zwolnionym, bo to teoretycznie nie jest więzienie. Jedyna droga wydostania się z ośrodka to zgoda na powrót do kraju pochodzenia" - powiedziała PAP Sigal Rosen z izraelskiej organizacji pomagającej imigrantom Hotline for Migrant Workers.
"Nie możemy wrócić do Erytrei, dopóki nie zmieni się tam rządzący reżim. Za wyjechanie z kraju bez specjalnego pozwolenia, idzie się do więzienia" - powiedział PAP Dawit Demoz, Erytrejczyk mieszkający w Izraelu od października 2009 roku.
Otoczone płotem i drutem kolczastym baraki w Sedot mają pomieścić 3300 osób. Rząd zapewni przebywającym tam opiekę medyczną, jedzenie i dach nad głową. Przetrzymywani będą musieli stawiać się na miejscu trzy razy dziennie podczas sprawdzania listy obecności oraz nocować w ośrodku.
"Trzy razy dziennie przez godzinę lub dwie musisz siedzieć w pokoju i czekać na koniec sprawdzania listy obecności. Pomiędzy jednym a drugim sprawdzaniem nie starczy czasu, żeby dojechać do najbliższego miasta - Berszewy. Jak na razie są tylko trzy autobusy dziennie" - mówi Rosen. "A jak się nie stawisz na sprawdzanie obecności, to wrócisz do więzienia na trzy miesiące" - dodaje.
W Izraelu 55 tys. ludzi należy do dwóch grup chronionych - to Erytrejczycy i Sudańczycy; niecałe dwa tysiące z nich przebywa w więzieniach. Rząd w większości przypadków nie rozstrzyga o statusie uchodźców, ale też nie przeprowadza przymusowych deportacji tych ludzi, ze względu na niebezpieczeństwo grożące im po powrocie do kraju.
Choć teoretycznie uchodźcy i osoby starające się o azyl nie mają pozwolenia na pracę, Sąd Najwyższy w 2011 roku nakazał państwu nie egzekwować zakazu pracy, jeśli nie zaoferuje im jakiejś alternatywy.
"Nie przyjechałem do Izraela za pracą, tylko żeby ratować życie. W Erytrei sytuacja jest tragiczna, dyktatorski reżim łamie prawa człowieka na wielką skalę, a obowiązkowa służba wojskowa to niewolnicza praca" - mówi PAP Dawit Demoz.
W związku z otwarciem ośrodka, w którym zapewnione będzie jedzenie i dach nad głową, szef MSW Izraela Gideon Sa'ar zapowiedział, że państwo zacznie egzekwować zakaz pracy.
"Według byłego szefa policji, a obecnie członka Knesetu Mosze Mizrahiego większość przestępstw popełnianych przez afrykańskich imigrantów wynika z braku środków do życia" - powiedziała PAP Sara Robinson z izraelskiego oddziału Amnesty International. Koncentracja Afrykanów w dzielnicach południowego Tel Awiwu wywołała wiele napięć w relacjach z mieszkającymi tam Izraelczykami.
"W więzieniach i półotwartych ośrodkach jest 8 tysięcy miejsc. Pozostałych kilkadziesiąt tysięcy ludzi wciąż będzie mieszkać w izraelskich miastach, ale bez możliwości pracy" - dodała Robinson, tłumacząc, dlaczego nie wierzy, że nowe prawo rozwiąże problemy w Tel Awiwie.
"To jest okrutne i proste równanie. Jeśli Izrael postanowi być najbardziej liberalnym krajem Zachodu w kwestiach nielegalnych imigrantów, doprowadzi to do końca jedynego państwa żydowskiego" - oświadczył minister Sa'ar w Knesecie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kneset przyjął nowe prawo o imigrantach
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.