Mubarak stracił szansę, by godnie zrezygnować
Prezydent Egiptu Hosni Mubarak stracił szansę odejścia z urzędu w odpowiednim momencie, a jego deklaracja, iż pozostanie na stanowisku do wrześniowych wyborów grozi dalszym chaosem, a nawet rozlewem krwi - pisze w środę agencja AP.
Swoją wtorkową obietnicą, że wprawdzie nie wystartuje w wyborach prezydenckich, ale do września nie odejdzie, Mubarak przeciwstawił się woli demonstrujących od ponad tygodnia ludzi, którzy chcą zakończenia jego rządów natychmiast.
Nie wiadomo, jak w tej sytuacji zachowa się wojsko, które do tej pory jedynie przyglądało się demonstrantom, zapewniając, że nie otworzy w ich kierunku ognia. Teraz wojskowych czeka ważny sprawdzian: możliwa konieczność wybierania między demonstrującymi a prezydentem Mubarakiem, którego decyzja o czasowym pozostaniu na urzędzie przyczyni się do zaostrzenia protestów.
Oznacza to - ocenia AP - że pokojowa dotychczas rewolucja może przerodzić się w brutalną konfrontację, ponieważ Mubarak wezwał do zachowania porządku i wprowadził na ulicę swoją brutalną i znienawidzoną przez ludzi policję. W tej sytuacji nie ma znaczenia, że zobowiązał się do reform, które miały zapewnić pokojowe przekazanie przywództwa.
Uparte trwanie na stanowisku, nawet jeszcze tylko przez kilka miesięcy, tylko pogłębia najgłębszy międzynarodowy kryzys, z jakim musiał do tej pory zmierzyć się prezydent USA Barack Obama.
Waszyngton obawia się dalszej niestabilności na Bliskim Wschodzie, gdzie inni niedemokratyczni liderzy obserwują, jak rozpoczęta w Tunezji rewolucja przelała się na Egipt. W Jordanii we wtorek król Abdullah II ibn Husajn przyjął rezygnację premiera i zwrócił się do swojego byłego doradcy wojskowego Marufa Bakita o stworzenie nowego rządu. Demonstracje antyprezydenckie nie oszczędziły również Jemenu, a w Syrii wyjściem na ulicę grożą niektórzy przedstawiciele opozycji.
Amerykańska agencja odnotowuje, że w kierunku Egiptu z niepokojem patrzy premier Izraela Benjamin Netanjahu, obawiając się niepewnej przyszłości swego sąsiada.
Wtorkowe wystąpienie Mubaraka, w którym zapowiedział, że w Egipcie umrze, a osądzi go historia, wywołało sprzeciw 250 tys. demonstrantów, zgromadzonych przed wielkim ekranem na głównym placu Kairu. "Odejdź, odejdź, odejdź. Nie ruszymy się stąd, dopóki on nie ustąpi" - skandowali zebrani.
Skomentuj artykuł