Nie ma mowy o poważnym zbliżeniu Rosji i USA
Znany rosyjski politolog Siergiej Karaganow ocenił w czwartek, że "Amerykanie zaczynają zachowywać się bardziej realistycznie niż rok temu, kiedy to w istocie próbowali dać bój Moskwie, jednak na razie nie ma mowy o poważnym zbliżeniu między USA i Rosją".
Karaganow, uważany za jednego z najlepszych rosyjskich specjalistów od spraw międzynarodowych, sformułował tę opinię na łamach rządowej "Rossijskiej Gaziety", komentując wtorkowe rozmowy sekretarza stanu USA Johna Kerry'ego z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i ministrem spraw zagranicznych tego kraju Siergiejem Ławrowem w Soczi.
Po tych rozmowach w prasie rosyjskiej i zagranicznej pojawiły się komentarze oceniające, że w relacjach pomiędzy USA i Rosją nastąpiła zmiana tonu.
Według rosyjskiego politologa, byłego szefa wpływowej Rady ds. polityki zagranicznej i obronnej, "podjęta przez USA polityka wywierania presji na Rosję, izolowania jej na arenie międzynarodowej, zakończyła się fiaskiem", jednak "kwestia poprawy stosunków z Moskwą będzie zamrożona do wyborów prezydenckich w Ameryce w 2016 roku, a być może pozostanie w takim stanie również po wyborach".
- Jeśli Hillary Clinton wprowadzi się do Białego Domu, to na częściowy "reset" w relacjach z Rosją można będzie liczyć co najmniej z jednego powodu: amerykański prezydent w polityce zagranicznej ma dość duże możliwości" - wskazał Karaganow.
- Jednak razem z panią Clinton do władzy dojdą ludzie, którzy są głównymi motorami obecnego pogorszenia stosunków rosyjsko-amerykańskich. Wszyscy członkowie jej przyszłej ekipy w znacznej mierze ponoszą odpowiedzialność za obecny krach w relacjach z Rosją, w tym za ukraiński kryzys lub ukraińską prowokację ze strony Ameryki - dodał politolog.
- Nie widzę na razie oznak tego, że władze amerykańskie poważnie lub jakościowo zmieniły lub zamierzają zmienić swoją politykę - skonstatował Karaganow.
Rosja uważa, że wydarzenia w lutym 2014 roku w Kijowie, które określa jako "przewrót państwowy", były inspirowane i kierowane przez USA. Waszyngton temu zaprzecza. W wyniku tych wydarzeń, nazywanych na Ukrainie rewolucją godności, ówczesny prorosyjski prezydent tego kraju Wiktor Janukowycz w obliczu gwałtownych protestów społecznych, uciekł do Rosji, która udzieliła mu azylu, a władzę w Kijowie przejęli prozachodni politycy.
Skomentuj artykuł