O procesie Demjaniuka: wyrok ważny dla ofiar
Samo orzeczenie winy Johna Demjaniuka, nie zaś śmieszny wymiar kary jest najbardziej znamiennym rezultatem procesu byłego strażnika w hitlerowskim obozie zagłady w Sobiborze - ocenia w piątek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
W czwartek sąd w Monachium skazał 91-letniego Demjaniuka na pięć lat więzienia za udział w zamordowaniu 28 tys. Żydów, zgładzonych w Sobiborze w 1943 roku. Ponieważ złożono apelację od wyroku, skazany wyszedł na wolność z powodu podeszłego wieku.
"SZ" zauważa, że pięć lat więzienia to kara, jaką wymierza się rabusiowi, który napadł na bank, oszustowi albo bogaczowi, który ukrył przed fiskusem trzy miliony euro należnych podatków. "Pięć lat więzienia to kara za przestępstwo średniej wagi. Czy zbrodnie Johna Demjaniuka są przestępstwami średniej wagi? Czy to, co robił w obozie zagłady w Sobiborze można porównać z winą za napad na bank, oszustwo czy uchylanie się od płacenia podatków? Oczywiście, że nie. Ale skąd wzięła się ta kara?" - zastanawia się komentator dziennika.
Dodaje, że zbrodnie Demjaniuka miały miejsce 70 lat temu i nie ma już świadków. "Dlatego sensacją jest to, że w ogóle orzeczono karę. Bo przesłanką wymierzenia kary jest udowodnienie indywidualnej winy" - ocenia "SZ".
"Pięć lat. Przy wszelkich niejasnościach, jakie mogą towarzyszyć temu wymiarowi kary, nie należy się skupiać na jej śmiesznej wysokości. Wysokość kary nie jest ważna w przypadku oskarżonych w tak podeszłym wieku. Ważny jest samo orzeczenie winy. Ofiary Demjaniuka miały prawo do takiego wyroku. Pomocnik w masowym mordzie nie powinien pożegnać się z tym światem bez wyroku. Także po dziesięcioleciach wyrok skazujący jest koniecznym protestem społeczeństwa przeciwko barbarzyństwu" - dodaje "SZ".
"Nie trzeba zamykać w więzieniu starca, który był masowym mordercą. Trzeba go jednak skazać, orzec winę - ocenia dziennik. - Każda kara, jaką by zasądzono, byłaby symboliczna. Pokuta nie jest już możliwa. Kara albo nie dotknie Demjaniuka wcale, albo w niewielkim stopniu. Chodzi już tylko o to, by koszmarne bezprawie nazwać po imieniu".
Z kolei dziennik "Die Welt" komentuje w piątek, że ostatni proces o nazistowskie zbrodnie "skończył się tak, jak oczekiwano, ale uzasadnienie wyroku jest marne". "Skazany z powodu braku dowodów to nowa kategoria, wprowadzona przez sąd krajowy w Monachium podczas prawdopodobnie ostatniego procesu przeciwko uczestnikowi holokaustu. Johnowi Demjaniukowi (...) w ani jednym przypadku nie zdołano udowodnić osobistej winy" - pisze "Welt".
Dodaje, że zrozumiałe jest życzenie, by ukarać nielicznych żyjących jeszcze zbrodniarzy. "Uzasadnione jest podejrzenie, że wszyscy, którzy służyli w Sobiborze, wiedzieli, co tam się działo. Ale to tylko podejrzenie. Uznanie, że wiedza jest równoznaczna z winą, wytykanie wachmanowi, że miał obowiązek uciec oraz ocena, że to, iż pozostał na miejscu (w Sobiborze - PAP) wskazuje na jego zamierzoną i świadczoną nie pod przymusem pomoc w masowym mordzie - to jest problematyczne z prawnego punktu widzenia" - ocenił komentator dziennika.
"Sędziowie pomylili politykę historyczną z prawem karnym" - ocenia "Welt". Pisze, że historycznie udowodnione jest, iż byli Ukraińcy, którzy brali udział w zbrodniach nazistowskich. "Jednak nie zdołano udowodnić, czy Demjaniuk do nich należał oraz co dokładnie robił i myślał, będąc w Sobiborze" - dodaje "Welt".
"Jednak po wyroku bliscy niezliczonych ofiar mają wreszcie poczucie, że przynajmniej w tym jednym jedynym wypadku po dziesięcioleciach wymierzono sprawiedliwość. Wiedza, że jest orzeczenie o winie, że ktoś, kto był na miejscu zbrodni został skazany - jest formą wyzwolenia, jakie ocaleni z zagłady i ich bliscy rzadko mogli odczuć. W tym przypadku ma to większą wagę" - dodaje gazeta. (PAP)
Skomentuj artykuł