Płatnicy netto przeciwko strukturze budżetu UE
Dziewięć państw płatników netto ogłosiło w poniedziałek wspólny list przeciwko proponowanej przez KE strukturze i wielkości nowego budżetu UE na lata 2014-2020. Komisarz Lewandowski i minister Dowgielewicz uspokajali, że to dopiero początek negocjacji.
List w formie deklaracji został przyjęty w poniedziałek w Brukseli przy okazji posiedzenia Rady ministrów ds. europejskich państw UE poświęconego nowemu wieloletniemu budżetowi UE. Przewodniczący Radzie minister Mikołaj Dowgielewicz oraz komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski zapewnili, że list płatników netto nie jest czymś niepokojącym ani zaskakującym.
"Nie dramatyzowałbym - powiedział Dowgielewicz na konferencji prasowej. - Ten list jest bardzo ogólny w swojej formie". Jego zdaniem list nie wnosi wiele nowego do negocjacji. - Oczywiście jako prezydencja UE odnotowuję ten list i wiem, że tych listów będzie więcej w przyszłości, więc myślę, że trzeba z tym po prostu żyć - powiedział Dowgielewicz. Przypomniał, że decyzje dotyczące wielkości budżetu będą podejmowane dopiero w 2012 roku.
- Najważniejsze dla mnie jest to, że w tym liście nie ma w najmniejszym stopniu zanegowania tego, o co walczyliśmy - żeby propozycja Komisji Europejskiej była punktem wyjścia w negocjacjach - powiedział z kolei dziennikarzom komisarz Lewandowski. - O to od początku chodziło: można zmieniać różne parametry (...) ale propozycja nie zostanie (w czasie negocjacji) wywrócona, co w każdym wypadku obiecuje, że rozmowy zakończą się niezłym rezultatem dla uboższych krajów - podkreślił Lewanodwski. Dodał, że list, który wystosowali ministrowie spraw europejskich, a nie finansów, jest nawet "czymś oczekiwanym" i oznacza tzw. zajmowanie pozycji w negocjacjach.
Deklarację przeciwko nadmiernie wysokim wydatkom UE podpisali w poniedziałek ministrowie aż dziewięciu państw UE: Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Austrii, Danii, Finlandii, Włoch, Holandii i Szwecji.
Nie zgadzają się na zaproponowaną przez Komisję Europejską strukturę budżetu UE, a dokładnie "wyjęcie" poza stałe ramy budżetu kilku funduszy na nieprzewidziane sytuacje (m.in. na walkę z klęskami żywiołowymi czy ze skutkami globalizacji) o łącznej wartości 58 mld euro.
- To zabieg, który sprawia, że budżet UE jest mniejszy, ale przecież na te fundusze też trzeba będzie się złożyć - wyjaśniał jeszcze w piątek unijny dyplomata. - To jest stanowisko nie tylko Francji, ale większej liczby państw - dodał.
W deklaracji ministrowie dziewięciu krajów podkreślili, że "propozycja Komisji Europejskiej jest zbyt wysoka", a podwyższenie wydatków kłóci się z ideą "stabilizacji budżetu europejskiego".
Propozycja budżetu została przedstawiona przez KE 29 czerwca. KE zaproponowała budżet wysokości 972,2 mld euro. Poza budżetem miałoby znaleźć się kilka linii budżetowych do tej pory będących jego częścią. Są to m.in. Europejski Fundusz Globalizacji (np. na pomoc zwalnianym pracownikom), Fundusz Solidarnościowy (np. na walkę ze skutkami powodzi), rezerwa na sytuacje kryzysowe w sektorze rolnym oraz międzynarodowy projekt reaktora jądrowego ITER i satelitarny program obserwacji Ziemi GMES.
W tekście deklaracji płatnicy netto zwracają uwagę, że KE co prawda proponuje zablokowanie wydatków na poziomie 1,05 proc. unijnego PKB, czyli 1,025 bln euro na lata 2014-2020 - co oznacza zamrożenie budżetu w cenach z 2013 roku. Ale jeśli uwzględni się wyjęte poza budżet środki wysokości 58,3 mld euro, to budżet UE wyniesie 1,083 bln euro, czyli 1,11 proc. PKB. To 5 proc. więcej w stosunku do obecnej perspektywy finansowej na lata 2007-2013.
W deklaracji dziewięć krajów podkreśliło, że są one płatnikami netto do budżetu UE, czyli płacą więcej, niż otrzymują z unijnej kasy, albo staną się nimi w najbliższej przyszłości. Dlatego nalegają na ograniczenie wydatków.
Z inicjatywy Polski w Brukseli spotkali się ministrowie 7 państw UE spoza strefy euro, zobowiązanych traktatem do przyjęcia euro. To reakcja na propozycję Paryża i Berlina zacieśniania eurolandu. Siódemka chce mieć wpływ na zmiany, skoro ma wejść do eurolandu.
- To było spotkanie z polskiej inicjatywy, by porozmawiać o różnych scenariuszach przed Radą Europejską (październikowym szczytem przywódców), zobaczyć, w jaki sposób są odbierane różne propozycje, które się pojawiały w ostatnich tygodniach - powiedział dziennikarzom minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
W spotkaniu wzięli udział ministrowie ds. europejskich: Litwy, Łotwy, Polski, Czech, Węgier, Bułgarii i Rumunii. Wszystkie te kraje (w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii i Danii, które wynegocjowały specjalne klauzule, że nie muszą wchodzić do eurolandu) są zobowiązane w traktatach akcesyjnych do przyjęcia euro. Dlatego chcą brać udział w debatach na temat zmian w tej strefie i - jak powiedział Dowgielewicz - "podzielają pewne obawy" co do niektórych ostatnich inicjatyw dotyczących strefy euro. To aluzja do francusko-niemieckiej propozycji z połowy sierpnia zacieśniania zarządzania gospodarczego w strefie euro poprzez ustanowienie tzw. rządu gospodarczego (przywódców państw eurolandu) tylko dla 17 państw już obecnych w eurolandzie.
- To logiczne i istotne, by brać pod uwagę interesy krajów, które do euro mają przystąpić, bo przecież takie kraje, jak Czechy, Bułgaria, Polska i inne, które brały w tych spotkaniach udział, mają zapisane w traktatach akcesyjnych przyjętych w referendach (tylko w Rumunii nie było referendum), że mają przystąpić do euro. To jest więc oczywiste, że ich postulaty muszą być wzięte pod uwagę - wyjaśnił Dowgielewicz.
Minister zapowiedział, że współpraca i spotkania "państw przyjaciół euro, ale spoza euro" będą kontynuowane i niewykluczone, że przed październikowym szczytem, na którym ma być omawiana francusko-niemiecka propozycja rządu gospodarczego "17", pojawią się formalne postulaty także "siódemki".
- Nie chcę ogłaszać listy postulatów, bo nie mam do tego mandatu.(...) Jest dosyć jasne, że te kraje opowiadają się za utrzymaniem metody wspólnotowej - powiedział. Tymczasem propozycja niemieckiej kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego z 17 sierpnia to zacieśnianie zarządzania gospodarczego eurolandu metodą międzyrządową, gdzie główną rolę ogrywają przywódcy państw, a nie powołane dla całej "27" instytucje, takie jak Komisja Europejska i Parlament Europejski.
Skomentuj artykuł