To najkrwawsze zajścia od obalenia w kwietniu prezydenta Omara el-Baszira. Agencje piszą, powołując się na przedstawicieli lokalnej opozycji, że liczba ofiar może wzrosnąć, gdyż szpitale otoczone są przez policję oraz wojsko i na razie nie sposób jest określić dokładną liczbę zabitych i rannych.
Protest okupacyjny przed siedzibą ministerstwa obrony trwa od kilku tygodni w związku z toczącymi się negocjacjami przywódców cywilnych z rządzącą Tymczasową Radą Wojskową w sprawie składu nowego organu mającego objąć rządy w kraju.
Arabskie telewizje Al-Hadath i Al-Dżazira wcześniej pokazywały w swoich materiałach chaotyczne sceny z ludźmi uciekającymi ulicami, gdy w tle słychać było strzały. Niektórzy podbiegali do osób, które zostały trafione, żeby udzielić im pomocy. Główna grupa protestacyjna oskarżyła Tymczasową Radę Wojskową o rozbicie obozu przed siedzibą ministerstwa obrony, nazywając poniedziałkową akcję sił bezpieczeństwa "masakrą".
Rada zaprzeczyła, że wojska użyły broni przeciwko protestującym, i stwierdziła, iż atak miał na celu jedynie wyeliminowanie z tłumu przestępców. "Tymczasowa Rada Wojskowa ubolewa nad sposobem, w jaki sytuacja się rozwinęła, i potwierdza swoje pełne zaangażowanie na rzecz bezpieczeństwa obywateli. Ponawia także wezwanie do wznowienia negocjacji tak szybko, jak to możliwe" - napisano w komunikacie Rady.
Negocjacje dotyczące sposobu przekazania władzy cywilom i spełnienia warunków stawianych przez wojskowych, którzy chcieli zachować wpływ na sytuację w kraju, zostały zainicjowane 28 kwietnia. W połowie kwietnia, tuż po obaleniu Baszira i przejęciu władzy przez Tymczasową Radę Wojskową, przed budynkiem resortu obrony rozpoczął się trwający do dziś siedzący protest.
Protesty w Sudanie rozpoczęły się w grudniu ub.r. Początkowo spowodowane były rosnącymi cenami, a także brakiem żywności i paliw, szybko jednak zaczęto domagać się dymisji rządzącego krajem przez prawie 30 lat Baszira; pod presją ustąpił on 11 kwietnia.
Skomentuj artykuł