Konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy trwa od 2014 roku, kiedy to po ucieczce z kraju prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza i aneksji Krymu przez Rosję, wspierani przez Moskwę separatyści utworzyli dwie samozwańcze republiki ludowe - doniecką i ługańską.
Gdy Ukraina straciła część terytoriów obwodów donieckiego i ługańskiego, jej obywatele odbywający kary pozbawienia wolności, na które zostali skazani przed wybuchem walk w Donbasie, znaleźli się na terenach nad którymi rząd ukraiński nie ma obecnie kontroli.
"Mija piąty rok wojny i dotychczas udało się przeprowadzić repatriację mniej niż 2 proc. więźniów. A przecież rząd ukraiński jest zobowiązany do ich ochrony. Odbywali oni kary w państwowych zakładach karnych, a więc to państwo powinno czym prędzej zapewnić im opiekę i powrót na tereny rządowe" - powiedziała PAP Natalia Melnyk, analityk organizacji Donbas SOS zajmującej się obroną praw człowieka.
Melnyk podkreśla, że pod kontrolą separatystów znalazło się większość więzień Donbasu - 14 z 16 zakładów karnych w obwodzie ługańskim i 14 z 20 w obwodzie donieckim.
Według danych służb więziennych Ukrainy w 2014 roku przebywało tam łącznie ponad 16 tysięcy osadzonych. Jak dotąd władzom ukraińskim udało się repatriować zaledwie 274 z nich.
"Warto zwrócić uwagę też na to, że część z osadzonych ma podstawy do zwolnienia, ponieważ zwyczajnie odbyli już swoje kary. Rodziny oraz adwokaci starają się dostarczać im potrzebne dokumenty. Ale separatyści nie uznają decyzji ukraińskich sądów i wciąż bezprawnie przetrzymują tych ludzi w więzieniach. Możliwe, że traktują ich jak zakładników" - powiedziała Melnyk w rozmowie z PAP.
W grudniu 2018 roku władze separatystycznych republik przekazały władzom Ukrainy 55 uwięzionych.
Skomentuj artykuł