"Wybory" zamrażają konflikt na wsch. Ukrainie?
Niedzielne wybory w donieckiej i ługańskiej republice ludowej zorganizowane przez prorosyjskie władze zamrażają konflikt i mogą prowadzić do utworzenia tam państewek na wzór Abchazji i Osetii Płd. - powiedział PAP prof. Adam Swain z uniwersytetu w Nottingham.
- Biorąc pod uwagę międzynarodowy kontekst, z punktu widzenia Moskwy wybory mogą być tylko pozytywne, ponieważ legitymizują faktyczny podział - stwierdził.
Według niego Rosja prowadzi podwójną strategię: z jednej strony stara się uprawomocnić i zalegalizować podział wschodniej Ukrainy, a z drugiej wzmocnić militarnie tamtejsze prorosyjskie siły.
- W przededniu wyborów i nawet w ich trakcie mogliśmy zaobserwować wzmożony napływ broni i personelu wojskowego z Rosji. To wojskowe umocnienie separatystów idzie w parze z dążeniem do stworzenia wrażenia, że wybory dają polityczny i prawny mandat tym, którzy w nich wygrają - zaznaczył.
Prof. Swain, który był międzynarodowym obserwatorem wyborów parlamentarnych na Ukrainie 26 października, sądzi, że podział wschodniej Ukrainy jest faktem, ponieważ ukraińskiej armii nie udało się militarnie pokonać separatystów, a celem wyborów jest polityczne i prawne usankcjonowanie tego stanu rzeczy. W ich rezultacie - wskazuje - może stanie się bardziej jasne, kto w donieckiej i ługańskiej republice ludowej rozdaje karty.
- Jeśli wybory doprowadzą do wyłonienia czytelnej hierarchii władzy i będzie wiadomo, kto za co odpowiada i jakie stawia sobie polityczne cele, to może wytworzyć się polityczny kontekst, w którym mogłoby dojść do rozmów Kijowa z separatystami. Ten niepewny pozytyw trzeba jednak zestawić z oczywistym negatywem, jakim jest wzmocnienie podziału - ocenia.
Brytyjski ekspert sądzi, że najważniejsi gracze: Kijów, Moskwa i władze obu prorosyjskich republik, okopują się na swych pozycjach, co źle wróży perspektywie porozumienia.
- Władze w Kijowie nie akceptują tego, że na wschodniej Ukrainie są ludzie dążący do autonomii - nie dlatego, że popierają zbrojne zaangażowanie Rosji, lecz z tego powodu, że nie ufają ludziom, którzy doszli do władzy dzięki Majdanowi. Z kolei władze obu rozłamowych republik nie przyjmują do wiadomości, że niechęć części ludności Donbasu i Ługańska do Kijowa niekoniecznie czyni z nich zwolenników rosyjskiej inwazji - powiedział Swain.
Skomentuj artykuł