Wygrał dzięki kampanii i błędom Romneya
Swoją reelekcję prezydent Barack Obama zawdzięcza niezwykle udanej kampanii wyborczej i błędom popełnionym w swej kampanii przez republikańskiego kandydata do Białego Domu Mitta Romneya - to przeważająca ocena komentatorów i analityków w USA po wyborach.
Jak podkreślił w środę w radiu NPR szef ośrodka badania opinii Pew Research Center, Andrew Kohut, Obama wygrał dość zdecydowanie mimo utraty poparcia większości niezależnych wyborców, którzy głosowali na niego w wyborach w 2008 r.
Prezydent - uważa Kohut - odniósł sukces dzięki odbudowie koalicji, która stanowiła trzon jego elektoratu: Afroamerykanów, Latynosów, młodzieży, zwłaszcza z wyższym wykształceniem, kobiet oraz lewicowych liberałów z obu wybrzeży.
Część tych wyborców była rozczarowana polityką Obamy, co mogło sprawić, że nie będą w ogóle głosować. Działaczom Partii Demokratycznej udało się w ostatnich miesiącach zmobilizować ich do głosowania. W efekcie frekwencja wyborcza wśród Afroamerykanów była nawet większa niż w 2008 r., chociaż wtedy Obama był obiektem fascynacji jako pierwszy czarny kandydat na prezydenta z realnymi szansami na wygraną.
Wśród Latynosów aż 75 procent głosowało na Obamę; był to rekordowy odsetek poparcia demokratycznego kandydata w tej grupie elektoratu.
Podkreśla się też, że skuteczna okazała się kampania czarnego PR-u wobec Romneya, przedstawiająca go jako bezdusznego menedżera kapitalistę, niewrażliwego na troski zwykłych Amerykanów i płacącego niskie podatki mimo wielomilionowych dochodów.
Jako jeden z głównych powodów zwycięstwa prezydenta podaje się też jego decyzję uratowania przed bankructwem przemysłu samochodowego na wiosnę 2009 r., w apogeum globalnego kryzysu finansowego i recesji.
Ocaliło to miejsca pracy setek tysięcy pracowników tego sektora i zjednało prezydentowi ich wdzięczność w stanach Środkowego Zachodu, jak Ohio i Michigan, gdzie mieszczą się zakłady tego przemysłu. W regionie tym rozstrzygał się wynik wyborów, gdyż szanse obu kandydatów były wyrównane.
W ostatniej fazie kampanii Obamie "pomógł" huragan Sandy, który odwrócił uwagę wyborców od wystąpień Romneya, krytykującego politykę ekonomiczną administracji, a prezydentowi pozwolił na zaprezentowanie się w roli przywódcy kierującego akcją pomocy dla ofiar kataklizmu.
"Huragan zmienił narrację kampanii i osłabił rozpęd Romneya" - pisze środowy "Wall Street Journal". Kandydat GOP zyskiwał w sondażach po wygranej przez siebie pierwszej debacie telewizyjnej w Denver.
Komentatorzy podkreślają, że Romney i jego sztab ułatwili Obamie zadanie, popełniając w swojej kampanii szereg poważnych błędów.
Jednym z nich - zdaniem "WSJ" - była zwłoka z reakcją na atak na republikańskiego kandydata wytykający mu, że w przeszłości, jako szef Bain Capital, wzbogacił się na nieszczęściu ludzi zwalnianych z pracy w przedsiębiorstwach wykupywanych przez tę firmę inwestycyjną.
Za największy błąd uznaje się jednak stanowisko i wypowiedzi Romneya w sprawie imigracji. Kandydat GOP, walcząc o nominację w prawyborach z bardziej konserwatywnymi kandydatami, starał się ich przelicytować w twardości wobec nielegalnych imigrantów i nie poparł m.in. projektu ułatwień legalizacji pobytu imigrantom, którzy wjechali do USA jako dzieci razem ze swymi rodzicami.
Taktyka ta zraziła do Romneya Latynosów, którzy rosną liczebnie w USA, zwiększając swoje wpływy polityczne. Poparło go znacznie mniej hiszpańskojęzycznych wyborców niż poprzednich kandydatów republikańskich do Białego Domu: Johna McCaina w 2008 r. i George'a W. Busha w latach 2000 i 2004.
Skomentuj artykuł