Wypadek pod Miluzą - trwa akcja ratunkowa

Wypadek pod Miluzą - trwa akcja ratunkowa
(fot. EPA/PATRICK SEEGER )
PAP / slo

W wypadku polskiego autokaru, do którego doszło we wtorek rano pod Miluzą (Mulhouse) na wschodzie Francji, zginęły dwie osoby, obywatele polscy. Do szpitali trafiły 32 osoby; stan 11 z nich jest ciężki - poinformował rzecznik MSZ Marcin Bosacki.

Polskie MSZ uruchomiło infolinię dla rodzin ofiar wypadku. Podajemy numery telefonu: (22) 5239448, (22) 5239248. Numer telefonu infolinii biura turystycznego Sindbad: (77) 4434444. "Prosimy bliskich osób, które mogły być w tym autokarze, o telefony - zaapelował rzecznik Bosacki.

Po podniesieniu autokaru nie znaleziono już żadnej ofiary - podały francuskie lokalne media. Wcześniej po południu prefektura Górnego Renu informowała, że zaraz po wypadku po przeanalizowaniu listy pasażerów, którzy powinni być w autokarze okazało się, iż brakuje pięciu z 68 pasażerów.

Przypuszcza się, że może chodzić o pięć osób z ukraińskim obywatelstwem, które nie posiadały odpowiednich dokumentów i opuściły miejsce wypadku jeszcze przed przybyciem służb ratunkowych. - Inna możliwość jest taka, że lista zawierała błędy - wyjaśnił prefekt Górnego Renu Alain Perret.

Kilkanaście osób ciężko rannych przejdzie w najbliższych godzinach operacje w szpitalach we wschodniej Francji - poinformowała prasa lokalna, cytując obecnego na miejscu lekarza z jednostki strażackiej. Ciężko ranni mają przede wszystkim "poważne złamania i urazy wewnętrzne" - powiedział prasie obecny na miejscu Francis Levy, główny lekarz jednostki strażackiej departamentu Górny Ren.

- Trzydzieści kilka osób to są osoby, którym albo nic się nie stało, albo odniosły drobne obrażenia, jak skaleczenia, siniaki, (...) które nie wymagają dłuższego pobytu w szpitalu niż godzina lub dwie. Z tych osób wszystkie chcą kontynuować podróż - poinformował Bosacki podczas spotkania z dziennikarzami.

Autokar, mogący zabrać tych, którzy wyszli z wypadku bez szwanku, jest już na miejscu. Czeka jednak jeszcze na lekko poturbowanych opatrywanych w ambulatoriach.

Po południu miejsce wypadku oglądał francuski minister transportu Frederic Cuvillier wraz z ambasadorem RP Tomaszem Orłowskim. Przewidziano spotkanie polskiego ambasadora z mniej poszkodowanymi w wypadku pasażerami, którzy przebywają w sali sportowej w Sausheim w pobliżu Miluzy.

Kierowca autokaru stanie w środę przed francuskim sądem pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci - poinformował PAP ambasador Orłowski. Powiedział, że francuskie organy śledcze przesłuchały już Polaka. Wcześniej zbadano go alkomatem, który nie wykazał obecności alkoholu w wydychanym powietrzu.

- Najprawdopodobniej kierowca przegapił zjazd i w ostatniej chwili chciał skręcić, dlatego autokar się przewrócił na prawy bok - powiedziała w rozmowie z telewizją TVN24 jedna z pasażerek.

Jak podała lokalna prefektura, cytowana przez radio France Info, wiele wskazuje na to, że polski kierowca nagle zahamował przy zjeździe z autostrady, przez co prawdopodobnie rozpędzony pojazd utracił równowagę i w efekcie wywrócił się na pobocze autostrady. Prefektura zaznacza jednak, że jest to hipoteza, która wymaga potwierdzenia.

Sindbad poinformował w komunikacie, że właścicielem autokaru jest firma Albatros z Przemyśla. - Autokar miał wszelkie wymagane badania techniczne - dodano.

Jak powiedział rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvin Gajadhur, "w ciągu ostatnich dwóch lat autobusy przewoźnika Albatros z Przemyśla były sprawdzane podczas kontroli drogowych 15 razy; w tym czasie nie stwierdzono w kontrolowanych pojazdach żadnych naruszeń przepisów".

Świadkowie twierdzą, że akcja ratunkowa przebiegała w sprawny sposób. - W ciągu od 3 do 7 minut pojawiły się karetki, helikopter, straż pożarna - relacjonowała rozmówczyni TVN24.

Na miejsce zdarzenia wysłano nadzwyczajne środki ratunkowe - około 150 strażaków z pięćdziesięcioma pojazdami oraz pięć śmigłowców, które ewakuowały rannych do kilku okolicznych szpitali - w Miluzie, Colmar i Strasburgu, jak również do szwajcarskiej Bazylei. W akcji brało udział także około stu żandarmów i ratowników pogotowia.

Lokalna prefektura uruchomiła specjalny numer telefonu, pod którym we Francji można uzyskać więcej informacji na temat wypadku. Podajemy numer telefonu: +33 389 24 90 25.

Jak zapewniła HDI Asekuracja, przez najbliższe dni 24 godziny na dobę będą dyżurowali pod tymi numerami specjaliści, którzy będą udzielali poszkodowanym i ich rodzinom wszelkich informacji na temat możliwych form pomocy i wskazówek, jak dalej postępować w tej sytuacji.

- W miarę potrzeby będziemy organizować np. powrót poszkodowanych do Polski, a najbliższym członkom rodzin osób najciężej poszkodowanych - przejazd do Francji - dodał ubezpieczyciel.

We wtorek po południu minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej Sławomir Nowak rozmawiał telefonicznie z francuskim ministrem transportu Frederikiem Cuvillierem, który złożył kondolencje w imieniu własnym i prezydenta Francji Francois Hollande'a, a także poinformował o przebiegu i skali akcji ratunkowej i o stanie zdrowia rannych. Nowak podziękował za sprawną akcję ratunkową i opiekę nad poszkodowanymi.

Jest to kolejny duży wypadek polskiego autokaru we Francji po tragedii, do której doszło w lipcu 2007 roku w Alpach w pobliżu Grenoble. Polski autobus uderzył wtedy na zakręcie w barierkę i stoczył się kilkadziesiąt metrów w dolinę rzeki. Podróżowało nim po europejskich sanktuariach maryjnych 50 osób, w tym 47 pielgrzymów, dwóch kierowców i pilotka. Zginęło 26 osób, 24 zostały ranne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wypadek pod Miluzą - trwa akcja ratunkowa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.