Wyznania katechety

Michał Piętosa

Jak co roku, z końcem wakacji wraca temat obecności lekcji religii w szkołach. Siłą rozpędu i tradycji większość sondaży publikowanych na łamach prasy jest za tym, by lekcje religii pozostały w szkołach. Jednak z roku na rok, jeśli wierzyć owym sondażom, przybywa również sceptyków.

Przeczytałem wyznania katechetów na łamach sobotniej "Gazety Wyborczej". Artykuł napisany był w tonie pełnym narzekania: a to, że jest ciężko, że katechetów się nie szanuje, że się ich obraża i podważa to, co przekazują na lekcjach. Ogólny wniosek jest jasny: należy zredukować religię do jednej lekcji tygodniowo lub całkowicie usunąć ją ze szkół.

Jako katecheta mogę powiedzieć, że nie jest tak źle jak się może wydawać po przeczytaniu tych tekstów. Owszem, są katecheci, którzy narzekają na swoja pracę, szczególnie "byli katecheci". Są też tacy, do których na zajęcia nie puściłbym własnych dzieci, ale są też wspaniali ludzie, z którymi młodzież z chęcią spędza czas i chce rozmawiać. Nikt nie obiecywał, że będzie lekko, i nie jest. Niektórzy mówią - orka na ugorze, ale nie wolno nam tego ugoru zostawić!

DEON.PL POLECA

Ostatnio poznałem - skądinąd sympatycznego - posła Ruchu Palikota, który obecnie zajmuje się badaniem tego, ile pieniędzy samorządy przeznaczają na nauczanie religii, a pracę swoją wykonuje dość skrupulatnie. Teza, jaką stawia poseł, jest następująca: to nie samorządy, lecz Kościół powinien finansować religię w szkole. Chyba nikt nie ma złudzeń, że celem różnego rodzaju ataków RP jest Kościół Katolicki, tymczasem religia w szkołach nie dotyczy tylko nauczania w duchu katolickim.

Przypomnę, bo pomimo tego, że sprawa wydaje się na pierwszy rzut oka oczywista, wcale taką nie jest, Kościół to "my", a nie "oni". Każde inne spojrzenie będzie wypaczone. Zatem jeśli społeczeństwo w dużej mierze stanowią ludzie wierzący, to chcą, by ich dzieci były wychowywane w wierze (w zależności od wyznania) i państwo powinno to zapewnić, gdyż wiara (bądź jej brak) jest istotnym elementem tożsamości człowieka.

Religia to zajęcia fakultatywne. Jeśli ktoś jest niewierzący, nie musi posyłać dziecka na religię. Nie ma żadnego przymusu, jednak rodzice i młodzież wybierają religię. Jeśli nie wybierają religii, nie ma godzin, czyli etatów i nie są wydawane samorządowe pieniądze. Wtedy jednak te same pieniądze idą na opłacenie etatu nauczyciela etyki. Jednak jak zrozumieć ludzi zwalczających Kościół, a dokładnie chcących usunięcia religii ze szkoły (choć nie zawsze jedno oznacza drugie), którzy jednocześnie przez przyjmowanie sakramentów stawiają się (publicznie) wewnątrz tego Kościoła?

Popatrzmy teraz na problem z perspektywy wiary. Kiedy małżonkowie udzielają sobie sakramentu małżeństwa, są publicznie pytani o to, czy chcą przyjąć i po katolicku wychować dzieci. To samo dzieje się, kiedy przyprowadzają dziecko do chrztu. Czy lekcje religii nie pomagają w tym wychowaniu? Który rodzic poświęca swojemu dziecku codziennie - powiedzmy dwadzieścia minut - na to, by wychowywać je po katolicku, wtajemniczać, wyjaśniać? Jak wielu ojców sprawuje choćby w sposób dostateczny swoją funkcję kapłana w rodzinie, czyli odpowiedzialnego za kult? Czy lekcje religii w szkole nie są rzeczywistą pomocą, w dodatku często udzielaną przez osobę o większych kompetencjach w sprawach religii?

A jak mają się do tego dzieci? Uczestniczą w zajęciach organizowanych w szkole. Mają możliwość poznawać elementy filozofii, historii, wiedzy o społeczeństwie, wiedzy o kulturze, religioznawstwa, etyki etc., spiętych klamrą religii. Czy jakiemuś dziecku stała się krzywda przez to, że chodziło na religię? Oczywiście, nie mówię o przypadkach skrajnych, ale takie zdarzają się także na lekcjach chemii czy muzyki. Spójrzmy na siebie, wspomnijmy lekcje religii z naszych podstawówek, szkół średnich.

Wspominając czasy swojego liceum, pamiętam, że na religię chodziliśmy wszyscy, także niewierzący. Dlatego właśnie, że nikt nas na siłę do niczego nie przekonywał. Wyrośliśmy z pewnością na różnych ludzi, jednak nikt nie żałuje tego, że w lekcjach religii uczestniczył.

Jak sprawę widzi katecheta? Jeśli nie traktuje tego tylko jako robotę, ale jako misję, to wkłada w to swoje serce. Katechetą jestem nie tylko w szkole, ale także poza nią. W każdym czasie i w każdym miejscu. Nie ma tu możliwości na jakieś rozdwojenie, by w pracy dla uczniów być kimś jednym, a po pracy kimś innym. Moja nauka nie może być moją, ale nauką Kościoła. Co zrobić? Po pierwsze, być świadkiem Jezusa, świadkiem Ewangelii. Nie mentorem, wujkiem "dobra rada" i ciągłym upominaczem.

Katecheta, który nie będzie człowiekiem prawdziwym, który nie ma nic do powiedzenia, także w kwestiach niezwiązanych z religią, nie będzie miał posłuchu, nie będzie ciekawy. Dla mnie samego męczące są relacje z ludźmi, którzy są tak pobożni, że nie da się z nimi porozmawiać o czymkolwiek innym niż - uogólniając - Pan Bóg.

Wnioski nie są łatwe. Jako rodzice powinniśmy poświęcić czas na wychowanie dzieci w wierze, a wynika to z obowiązku, jaki dobrowolnie przyjmuje się w sakramencie małżeństwa i podczas przyjmowania przez dzieci sakrament chrztu. Jako obywatele mamy prawo do tego, by nasze dzieci uczęszczały na religię w szkole, religię wyznania, do jakiego przynależymy. Religia wspomaga także integralne wychowanie dzieci.

Jeśli jednak partia Janusza Palikota nie ma dobrego pomysłu na ratowanie gospodarki, to nie dziwię się, że w sposób medialny i kontrowersyjny próbuje ucinać to, co najłatwiejsze, czyli finanse przeznaczone na naukę religii, manipulując przy tym faktami i grając na emocjach społeczeństwa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wyznania katechety
Komentarze (17)
A
Anka
5 września 2012, 17:03
"Dla mnie samego męczące są relacje z ludźmi, którzy są tak pobożni, że nie da się z nimi porozmawiać o czymkolwiek innym niż - uogólniając - Pan Bóg" (cytat z artykułu) A ja mam troszkę inną obserwację. Otóż mam wrażenie, że czasem z katechetami (a zwłaszcza księżmi) można porozmawiać o naprawdę wszystkim, byle to tylko nie był Pan Bóg... Oczywiście nie mam na myśli lekcji religii, tylko nieoficjalne sytuacje. A czasem właśnie takie rozmowy mają ogromny wpływ na kształtowanie człowieka...
E
earendil
5 września 2012, 11:36
Wyraziści i charyzmatyczni katecheci bywają dla tych Wydziałów Katechetycznych niewygodni...  
N
Nohur
5 września 2012, 09:21
Nohur mówisz o mistagogii, o ewangelizacji, jednak katecheza to coś innego nie? W zlezności od tego jak Wydziały Nauki Katolickiej dbają o to by katecheci byli kompetentni tacy są. Nic nie zastąpi dziecku wychowania w wierze przez rodziców, dlatego też w szkole poprzez katechezę wiare się piogłębia- taki jest sens katechizacji. Pomimo tego jednak nawet uczniowie niewierzący mogą doświadczyć wiary i Boga osobowego i relacji z Nim ("poznać Jezusa") na lekcji religii własnie w szkole, lub dzięki nim. Tu niema recepty, są postawione pytanie i każdy niech się zastanawia- ja się zastanawiam. Nie domagam się usunięcia religii ze szkoły, a jedynie piszę o doświadczeniach swoich dzieci i postuluję, żeby nie zamykać ust tym, którzy katechezę szkolną - taką, jaka jest - krytykują, stwierdzeniem, że nie jest tak źle. Może ich głosy pokazują jednak prawdziwe problemy i trudności? Może katechetów praktyków zgłaszających uwagi powinni  posłuchać dyrektorzy Wydziałów Katechetycznych i zająć się pozytywną na nie odpowiedzią? A żeby było naprawdę pozytywnie, polecam do posłuchania: <a href="http://katecheza3.natan.pl/manifest-katechetyczny/#more-2287">http://katecheza3.natan.pl/manifest-katechetyczny/#more-2287</a> (na wszelki wypadek: nic - poza mocnym kibicowaniem - nie wiąże mnie z serwisem katechetycznym NATAN.PL)
T
tomek
4 września 2012, 22:01
 Cóż, gdzie by ta religia nie była (czy to w szkole, czy salce przy kościele, czy w dawnych szkołach prowadzonych przez zakony) dzieci i młodzież nie chcą słuchać. Nie znaczy wcale że trzeba zrezygnować. Pamietajmy że jest to jedna z niewielu form dotarcia do młodego człowieka. Kiedy wyjdzie poza obieg szkolny, co najwyżej posłucha z przymrużeniem oka nauk przedmałżeńskich, odbębni z kartką w dłoni spowiedź przedślubną, no później jeszcze będzie w kościele przy okazji chrztu dziecka czy I Komunnni Św.
E
earendil
4 września 2012, 16:12
Nohur mówisz o mistagogii, o ewangelizacji, jednak katecheza to coś innego nie? W zlezności od tego jak Wydziały Nauki Katolickiej dbają o to by katecheci byli kompetentni tacy są. Nic nie zastąpi dziecku wychowania w wierze przez rodziców, dlatego też w szkole poprzez katechezę wiare się piogłębia- taki jest sens katechizacji. Pomimo tego jednak nawet uczniowie niewierzący mogą doświadczyć wiary i Boga osobowego i relacji z Nim ("poznać Jezusa") na lekcji religii własnie w szkole, lub dzięki nim. Tu niema recepty, są postawione pytanie i każdy niech się zastanawia- ja się zastanawiam.
N
Nohur
4 września 2012, 14:46
"jeśli społeczeństwo w dużej mierze stanowią ludzie wierzący, to chcą, by ich dzieci były wychowywane w wierze (w zależności od wyznania) i państwo powinno to zapewnić, gdyż wiara (bądź jej brak) jest istotnym elementem tożsamości człowieka". Zdumiewające. Jeśli rodzice NAPRAWDĘ chcą, by ich dziecko poznało Jezusa Chrystusa, miało z Nim osobistą relację i budowało swoje życie według praw Ewangelii, to przecież nie będą się w tym zdawać na państwo, a tym bardziej nie w tonie roszczenia, że "państwo powinno nam to zapewnić". Nie będą czekać z wychowaniem w wierze do szkoły, oferującej w najlepszym przypadku 1,5 godz. katechezy tygodniowo. Bo cóż to znaczy wobec kilkudziesięciu godzin funkcjonowania w zlaicyzowanym, często wrogim Ewangelii świecie?  "Czy lekcje religii w szkole nie są rzeczywistą pomocą, w dodatku często udzielaną przez osobę o większych kompetencjach w sprawach religii?" Jako rodzic dwojga dorosłych dziś dzieci odpowiadam: nie, szkolne lekcje religii moich dzieci nie były rzeczywistą pomocą. Przeciwnie, godzinami prostowaliśmy w domu pobożne przekonania katechetek wpajane dzieciom w szkole, a co więcej, musieliśmy ratować z oparów jansenizmu. Co innego duszpasterstwo przy kościele, któremu zawdzięczamy bardzo wiele. Kto chce się dowiedzieć, jakie są prawdziwe bolączki katechezy w szkole, niech zerknie do serwisu katechetycznego NATAN.PL. Niech poczyta o plusach i minusach szkolnej katechezy, o których mówią praktykujący katecheci, jak sądzę ze stażem o wiele dłuższym niż autor "Wyznań katechety". Nie wystarczy powiedzieć, że nie jest tak źle, jak opowiadają katecheci w GW. Nie wystarczy nie żałować, że się chodziło w szkole średniej na lekcje religii. Warto za to dobrze przyłożyć ucho i posłuchać, co ludzi boli. Życzę Autorowi dobrego roku szkolnego. 
K
kori
4 września 2012, 10:52
Lekcje religii w obecnym wykonaniu to obraza Boska. Trzeba zrobić jak mówił bp Andrzej Czaja: jedna godzina w szkole, jedna godzina w salce.
K
kori
4 września 2012, 10:51
Lekcje religii w obecnym wykonaniu to obraza Boska. Trzeba zrobić jak mówił bp Andrzej Czaja: jedna godzina w szkole, jedna godzina w salce.
Jadwiga Krywult
4 września 2012, 08:48
a jaka jest alternatywa? Kto będzie woził dzieci na dodatkowe lekcje do salki parafialnej? Ale wygodnictwo nie robi dobrze wierze i Kościołowi.
Jadwiga Krywult
4 września 2012, 08:40
a jaka jest alternatywa? Kto będzie woził dzieci na dodatkowe lekcje do salki parafialnej? Ale wygodnictwo nie robi dobrze wierze i Kościołowi.
E
Ewa
4 września 2012, 07:23
 Najlepsze warunki do nauki religii i przeżywania duchowości jest salka katechetyczna PRZY kościele. Absolutnie nie klasa.
E
Ewa
4 września 2012, 07:22
 Najlepsze warunki do nauki religii i przeżywania duchowości jest salka katechetyczna PRZY kościele. Absolutnie nie klasa.
MW
Małgorzata Wiatr
3 września 2012, 23:02
Jeśli rodzic w domu pokaże szacunek do Kościoła, do kapłana, czy katechety, dziecko przeniesie to na grunt szkolny. To nie dzieci / młodzież jest winna takiemu, a nie innemu postrzeganiu religii (obojętnie czy w szkole czy poza nią)! Oni to skądś wynieśli, a rodzice tak już mają, że lubią pod sobą kopać dołki, gdyż nie zdają sobie sprawy, że mówiąc tak, a nie inaczej czy to o Kościele, religii czy szkole, sami podkopują swój autorytet.  (Co oczywiście nie ma nic wspólnego z przyzwoleniem na bezkrytyczność.)
MW
Małgorzata Wiatr
3 września 2012, 23:02
Jeśli rodzic w domu pokaże szacunek do Kościoła, do kapłana, czy katechety, dziecko przeniesie to na grunt szkolny. To nie dzieci / młodzież jest winna takiemu, a nie innemu postrzeganiu religii (obojętnie czy w szkole czy poza nią)! Oni to skądś wynieśli, a rodzice tak już mają, że lubią pod sobą kopać dołki, gdyż nie zdają sobie sprawy, że mówiąc tak, a nie inaczej czy to o Kościele, religii czy szkole, sami podkopują swój autorytet.  (Co oczywiście nie ma nic wspólnego z przyzwoleniem na bezkrytyczność.)
S
starykiemlicz
3 września 2012, 19:35
a jaka jest alternatywa? Kto będzie woził dzieci na dodatkowe lekcje do salki parafialnej? pamiętam moje  wędrówki do przykościelnej salki, 2 km piechotą i zimą  kiedy wcześnie się ściemnia, a jeszcze trzeba odrabiać lekcje... A katecheci czy w szkole czy w salce, są jacy są, podobnie jak nauczyciele innych przedmiotów.
K
Kate
3 września 2012, 17:16
Czy od czasu wprowadzenia religii do szkół młodzież stała się bardziej religijna? NIE. Tendencja jest wręcz odwrotna. Czy w szkole, między jedną a drugą lekcją, są warunki do tego, aby rozwijać swoją duchowość? NIE. Czy w szkole religia jest przez uczniów równorzędnie traktowana z innymi lekcjami? NIE. Choć jestem wierząca i zależy mi na dobru Kościoła, kompletnie nie widzę uzasadnienia dla praktykowania lekcji religii w szkole. Jedyne uzsadnienie, które jestem w stanie dostrzec, jest natury... ekonomicznej.
3 września 2012, 16:51
Jak sprawę widzi katecheta? Jeśli nie traktuje tego tylko jako robotę, ale jako misję, to wkłada w to swoje serce. A czy tego samego nie powinniśmy powiedzieć w ogóle o nauczycielach? Czy nawet szerzej - o ludziach, których praca polega wzięciu odpowiedzialności za drugiego człowieka. Bez serca to można kostkę brukową ułożyć. Jeśli się weźmie pod uwagę wszystkie dane i liczbowe zależności to efekt osiągniemy. Jeśli zaś nauczyciel traktuje ucznia jako jeden z trzydziestukilku elementów, którego trzeba jedynie oceniać, to niewiele z jego pracy wyniknie. Ogólnie jednak rzecz ujmując, zgadzam się w pełni z treścią tego artykułu. Dobra - co warto podkreślić - katecheza przynieść może młodemu pokoleniu jedynie pozytywne efekty.