Zabory lepsze niż niepodległość
Dzisiaj obchodzimy Dzień Niepodległości. Święto, bez którego nie mógłbym napisać tych słów, a Wy nie moglibyście ich przeczytać. O tym, jak wielka była cena wolności, przypominają nam dekady zaborów. Nie dla wszystkich są one jednak latami udręki. Z "Gazety Wyborczej" dowiadujemy się bowiem, że gdyby nie rozpad Polski, nigdy nie stalibyśmy się wyzwoleni i nowocześni. Rozbiory wg. "Gazety", to tryumf postępu.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jest 4 lipca, Ameryka hucznie obchodzi swój Independence Day. Są sztuczne ognie, prezydent wygłasza przemówienie, ludzie w przydomowych ogródkach smażą steki. I przy całej tej sielance, jak gdyby nigdy nic, "New York Times" na pierwszej stronie pisze: "Okupacja brytyjska była dla Ameryki impulsem do rozwoju", "Nie było sensu porywać się na niepodległość". Bzdury? A teraz sięgnijmy po Magazyn Świąteczny "Gazety Wyborczej". Jest 11 listopada i nasz Dzień Niepodległości. A tam, jak gdyby nigdy nic: "Rozbiory oznaczały dla Polski postęp i modernizację", "Niepodległość? Jestem przeciw".
Często z zazdrością spoglądamy na zachodnie demokracje. Jak pięknie im się żyje, jak spokojnie i bezstresowo. Wyjeżdżamy za pracą do Norwegii czy Wielkiej Brytanii, łapiąc oddech od dusznego klimatu wojny polsko-polskiej. Przecież ciągle nam się powtarza, że nowoczesność to europejskość a narodowość to balast, który stoi na drodze do społecznego postępu.
Tymczasem wystarczy pomieszkać za granicą nieco dłużej niż okres wakacji, a szybko przekonamy się, że mało kto jest tak dumny ze swojej ojczyzny jak Anglicy (kto oglądał olimpiadę nie powinien mieć wątpliwości), a mało kto jest takim patriotą jak Francuzi i Niemcy. Dla każdego dużego państwa w Europie i na świecie, rzeczą instynktowną jest hołubienie swojej niepodległości. Szczególnie w dniu jej święta, wolność narodu powinna być kwestią niepoddawaną debacie.
Niestety, ta prosta prawda nie trafia do "Gazety Wyborczej", która jak się wydaje, wreszcie zagrała w otwarte karty. Wywiad Doroty Wodeckiej z Janem Sową jak na dłoni odkrywa fobie i lęki sporej części rodzimych intelektualistów. W dużym skrócie brzmią one tak: "Polska sama nie potrafi się zmienić. Wszystko co w nas postępowe i nowoczesne, zawdzięczamy innym". Bo jak tłumaczyć takie wypowiedzi, jeśli właśnie nie kompleksem niższości. Poczuciem, że modernizację trzeba narzucić nam batem, ponieważ własnymi siłami jesteśmy do niej niezdolni.
Tak też Jan Sowa na pytanie redaktor "Gazety" o to, czy zabory były dla naszej ojczyzny szansą na progres, odpowiada: "Dopiero zaborcy opodatkowują masowo szlachtę i konstruują mechanizm administracyjny. Dopiero oni znoszą pańszczyznę, wyzwalając <<polskich>> chłopów od Polaków. Reformują gospodarkę. Pod zaborami na terenie byłej I RP rozwija się infrastruktura i zmieniają się stosunki społeczne. Ale następuje też zmiana społeczno-kulturowa - nowoczesność kształtuje się jako siła antagonistyczna wobec tradycyjnej tożsamości polskiej".
Nie pomylili się państwo. Nowoczesność to cecha, która stoi w sprzeczności z rodzimą tożsamością. "Czy rozbiory były dla nas szansą na skok cywilizacyjny?" - dopytuje Wodecka. "Były wielkim tryumfem nowoczesności, zaraz po rewolucji amerykańskiej i francuskiej", odpowiada Sowa. Zdezorientowana redaktor postanawia doprecyzować: "Tryumfem Polski?". Z ust rozmówcy pada odpowiedź twierdząca. Upadek Rzeczpospolitej, to najlepsza rzecz jaka przydarzyła się jej pod słońcem. Przy tej okazji chciałoby się zapytać, czy również komunizm był takim modernizacyjnym skokiem i "tryumfem Polski"? A co z Sejmem Wielkim i Konstytucją 3 Maja? Oświeceni zaborcy pomogli nam wcielić ich ustalenia w życie?
Czytam takie słowa jako młody Polak i trudno mi w nie uwierzyć. Trudno mi zrozumieć, że żyję w kraju, w którym patriotyzm utożsamia się ze sprzątaniem kupy po psie, a jego polityczne unicestwienie nazywa "skokiem cywilizacyjnym". Jak mamy być traktowani przez inne państwa poważnie, skoro sami jesteśmy naszymi największymi wrogami? Małymi wystraszonymi polaczkami, który nie potrafią wziąć za siebie odpowiedzialności. A brak odpowiedzialności to cecha ludzi niedojrzałych, a nie nowoczesnych.
Kiedy wreszcie pojmiemy, że niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze. Gdyby Piłsudski i Dmowski mieli wtedy w głowach dylematy Jana Sowy, dzisiaj nie byłoby czego świętować. Żylibyśmy za to w dostatnich i postępowych ojczyznach. A Polska tożsamość byłaby jak balast i zły sen, z którego mądrzejsi sąsiedzi potrafili nas wyleczyć. W końcu jak mawiał wielki inkwizytor w Braciach Karamazow: "Nie ma i nie było nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność!".
Ten wywiad, który eksponuje się w Dniu Niepodległości, odczytuję jako wołanie o to, aby ktoś nas od tej wolności uwolnił. Inaczej nie umiem.
Marcin Łukasz Makowski - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca portalu DziwnaWojna.pl. Jego teksty można przeczytać na blogu autorskim. Twitter: @makowski_m
Skomentuj artykuł