Załatwili Brytyjczyków, a teraz Szwajcarię?
Szwajcarski bank centralny powiedział dość. Od tej pory nie będzie tolerował umacniającego się franka i zamierza działać dla osłabienia waluty. Walka z rynkiem jest jednak bardzo ryzykowna i wcale nie oznacza, że polscy kredytobiorcy będą mogli w końcu spać spokojniej - pisze Paweł Zawadzki, analityk portalu finansowego Money.pl.
Kurs franka szwajcarskiego w stosunku do polskiego złotego w ciągu zaledwie miesiąca umocnił się o ponad 15 procent. Na ratunek kilkuset tysiącom Polaków posiadającym kredyty denominowane właśnie w frankach szwajcarskich przyszedł wczoraj Szwajcarski Bank Narodowy. W krótkim terminie reakcja na zapowiedź osłabiania szwajcarskiej waluty była natychmiastowa - kurs franka w ciągu kilkunastu minut z rekordowego poziomu 3,74 złotego poszedł w dół o ponad 10 groszy.
Bank Anglii miał wtedy zupełnie inne cele. W ramach Europejskiego Mechanizmu Walutowego (ERM) musiał utrzymywać funta w wąskim przedziale wahań w stosunku do niemieckiej marki. Kurs jednak spadał, a zatem bank centralny musiał go bronić. Do umocnienia funta wykorzystał rezerwy walutowe. Wyprzedawał niemieckie marki i skupował funty. To nie pomogło, więc podniósł stopy procentowe. Następnie ogłosił kolejną podwyżkę. To również nie wystarczyło i musiał skapitulować. Funt zanurkował.
Jaki potencjał mają zatem działania Narodowego Banku Szwajcarii, kiedy Wielkiej Brytanii nie udało uporać się z jednym agresywnym spekulantem? Szczególnie, że arsenał ma znacznie mniejszy - stóp procentowych już nie obniży, bo te są rekordowo niskie. Trudno także oczekiwać wyprzedaży franka na skalę wystarczającą, aby cokolwiek zmienić.
Pewną opcją byłoby porozumienie z najważniejszymi światowymi bankami centralnymi, jednak te ostatnio mają wystarczająco dużo własnych problemów. Zatem albo w końcu zaczną pojawiać się lepsze dane ze światowej gospodarki i inwestorom wróci apetyt na ryzyko, albo trzeba będzie poczekać na to, aż wysoki kurs franka odbije się czkawką stanowiącemu ponad połowę szwajcarskiego PKB eksportowi. Polskim kredytobiorcom pozostaje zatem wierzyć w niewidzialną rękę rynku.
Skomentuj artykuł