Bp Suchodolski: duchowni i świeccy powinni wspólnie zarządzać przepowiadaniem Ewangelii

Bp Grzegorz Suchodolski. Fot. KBO ŚDM / Joanna Wyrzykowska

O tym, co jest potrzebne, by młodzi chcieli być w Kościele, o roli katolickich influencerów, współpracy duchownych i świeckich oraz nowych kierunkach dla duszpasterstwa młodzieży w Polsce z biskupem Grzegorzem Suchodolskim, przewodniczącym Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży rozmawia Marta Łysek.

DEON.PL POLECA

Marta Łysek: Jaka jest w 2022 roku wizja krajowego duszpasterstwa młodzieży? Czy centralna, ogólnopolska struktura jest jeszcze potrzebna?

Bp Grzegorz Suchodolski: Mówiliśmy o tym na wczorajszym spotkaniu w Warszawie. Brała w nim udział Rada KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży i diecezjalni duszpasterze młodzieży. Z tym tematem zmierzył się bp Andrzej Czaja, który jest przewodniczącym Komisji Duszpasterstwa Episkopatu Polski. Biskup Andrzej jest zdecydowanym przeciwnikiem tzw. Kościoła narodowego. Mówił, że krajowe duszpasterstwo młodzieży jest niepotrzebne, bo duszpasterstwo dzieje się tam, gdzie jest Kościół lokalny, gdzie jest biskup miejsca. To jasne wskazanie, że centralna wizja dla całej Polski nie jest konieczna.

Co w takim razie jest potrzebne?

Potrzebne są pewnego rodzaju inspiracje i momenty przeżycia wiary, których doświadczamy w swoich kościołach lokalnych. Powiedziałbym nawet, że trzeba zejść jeszcze niżej, nie tylko do Kościoła diecezjalnego, ale do parafii i do wspólnoty, którą mam w parafii, w której jestem - bo tam się tak naprawdę buduje moja relacja do Jezusa. Z góry, ze struktury krajowej może do małych wspólnot iść inspiracja, z dołu, ze wspólnot – świadectwo tego, co w nich przeżyjemy, pokazywane w Polsce, w mediach, w świecie, na przykład podczas Światowych Dni Młodzieży.

I księża duszpasterze młodzieży się z tym zgadzają?

Większość obecnych na naszym spotkaniu popiera tę linię, bo ona jest zbudowana na poprawnej eklezjologii. Nie ma w niej czegoś takiego jak ogólnonarodowe projekty i akcje, choć ostatnio tego w Polsce mieliśmy bardzo dużo. Ta ogólnonarodowość, magia wielkich liczb wywróciła nam priorytety, bo cieszymy się, gdy jest nas dużo w Kościele, gdy dużo ludzi idzie do bierzmowania, kiedy mamy pełny kościół na odpuście. Mierzymy ilość obecnych, ale nie zastanawiamy się nad ilością relacji nawiązanych wtedy między konkretnym człowiekiem a Jezusem. Czas pandemii i ostatnie bolesne wydarzenia wewnątrz Kościoła pokazały, że na tym nie zbudujemy człowieka wierzącego.

Jak w takim razie budować?

Proponować młodym konkretne, małe grupy formacyjne, a nie tylko duże eventy, które są tak naprawdę płytkie, choć socjologicznie i medialnie fajnie przeżyte i pokazane. Budować na codziennej formacji.

Robienie eventów to też czasem ucieczka przed rzeczywistością własnej parafii… Proboszcz nie chce mieć młodych, wikaremu nie chce się prowadzić grup, ludzie się zniechęcają i szukają możliwości poza parafią, w diecezji, w dużych wydarzeniach, bo w parafialnych relacjach nie jest im dobrze.

Takie sytuacje pokazują, że zjawisko churchingu ma swoje racje i człowiek, który poszukuje, rzeczywiście może u siebie w parafii nie znaleźć tego, czego szuka. To dotyczy zwłaszcza młodego człowieka. Parafia nie jest całym Kościołem. Cały Kościół jest tam, gdzie jest biskup i jego diecezja i to diecezja powinna mieć pełną propozycję pastoralną.

Co to oznacza w praktyce?

Że nie w każdej parafii musi być pełna propozycja duszpasterska: katechumenat dla tych, którzy chcą przystąpić do chrztu, duszpasterstwo akademickie, duszpasterstwo młodzieży, i duszpasterstwo rodzin. Przez mądre zarządzanie diecezją można stworzyć rejony duszpasterskie, w których każdy znajdzie blisko siebie propozycję, jakiej aktualnie potrzebuje. Może byśmy chcieli, żeby w każdej z dziesięciu tysięcy polskich parafii było prężne duszpasterstwo młodzieży, ale to jest utopia, iluzja.

Dlatego naszym, czyli Rady i gremium diecezjalnych duszpasterzy młodzieży zadaniem jest stworzenie pewnej struktury, która sprawi, że każdy młody człowiek w swojej okolicy znajdzie propozycję dla siebie. We Włoszech są tzw. jednostki pastoralne, unita pastorale. Gdy na przykład w jednym miasteczku są trzy parafie, są tak zorganizowane, że w każdej z nich jest inne duszpasterstwo specjalistyczne. Wydaje mi się, że w tym kierunku musimy iść.

Czy ta wizja jest możliwa do zrealizowania w polskiej rzeczywistości, w której proboszcz często chciałby mieć u siebie albo wszystko, albo nic?

Na pewno jest źle, jeśli proboszcz chce mieć święty spokój i całkowicie się wyłącza z wszelkich propozycji. Może nie czuć młodzieży, ale już nie może powiedzieć, że nie chce pracować z rodzinami albo grupą charytatywną. Jeśli Pan Bóg powołuje, to także uzdalnia do tego, żeby wypełniać misję w Kościele. Nie każdy musi mieć charyzmat do pracy z młodymi, tak samo jak nie każdy musi umieć prowadzić portale społecznościowe czy występować w mediach przed kamerami. Dlatego potrzebne jest mądre zarządzanie na poziomie diecezji i parafii. My już się nacięliśmy na wizję, że każdy ksiądz po święceniach nadaje się do pracy z młodzieżą w szkole, na lekcjach religii. Nie każdy się nadaje, niektórzy tak, inni nie – a nadal księża są posyłani na lekcje religii. Jeśli nie mają takich zdolności, męczą się z młodzieżą, a młodzież z nimi. To tak nie działa, że masz święcenia i nadajesz się do każdego rodzaju posługi. Trzeba wybierać, rozeznawać, mądrze zarządzać tym „personelem”, który mamy.

Co nas prowadzi prosto do pytania o rolę osób świeckich.

To jest to, o czym mówiłem w czasie ostatniego Krajowego Forum Duszpasterstwa Młodzieży. Konieczne jest odklerykalizowanie duszpasterstw specjalistycznych, traktowanie świeckich, także ludzi młodych, jako podmiotu w Kościele, delegowanie im zdań i współpracowanie z nimi zamiast narzucania im swojej mocno sklerykalizowanej wizji bycia w Kościele.

Co jest potrzebne, żeby to się mogło wydarzyć?

Nie chcę, żeby to zabrzmiało negatywnie, ale my, duchowni, nie możemy dłużej traktować siebie jako wyższej kasty, pewnego grona osób uprzywilejowanych, które tylko zarządzają innymi. Jest tu potrzebny dialog, słuchanie siebie nawzajem. To jest treścią trwającego synodu: chodzi w nim także o słuchanie, większą otwartość na siebie. Tego ciągle jest w nas za mało.

Poza tym trzeba kochać świeckich. W Ewangelii czytamy o trzech rodzajach miłości: miłości wzajemnej, miłości bliźniego i o miłości nieprzyjaciół. Każdy kapłan, robiąc rachunek sumienia, powinien się zastanowić, gdzie w tym opisie widzi świeckich. Czy kocha ich miłością wzajemną? Może tylko miłością bliźniego, bo przyszli, zapukali, i może w nich być obecny Chrystus? A może miłością nieprzyjaciół, natrętów, którzy się naprzykrzają? Żeby coś się zmieniło - musimy się kochać, ufać sobie, słuchać się nawzajem i wyciągać wnioski z naszego podążania razem.

Zmienił się skład rady ds. Duszpasterstwa Młodzieży i Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM.

Powiało nowością, gremia zostały odmłodzone (śmiech). Czterech z dziewięciu biskupów należących do rady było wcześniej diecezjalnymi duszpasterzami młodzieży, przygotowywało Światowe Dni Młodzieży. To bp Adam Bab, bp Artur Ważny, bp Radosław Orchowicz i ja, a także bp Robert Chrząszcz. Każdy z nas był tym „pucybutem”, teraz idzie trochę wyżej w hierarchii kościelnej i przyjmuje odpowiedzialność. Zastanawialiśmy się na spotkaniu, jak dalej iść, jak głosić Jezusa. Wiemy, co mamy robić, ale nie wiemy, jaki ma być język, jaka forma głoszenia, która pozwoli dotrzeć do młodych. Mamy też świadomość, że nie dotrzemy do wszystkich. Dotrzemy do tych, których Pan Bóg przy nas postawił, i musimy ich wychować do bycia liderami, misjonarzami. Ich trzeba posłać w ich środowisko. To jest kierunek. Jest tu miejsce dla ludzi świeckich, w tym dla młodych świeckich liderów. Mam nadzieję, że zrodzi się nowa koncepcja, że rzeczywiście będziemy współpracować, wspólnie zarządzać głoszeniem i przepowiadaniem Ewangelii.

Księża duszpasterze mówią, że jest potrzebna jeszcze inna zmiana: żeby bardziej być z młodymi, niż ich nauczać. A to trudne, bo trzeba w to włożyć serce, nie można potraktować jak obowiązku do odhaczenia na liście. To możliwe na większą skalę?

Na pewno. Mamy piękne przykłady duszpasterzy, którzy spędzają z młodymi dużo czasu. To też znak, że trzeba w parafiach wrócić do stylu oratoryjnego, żeby była w nich przestrzeń do przebywania z młodymi. Jeśli taka przestrzeń jest, to relacje, które się zawiązują między duszpasterzem a młodymi, nabierają zupełnie innego wymiaru niż tradycyjna „relacja” między przysłowiowymi już kandydatami do bierzmowania a księdzem, której to „relacji” w zasadzie nie ma, bo wszystko jest na mus, na indeks, na podpis. Dopiero czas przebywania razem rodzi dobre pespektywy na przyszłość. Jest go ciągle za mało, dlatego cały czas proszę, żeby większość parafii remontowała salki parafialne i przerabiała je na oratoria, w których jest aneks kuchenny, część sportowa i część rekreacyjna, miejsce do spotkań w małych grupach formacyjnych. Żeby stworzyć młodym przestrzeń do bycia ze sobą, do rozmów, wspólnego pobawienia się, pomilczenia, pomodlenia. To musi być. Kiedyś to się mądrze nazywało „towarzyszenie” i ciągle jest aktualne. Trochę takim stylem pracowały przez lata duszpasterstwa akademickie. Nie wytwarzały się w nich struktury formalne, ale powstawały żywe, dynamiczne wspólnoty, które się systematycznie spotykały, były razem w tygodniu, ale także w ferie, wakacje, na wspólnych wyjazdach, rekolekcjach. To pokazuje kierunek, którego potrzebuje dziś młody człowiek.

Czy dobre miejsce do spotkań wystarczy?

Miejsce jest warunkiem koniecznym, natomiast trzeba też osobowości duszpasterza, otwartości, bliskości, „zakopania” dystansu, który często istnieje. Gdy jako biskup chodzę na spotkania z młodymi, mówią mi: tak blisko, jak teraz z księdzem biskupem, to ja ze swoim proboszczem nawet nigdy nie byłem. To pokazuje, że mamy problem dystansu. Trochę kulturowy, przeniesiony z polskiej tradycji, trochę wynikający z tego klerykalizmu: z jednej strony ksiądz chce mieć święty spokój i się zamyka, z drugiej boi się przybywania z ludźmi młodymi, tego, co powiedzą. Dlatego są potrzebne trzy rzeczy: budowanie miejsc, skracanie dystansu i głoszenie świadectwa.

A jeśli zbudujemy miejsca, jeśli jako wierzący liderzy, świeccy i duchowni, będziemy otwarci i skłonni do świadczenia o Panu Bogu - czy jesteśmy jeszcze stanie w 2022 roku mówić do młodych takim językiem, który zrozumieją? To dzieciaki TikToka, które zupełnie inaczej patrzą na rzeczywistość…

Gdy jesteśmy na ambonie albo na katechezie, to trudno mówić językiem TikToka. Zresztą uważam, że przekładanie ewangelii na język kultury współczesnej to jest zadanie świeckich, także młodych świeckich. Bo nawet jeśli ja, jako ksiądz, założę dobry profil w mediach społecznościowych, to większość młodych i tak mnie nie zobaczy, bo nie ma mnie w znajomych. Nie jestem w stanie się przebić, pokazać im, że istnieję. To jest rola dobrych katolickich youtuberów, influencerów. Nie wygramy też bitwy o młode pokolenie bez pomocy ich rodziców.

Którzy często są już daleko od Kościoła…

Właśnie dlatego to nawet nie duszpasterstwo dzieci i młodzieży, ale duszpasterstwo rodzin, rodziców powinno być priorytetowym zadaniem Kościoła dzisiaj. Wiara od zawsze była przekazywana w rodzinach i tak Pan Bóg chce. Chrzest jest w wierze rodziców, przez nich przekazywanej. Najbardziej odeszliśmy od rodzinnego przekazywania wiary na etapie bierzmowania. Wyłączyliśmy rodziców, rodzicie wyłączyli siebie, religia w szkole i spotkania z księdzem przy parafii mają zastąpić doświadczenie wiary w domowym kościele. A to nie zadziała. Duszpasterstwo młodych, systemy oratoryjne bez duszpasterstwa rodzin nie będą efektywne. Dlatego musimy także być z rodzicami młodych.

Można robić eventy religijne, wspaniałe i przynoszące mnóstwo lajków, ale w ten sposób nie przekażemy wiary, bo to wymaga procesu, który jest dłuższy i musi być zakotwiczony w wierze własnego domu. Jeśli rodzice są niewierzący, a dzieci mimo wszystko są chrzczone, bierzmowane, posyłane na religię, to jest problem i rodzi się bunt, bo jest sprzeczność pomiędzy tym, jak żyje dom, a tym, jak ma żyć dziecko. Co więcej, żyjemy w czasach, w których społeczeństwo cechuje nie tylko postawa antyklerykalna, ale także antykościelna. Czy wiara w Kościół jest mi potrzebna? Czy nie mogę wierzyć, zbawić się poza Kościołem? Czy mi nie wystarczy sam Pan Bóg? To są kwestie, na które trzeba szukać odpowiedzi, ponieważ mamy czas dużego indywidualizmu. Teraz każdy chce się rozwijać. Czy Kościół jest mi potrzebny do rozwoju? Nawet w edukacji to widać, że chcemy się bardziej rozwijać, niż żyć we wspólnocie, dlatego często rodzice odrzucają wspólnotę na rzecz zasypania dziecka indywidualnymi propozycjami. I przenoszą to na Kościół. Wspólnota jest mi niepotrzebna…

Co nam to mówi o stanie Kościoła w Polsce?

To jest pytanie, które się rodzi: co teraz mówi Duch do Kościoła w Polsce? Odczytujemy, że mówi o kryzysie. O kryzysie duchowym, wspólnot, parafii, katechezy szkolnej. Czy ze słuchania Ducha Bożego, ze słuchania Słowa, siebie nawzajem zrodzi się jakieś nowe wyjście, nowy Exodus? Czy będziemy posłuszni jakiemuś Mojżeszowi, którego Bóg postawi na naszej drodze? Niektórzy tęsknią za nowym prorokiem, nowym Blachnickim. To mówi Duch Boży: że został dopuszczony na nas bardzo głęboki kryzys. I trzeba z jednej strony pokory, z a drugiej strony pójścia w to, czym ma być Kościół w zamyśle Jezusa.

Czym ma być?

Wspólnotą apostolską. Wspólnotą wspólnot. Jak przekonać indywidualistę, że ma się zbawić w grupie? „Spodobało się Panu Bogu zbawiać ludzi nie pojedynczo, ale we wspólnocie” – to mówił Sobór Watykański II, a my wciąż w to nie wierzymy.

Może straciliśmy poczucie misji. Dla pierwszych uczniów Kościół był trochę grupą roboczą do ewangelizowania reszty świata. Jeśli nie głosimy, to jesteśmy we wspólnocie trochę dekoracyjnie i wtedy to traci sens.

Czyli papież Franciszek ma rację, mówiąc, że uczeń od razu staje się misjonarzem, że nie może być tylko uczniem. A my zostaliśmy na etapie ucznia. Uczniem łatwo jest sterować w Kościele, tylko kiedy ma już dosyć nauczycieli, buntuje się i ucieka na wagary. Za to przyjęcie misji sprawia, że staje się współodpowiedzialny za przekaz wiary i sam także zaczyna mocniej wierzyć.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bp Suchodolski: duchowni i świeccy powinni wspólnie zarządzać przepowiadaniem Ewangelii
Komentarze (4)
TN
~Tomasz Niemirowski
24 sierpnia 2022, 12:54
Księża w Polsce są nastawieni na obsługę wiernych świeckich, czyli udzielanie im sakramentów, a nie na ewangelizację. Świeccy są dla nich owieczkami, które należy paść, a nie współpracownikami (partnerami) w głoszeniu Chrystusa i zdobywaniu ludzi dla Niego. Nikt świeckim nie mówi, że mają głosić Chrystusa i czynić innych Jego uczniami. I nikt im w tym nie pomaga. Uczy się ich jak mają postępować, czyli moralności, a to nie to samo, co ewangelizacja. I na tym polega słabość Kościoła w Polsce.
TM
~Tomek Mazurek
23 kwietnia 2022, 14:48
Jesteśmy wezwani do walki z klerykalizmem i dlatego należny przepędzić kler, a jego funkcje powierzyć świeckim wolontariuszom.
AZ
~A zja
24 kwietnia 2022, 17:58
Sprawdź proszę, Tomaszu, w słowniku, co oznacza słowo "klerykalizm".
AM
~Alicja M.M.
22 kwietnia 2022, 19:41
Wiele mądrych, celnych stwierdzeń, dotykających istoty Kościoła. A w tytule okropna nowomowa pasująca do korporacji, nie do wspólnoty wiary! Może by to zmienić? Ale być może to moje językowe przewrażliwienie… Jeśli tak, to jednak sądzę, że mój komentarz nie jest czymś aż tak niewłaściwym, by trzeba go było odrzucać.