Młodzi odchodzą z Kościoła? Nie, zdecydowanie nie wszyscy
Patrzę na salę pełną ludzi w maseczkach. Pod maseczkami są uśmiechy. A w powietrzu radość. Ze spotkania, z bycia razem, z bycia Kościołem. To Krajowe Forum Duszpasterstwa Młodzieży. Z osób postronnych mało kto się domyśla, że pod tą statyczną nazwą kryje się tak dynamiczna rzeczywistość.
Z młodych zostają w Kościele ci, którzy należą do wspólnoty – powiedziała mi ostatnio znajoma. Gdy pytam księży i młodych ludzi, czy tak jest, potwierdzają. Mówią, że wspólnota jest przestrzenią, w której można być i to być sobą, a to przyciąga, przynosi radość i poczucie przynależności. To wszystko składa się na sens życia. I staje się doświadczeniem ludzi, którzy z całej Polski przyjechali na Wigry, żeby ze sobą pobyć, porozmawiać, posłuchać.
Kluczem są relacje
Czym jest Krajowe Forum Duszpasterstwa Młodzieży? To coroczne spotkanie młodych liderów Kościoła i odpowiedzialnych za ich formację duszpasterzy, które w tym roku odbywa się po raz osiemnasty. Zazwyczaj głównym tematem były wydarzenia związane ze Światowymi Dniami Młodzieży - ale tym razem jest nieco inaczej.
W programie poza sprawami organizacyjnymi dotyczącymi wyjazdu na następne ŚDM, do Lizbony, poza słowem od biskupów i głównego koordynatora ŚDM z Watykanu - także praktyczne warsztaty pomagające głosić Ewangelię. Jest czas na otwarte dyskusje, w których na równych prawach wypowiadają się liderzy chodzący do liceum, księża odpowiadający za młodzież w swojej diecezji i związani z duszpasterstwem młodych biskupi. Na forum jest ich dwóch: bp Marek Solarczyk i bp Grzegorz Suchodolski. Nie nudzą. Mówią wprost. I słuchają z uwagą.
- Jestem na forum pierwszy raz i myślę, że to jest dobra przestrzeń do tego, żeby zobaczyć, jak wielu ludziom w Polsce zależy na duszpasterstwie młodzieży, jak wiele osób jest zaangażowanych, jak to w praktyce wygląda w innych miejscach. I to jest super sprawa. Mam też takie poczucie wspólnoty, tego, że są podobne trudności, ale też podobne radości. A treści, które są przekazywane, są motywacją, żeby coś zmieniać, żeby coś robić dalej – mówi mi Justyna Dąbrowska z archidiecezji białostockiej.
Sieć przyjaciół
Relacje: jak mówi mi jeden z księży, to dość oklepane i zużyte słowo, a jednak to właśnie ono najbardziej wybrzmiewało w trakcie rozmów i wykładów. A relacje - to także umiejętność współpracy.
- Nie chodzi o to, żeby koordynator umiał wszystko, ale żeby otaczał się ludźmi lepszymi od siebie, bo celem nie jest budowanie struktury, ale relacji - mówi w niedzielę swoim wystąpieniu ks. João Chagas, dyrektor Biura ds. Młodzieży watykańskiej Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia. Oglądamy go i słuchamy na zoomie, nagle wychodzi u niego słońce, więc przenosi się z komputerem i mówi z uśmiechem o celu, jaki w duszpasterstwie młodych pełnią Światowe Dni Młodzieży. - Po każdych ŚDM rośnie sieć przyjaciół, a same ŚDM zrodziły się z relacji, które ksiądz Karol Wojtyła miał z młodymi ludźmi - podkreśla ks. João. Sieć przyjaciół: na to hasło niemal cała sala kiwa głowami.
- Najcenniejsza jest dla mnie możliwość rozmawiania z młodymi i wymiany doświadczeń między kapłanami. Bardzo ważna była też szczera dyskusja przy biskupie Grzegorzu i wspólne dojście do tego, że najwięcej można zbudować przez relacje - mówi ks. Adam Polak, diecezjalny duszpasterz młodzieży archidiecezji częstochowskiej.
- To, co mnie przede wszystkim cieszy, to relacje z ludźmi, którzy mają podobne fundamenty jak ja i że mogliśmy wspólnie wziąć udział w tym, pogadać, wymienić się doświadczeniami. No i właśnie rozmowy z innymi - to jest takie budujące. Warsztaty też były super. Jak coś chcemy robić, to tylko profesjonalnie, bo inaczej będziemy patrzeć na to z żenadą po kilku latach - dodaje Kacper Szymaniak z diecezji gliwickiej.
Czego się spodziewać po dwudziestolatkach?
Forum to spotkanie duszpasterzy i młodych. Tych drugich jest tu dwa razy więcej. Przyjeżdżają jako delegacja swojej diecezji, crème de la crème, zaangażowani, mądrzy, radośni, sensowni, myślący. Piękny kawałek Kościoła. Są osadzeni w realiach i czasem zaskakująco surowo oceniają rzeczywistość.
- Kiedy biskupi się zorientują, że nie ma młodych w Kościele? Jak nasz pokolenie już nie ochrzci swoich dzieci - rzuca w rozmowie jedna z liderek. To celna uwaga. I takich uwag młodzi mają więcej. Ci tutaj w żadnym wypadku nie są przysłowiowymi „julkami”, które biegną tam, gdzie im Instagram pokaże, i krzyczą razem z tłumem przeczytane hasztagi. Oceniają rzeczywistość krytycznie i czasem o wiele jednoznaczniej niż ci, którzy mają się nimi zajmować: duszpasterze, animatorzy, rodzice. Takie spojrzenie to przywilej wieku - i jednocześnie dar dla starszego Kościoła.
Dlaczego dar? Bo młodzi widzą swoje pokolenie, pokolenie ludzi, którym przestaje już w życiu o cokolwiek chodzić. I chcą być jego inną częścią. Taką, która naprawdę jest światłem - a ono jednych otuli i zaprosi, a innych będzie oślepiać i razić. Taką, która naprawdę jest solą – a sól doda smaku i nie pozwoli się zepsuć, ale też sprawi ból, gdy dostanie się w żywe rany.
To, jak zadziała w Kościele takie światło i taka sól – zależy od Kościoła starych. Od tego, czy zamkną oczy, by nie raziło. Od tego, czy wytrzymają ból, który sól przyniesie, gdy dostanie się w świeże i żywe rany. Czy będą woleli mieć święte zamieszanie, czy bardzo ziemski spokój?
Tak, tych młodych tutaj jest garstka. Z trzydziestu pięciu diecezji lepsza siedemdziesiątka młodych i niecałych pięćdziesięciu księży, z których tylko część jest przed trzydziestką. Przywiązanie do statystyk każe kręcić głową: mało. Ale rzeczywistość Kościoła to taka rzeczywistość, w której mało wystarcza i przemienia się w wystarczająco dużo, by zaczęło się dziać.
Jak może wyglądać synodalność? Właśnie tak
Byłoby pięknie, gdyby ten starszy Kościół odważył się otworzyć na spojrzenie młodych, przestał się pochylać się nad nimi z troską, a zaczął zwyczajnie słuchać tak, żeby usłyszeć. To jeden z celów toczącego się właśnie synodu o synodalności: włączenie młodych w rozmowę o Kościele.
I to się dzieje, dzieje się tutaj, na forum. Bez rozgłosu. W międzyczasie, w kuluarach. W tych rozmowach, gdy wszyscy siedzą razem przy stole, jedni dwa razy starsi od drugich, i po prostu mówią o tym, jak jest, dzieląc się myślami, bez oceniania, bez pouczania, bez palącej potrzeby znalezienia natychmiast rady i rozwiązania. Razem.
- Uważam, że takie spotkania są ważne i potrzebne, że są platformą do dialogu, do wymiany doświadczeń i poglądów. I chodzi tu też o to, żeby słysząc innych, zmotywować siebie do działania. A to nie zawsze jest takie proste na gruncie diecezjalnym, bo często nie ma wspólnej linii z księżmi, z biskupem, z młodzieżą. I to jest motywujące dla wszystkich uczestników, że mogą się tu spotkać ludzie podobnie myślący, podobnie czujący. To doświadczenie wspólnoty, bo choć ludzie w większości się tu wcześniej nie znali, to jest coś takiego ponad nieznajomościami, że jesteśmy sobie bliscy – mówi mi ks. Rafał Arciszewski, koordynator diecezjalny ŚDM archidiecezji białostockiej.
I takie doświadczenia tworzą synodalność: słuchanie siebie nawzajem, w spokojnych warunkach, w zaufaniu, z szacunkiem. Znajdowanie wspólnych trudności, dzielenie się ciężarami, ale i tym, co działa, przynosi efekty, łączy. Takie właśnie – jak sami mówią - są nocne rozmowy księży.
- To jest moje pierwsze forum w życiu, bo jestem duszpasterzem od dwóch miesięcy. Co dla mnie jest tutaj najlepszym doświadczeniem? Rozmowy. To, że to było forum robocze. Były wystąpienia, były referaty, ale było dużo rozmów i z tych rozmów najbardziej się cieszę – mówi ks. Kamil Kuchejda, duszpasterz młodzieży diecezji bielsko-żywiecka.
Takie są też nocne rozmowy tych cudnych dzieciaków, które pochłaniają paluszki i chipsy i puszczają sobie z Youtube oazowe hity, a w międzyczasie rozmawiają o życiu. Życiu w Kościele. Życiu po prostu. Bez lukru. Szczerze. Z nadzieją. Z zaufaniem.
- Najbardziej wartościowe było dla mnie zobaczenie młodego Kościoła, młodych ludzi razem z duszpasterzami, i zobaczenie tego, że w Kościele dzisiaj jest szczególna chęć budowania jeszcze bliższych i trwałych relacji, poznawania siebie i innych – dzieli się Kasia Borys z archidiecezji katowickiej.
Klerykalizm musi się skończyć
Mówi o tym biskup Suchodolski, który pół życia poświęcił duszpasterstwu młodzieży, który zna temat od podszewki, który tu nie przyjechał urzędować, tylko być. Czym jest według niego klerykalizm? Przede wszystkim - zaprzeczeniem budowania opartych na wzajemnym zaufaniu relacji między młodymi ludźmi a kapłanami.
- Dla mnie synonimem klerykalnego podejścia są indeksy do bierzmowania. Co oznacza indeks? Będę miał nad tobą władzę, będę cię kontrolował. Czy młody człowiek po przejściu takiej drogi będzie miał mocniejszą relację z Jezusem, czy może powie: jestem już tak zmęczony, że zrywam z Jezusem i Kościołem? – mówił biskup podczas konferencji. O dziwo, z jego mocnym stwierdzeniem o klerykalizmie zgadzają się przede wszystkim księża. W różnych rozmowach mówią mi, że nie, ich to nie zabolało, choć mogło – ale sami widzą, jak jest, i sami potrzebują takich zmian.
W tej kwestii nie jestem jednak optymistką. I z moim brakiem optymizmu nie jestem sama: nasz polski klerykalizm utrwalił się mocno, przyczyny są złożone, od tych świeżo historycznych – w czasach komunizmu świeccy o wiele częściej byli agentami i nawyk trzymania rzeczy ważnych w wąskim kapłańskim gronie przetrwał, choć czasy się zmieniły. Duży wpływ ma na postawę księży seminaryjna formacja i przyzwyczajenie do tego, że są z automatu obdarzani większym szacunkiem, na który nie muszą wcześniej zapracować. Jest też lęk przed oddaniem zadań, odpowiedzialności świeckim – bo jeśli świeccy zawalą, to ksiądz będzie się tłumaczył przed stojącymi w hierarchii wyżej i to on na tym, czasem bardzo, straci. Realistyczne podejście mówi: do przepracowania jest dużo. Ale forum ożywia nieco optymizm – bo chęci do zmiany są, i są szczere. A że zmiany zaczynają się od drobiazgów i pojedynczych osób – jest nadzieja, że coś tutaj naprawdę zacznie się zmieniać.
Nie można marnować energii na wyważanie otwartych drzwi
Biskup Suchodolski w swoim wystąpieniu pokazuje też jasno inny problem duszpasterstwa młodzieży - pokusę „hiperindywidualizmu”. Czym jest taka pokusa? Dążeniem do nieustannego szukania dla siebie i swojej wspólnoty nowych rozwiązań, bez interesowania się tymi, które już zostały wymyślone i dobrze działają.
- Kiedy będziemy bardziej efektywni? Gdy będziemy szukać indywidualnych pomysłów na duszpasterstwo młodzieży, czy kiedy będziemy działać wspólnie? – pyta biskup. A księża obecni na sali kiwają głowami. Bo właśnie tak jest. Kościół nie dzieli się rozwiązaniami i strategiami, działającymi pomysłami. Mało kto prosi sąsiednią parafię czy wspólnotę o podzielenie się pomysłem, jeżeli nie chodzi o coś bardzo prostego, jak scenariusz na jasełka. Większość tworzy w bólach od zera, nie zawsze dlatego, że nie chce skorzystać z cudzego rozwiązania – najczęściej po prostu dlatego, że południe nie ma pojęcia, że północ coś takiego już dawno zrobiła.
Co jest lekarstwem na hiperindywidualizm? Relacje. Takie, które zakładają dzielenie się rozwiązaniami, wspieranie, wspólne działania – a więc przede wszystkim dobrą komunikację. I to się na forum zaczyna dziać: ktoś szuka pomocy w szukaniu pieniędzy na dom dla młodych – ktoś inny właśnie taki dom przygotował i ma gotowe, skuteczne rozwiązania.
Przy posiłkach łowię fragmenty rozmów: jest w nich dużo odkryć, ludzie się poznają, robią burze mózgów, wymieniają numerami, umawiają na współpracę. Dobry, mocny networking tu się dzieje. Także dlatego, że razem z młodymi przyjechali tu naprawdę utalentowani księża. Słucham, co u siebie robią, co potrafią świetnie, bo to kochają, jakimi fachowcami są w dziedzinach, w których nigdy bym ich o to nie podejrzewała. I jak bardzo im źle z tym, że często nie mogą tych talentów naprawdę wykorzystać, bo przytłoczeni obowiązkami mają mało czasu, zero budżetu, mnóstwo frustracji. Pocieszające jest to, że się nie poddają.
- Przyjechałam tutaj, bo nasz ks. Adam zawsze mnie zaprasza, jak się dzieją większe akcje, żebym potem różnym naszym animatorom i wspólnotom przekazała treści – mówi Marta Kluczniak z duszpasterstwa młodzieży archidiecezji częstochowskiej. – Staram się tak międzywspólnotowo działać, ze wszystkimi wspólnotami, jakie mamy w diecezji. Przyjechałam z myślą, że to będzie jakieś duże wydarzenie, skoro mają być osoby ze wszystkich diecezji, różne prezentacje. Chciałam zobaczyć, jak to funkcjonuje. Siedzieliśmy teraz przy stoliku z osobami z diecezji warszawskiej, bydgoskiej i jeszcze innych - i chociaż na przykład wszyscy są w oazie, to jednak mają totalnie inne spojrzenie. Więc biorę coś dla siebie, daję innym, opowiadam o naszej Kanie [duszpasterstwie młodzieży – przyp. red.] i wymieniamy się doświadczeniami.
Nie dezerterować, ale szukać rozwiązań
- Mam nadzieję, że po forum z jeszcze większym entuzjazmem będziemy podchodzić do tego, co jest naszym powołaniem i obowiązkiem, a co dla nas, duszpasterzy młodzieży, oznacza przede wszystkim pracę z młodymi. Że to nasze bycie tutaj, słuchanie siebie nawzajem, modlitwa wywoła w nas chęć, by mimo wszystko nie dezerterować, gdy się zderzamy ze ścianą i od niej odbijamy, ale żeby szukać optymalnych rozwiązań. Żeby nie dezerterować przed tym, co jest trudnością – ale żeby ta trudność bardziej nas otwierała, pomagała iść dalej, szukać pomocy. Takie mam marzenie – mówi ks. Mariusz Wilk, dyrektor Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM.
A trudności jest naprawdę sporo. Po trzech dniach rozmów z uczestnikami forum widzę kilka głównych. Przede wszystkim – niedopasowanie zadań duszpasterza do jego możliwości. Nie z braku jakichś indywidualnych umiejętności, ale z kiepskiego, odgórnego zarządzania, i trzeba o tym powiedzieć wprost. Nie da się być duszpasterzem młodzieży, jeśli się tej młodzieży nie zna i nie ma dla niej czasu. A nie da się mieć czasu, gdy dzieli się dobę między obowiązki wikariusza w parafii, katechety w szkole, kapelana w ośrodku dla seniorów i duszpasterstwo młodzieży – tak samo, jak nie da się efektywnie i z satysfakcją pracować na trzech etatach. Można z trudem przeżywać kolejny dzień – ale młodych nie przyciągnie i nie rozpali do wiary i działania niewyspany, zmęczony, narzekający, zagoniony ksiądz.
Jak dużo dobrego może dla młodego Kościoła zrobić jeden człowiek, którego jedynym zadaniem jest zatroszczyć się o przestrzeń dla młodych w lokalnym Kościele, widać w tych diecezjach, w których duszpasterz młodzieży nie jest wprzęgnięty w kierat wielu „etatów”. Ciche głosy z nocnych rozmów brzmią właściwie tak samo: czemu tak nie może być w każdej diecezji? Czemu realnego wpływu na strukturę duszpasterstwa nie mają ci, którzy do młodych mają najbliżej i wiedzą, co się sprawdzi, a co na pewno nie? Dlaczego tyle się mówi o młodzieży uciekającej z Kościoła, a nikt decyzyjny nie przejmuje się tym na tyle, by porządnie zabudżetować miejsca, które wciąż jeszcze bardziej młodych przyciągają, niż odpychają?
- To forum chyba najbardziej otwierało oczy na to, że mamy zupełnie inne pokolenie duszpasterzy i zupełnie inne pokolenie młodzieży niż to, które było jeszcze kilka lat temu, gdy zaczynałem być duszpasterzem – ocenia ks. Adam Polak.
Bez wsparcia ze strony biskupów cudów nie będzie
Pytam ks. Mariusza Wilka, dyrektora KBO, co może zmienić to forum.
- Myślę, że nie za bardzo może coś zmienić, bo wpływ, jaki mamy, to jest wpływ na rzeczywistość blisko nas. I z jedne strony to jest bardzo dużo, i jestem przekonany, że te nasze rozmowy i dyskusje coś zmieniają, ale w takim znaczeniu bardzo wąskim. Szerzej, jeżeli chcemy na to spojrzeć globalnie, na Kościół w Polsce, to nie za bardzo mamy wpływ, bo to nie my decydujemy o kształcie programu duszpasterskiego - zauważa.
To nie jest łatwy wniosek, bo choć łatwo to mówić, to trudniej z tym żyć i działać w duszpasterstwie młodzieży. Więc jak z tym żyć?
- Jako duszpasterze młodzieży mamy być ręką, którą episkopat wyciąga w stronę młodych ludzi i chcemy ich przygarniać, dawać im to, co podsuwają pasterze– ale chcemy też pokazywać pasterzom to, czego młodzi oczekują - mówi mi dyrektor KBO. - Po co? Po to, żeby to była relacja, która sprawia, że młodzi mają realny wpływ na to, co konkretnie jest w Kościele dla nich. Nie można zatrzymać się tylko na rozmowach o tym, że musi być miejsce dla młodych w Kościele. Dlatego potrzeba szerokiego patrzenia na duszpasterstwo młodzieży. Nie mogą na nie w diecezji patrzeć wyłącznie duszpasterze, musi też spojrzeć biskup, ekonom, kanclerz, wszyscy ci, którzy są odpowiedzialni za strukturę i mają możliwość podejmowania decyzji. Bez wsparcia ze strony pasterzy to się nigdy nie uda.
Skomentuj artykuł