"Co ludzie powiedzą?" O autosabotażu

(fot. shutterstock.com)
Marek Misiek

Wszyscy jesteśmy wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju. Mamy mnóstwo talentów, chociaż w większości ukrytych. Moglibyśmy góry przenosić, ale nie potrafimy lub boimy się w siebie uwierzyć. Powinniśmy działać, jednak strach zżera nas od środka. Mamy skrzydła, ale boimy się latać. Dlaczego wciąż jesteśmy uziemieni?

Już dawno oddychalibyśmy pełną piersią, cieszyli się wolnością i spełniali swoje marzenia - gdybyśmy podążali za swoim wewnętrznym głosem. Najczęściej wybieramy jednak inną drogę, pomijając siebie jako punkt odniesienia, marnując czas na zastanawianie się nad tym, co ludzie powiedzą i jaką recenzję nam wystawią.

Z obawy przed krytyką - nie spełniamy swoich marzeń. Nie pozwalamy sobie na spontaniczność, własne zdanie i inicjatywę. Zgadzamy się na tyle ograniczeń, poświęcamy siebie, chociaż przeczuwamy, że nie warto.

DEON.PL POLECA

Niezależnie jednak od tego, jacy jesteśmy lub jak chcemy być postrzegani - NIGDY NIE BĘDZIEMY DOBRZE OCENIENI PRZEZ WSZYSTKICH!

Walka o akceptację

Do powyższych wniosków dochodzę po wieloletnich próbach przypodobania się innym. Robiłem tysiące rzeczy, które były totalnie nie w moim stylu. W czasie studiów chodziłem na imprezy i nie stroniłem od alkoholu. Wypełniałem czas rozrywkami, które pozostawały w sprzeczności z moim systemem wartości i nie były dla mnie atrakcyjne. Dlaczego to robiłem? Bo nie chciałem być dziwakiem i odludkiem… Marzyłem o akceptacji i prawdziwej przyjaźni.

Robiłem zatem rzeczy, których nie lubiłem, żeby mnie zauważono i darzono sympatią. Niestety, nie robiłem kompletnie nic, aby urzeczywistnić swoje pragnienia i odnaleźć siebie. Oczywiście miałem swoje marzenia, priorytety i wartości, ale nie czułem mentalnej siły, aby zacząć coś robić w tym kierunku. Byłem rozchwiany emocjonalnie, gdyż nie radziłem sobie z tym, że stoję w miejscu. Nie byłem bierny, jednak traciłem czas na bezużyteczne zajęcia, które nigdy nie przyniosły mi zadowolenia i wewnętrznej harmonii. Szukając szczęścia i samorealizacji - paradoksalnie coraz bardziej oddalałem się od tych celów. Wypełniałem więc czas imprezami, graniem na komputerze, pornografią i lenistwem. Na niedzielną Mszę chodziłem wyłącznie po to, żeby odhaczyć ten obowiązek.

W krytycznym momencie życia nie otaczałem się ludźmi, z którymi mógłbym porozmawiać na poważne tematy. Nikomu nie zwierzałem się też z moich prawdziwych problemów, nie szukałem wsparcia. Nie miałem praktycznie żadnych koleżanek, nie wspominając już o dziewczynie. Pogrążyłem się w nieśmiałości i "samotności w tłumie". Wiele razy chciałem to zmienić, ale za każdym razem paraliżował mnie strach przed wyśmianiem. Zmiany w moim życiu odbywały się tylko w mojej wyobraźni, a rzeczywistość mnie przerastała. Buszując po Internecie - porównywałem się z innymi ludźmi. Zestawienia zawsze wychodziły na moją niekorzyść, więc często mówiłem do siebie: "O, ten to jest gość, chciałbym taki być". Skutkiem tego porównywania się był smutek, zwątpienie i rezygnacja.

Pierwsze zmiany po latach

Na szczęście pojawił się KTOŚ, z kim zacząłem wychodzić z tego labiryntu. Poczułem wówczas wewnętrzną siłę, dzięki której zapragnąłem zmiany. Moje życie przestało przypominać czarną otchłań. Poczułem obecność Boga. Znałem Go już wcześniej, ale był to Bóg abstrakcyjny, z którym nie miałem silnych więzi. Teraz powoli zacząłem tworzyć z Nim szczerą relację. Dostałem od Niego siłę i inspirację do wielkich zmian.

Przełomowym momentem w moim życiu była spowiedź - po ponad trzech latach unikania tego sakramentu. Odważyłem się rozliczyć ze swoim życiem i poczułem, że mam skrzydła! Nigdy wcześniej nie doświadczyłem tak niesamowitej łaski - mocy, z jaką Jezus zaczął mnie zmieniać. Z przestraszonego, zakompleksionego i bojącego się wyzwań chłopca, którego nie lubiłem - stawałem się szczęśliwym człowiekiem. Wystarczyło, że Mu zaufałem. Uwierzyłem w to, że wszystkie moje tęsknoty, które są dobre i podobają się Bogu - staną się realne. Wzruszenie i odnowa wewnętrzna podczas Eucharystii sprawiły, że zapłakałem nad swoim dawnym życiem i postanowiłem wyrywać z niego zło z korzeniami. Pokonałem już wiele ograniczeń, ale miliony barier jeszcze przede mną. Ale to dzięki Bogu teraz uczę się latać!

Moje życie jest piękniejsze (choć nie całkiem proste)

Dziś jestem szczęśliwy, ponieważ widzę obecność Boga w swoim życiu. Kiedyś marzyłem o tym, żeby mieszkać w wielkim mieście, mieć wartościową dziewczynę, realizować swoje zainteresowania (m.in. piłkarskie) i mieć oddanych przyjaciół. Kilka lat temu miałem przyjemność oglądać filmik z Ruchu Czystych Serc. Pomyślałem wówczas, że chciałbym mieć taki styl życia i drugą połówkę, która uważałaby podobnie. Od trzech lat mieszkam w Poznaniu, mam satysfakcjonującą pracę, wartościową dziewczynę, rozwijam swoją pasję i mam wspaniałych przyjaciół.

Swoją dziewczynę poznałem na spotkaniu RCS, do którego oboje należymy. Piłkarzem nie jestem, ale trenuję dzieci w akademii piłkarskiej. Jestem towarzyski, zmieniłem swoje podejście do świata i innych ludzi. To, jak subtelnie Jezus mnie prowadzi - jest niesamowite! Spełnia swoją obietnicę: "O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię". O wielu sferach mojego życia, w których Jezus działa, mogę powiedzieć w skrócie, że to jest kosmos!

Oczywiście, jak każdy mam też mnóstwo problemów i doświadczam cierpienia. Już sam mój powrót na drogę wiary nie był łatwy i nadal wiąże się z trudem i pokonywaniem swoich ograniczeń. W ciężkich chwilach uwielbiam stosować metodę, którą polecam każdemu: RÓB JAK NAJWIĘCEJ RZECZY, KTÓRYCH SIĘ BOISZ, I NIE UNIKAJ WYZWAŃ! Każdego dnia proszę Boga o siłę. Staram się żyć w zgodzie ze swoją wiarą, nie udaję, nie staram się przypodobać innym. Staram się dzielić tym dobrem z ludźmi. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że mogę mieć wszystko, co dobre i piękne, jeśli podoba się to Bogu. Wiem także, że będę musiał jeszcze sporo wycierpieć i wiele razy przekraczać siebie! Mam świadomość, że żyję nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.

A wnioski wyciągnij sam…

Jako ludzie mamy niezwykły potencjał i jesteśmy stworzeni do wielkich rzeczy. Jeżeli ich jeszcze nie robimy - to znaczy, że coś lub ktoś nas krępuje, osłabia i wzbudza niepewność. Skąd możemy czerpać siłę? Z zaufania Bogu, z życia Eucharystią, z modlitwy, z cieszenia się Jego miłością… Nie obawiajmy się prosić Jezusa o uzdrowienie z lęków, jakie przygniotły nas w przeszłości.

Potrzebujemy przecież mocy, aby pójść dobrą drogą. Nawet jeśli dla innych nie jesteśmy wyjątkowi - dla Boga jesteśmy Jego bezcennymi dziećmi i wartościowymi ludźmi, którzy zostali stworzeni do wielkich czynów. Zachęcam was do zawierzenia swoich losów w Boże ręce. Codzienna modlitwa o uzdrowienie oraz dziękczynienie Bogu za wszystko, co nas spotyka - budują piękną relację z Nim. Jestem pewien, że lepiej być wyśmiewanym przez wszystkich wokół (co zwykle jest zresztą naszym nieprawdziwym wyobrażeniem), byle żyć w zgodzie z Bogiem i Jemu pozwolić działać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Co ludzie powiedzą?" O autosabotażu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.