Dariusz Piórkowski SJ: największą przeszkodą w nawróceniu jest moralizm
"Moralizm kładzie nacisk na skutki, które sami mamy wywołać, a pomija zupełnie przyczyny naszego postępowania" - uważa jezuita.
Dariusz Piórkowski SJ opublikował na Facebooku wpis, w którym dzieli się refleksją związaną z nawróceniem św. Pawła. "Ważne jest to, że konkretne czyny Szawła (inne niż planował) nie są przyczyną, lecz skutkiem jego nawrócenia" - pisze.
Przeczytaj cały wpis Dariusza Piórkowskiego:
"Bóg naszych ojców wybrał cię, abyś poznał Jego wolę i ujrzał Sprawiedliwego i Jego własny głos usłyszał. Bo wobec wszystkich ludzi będziesz świadczył o tym, co widziałeś i słyszałeś".
To w sumie niezwykłe, że Kościół obchodzi nawrócenie jednego ze swoich świętych i filarów zarazem. To jedyne tego typu święto. Pewnie dlatego, że bez apostoła Pawła Kościół nie byłby tym, kim jest dzisiaj. Ale myślę, że chodzi także o to, byśmy zobaczyli wyraźniej dynamikę, względnie, "anatomię" nawrócenia.
A jego istota polega na tym, że nie my jesteśmy przyczyną zmiany nas samych. Na przykładzie Szawła z Tarsu Bóg chce pokazać nam, że nie moglibyśmy przyjść do Niego, a ściślej mówiąc do Chrystusa, bo przecież Szaweł był człowiekiem wierzącym, bez specjalnej boskiej interwencji. U początku nawrócenia jest światło, jakaś porażająca siła skłaniająca do działania. Oczywiście, nie wszyscy przechodzimy nawrócenia tak jak Szaweł. Ale to do Boga zawsze należy inicjatywa.
Ważne jest to, że konkretne czyny Szawła (inne niż planował) nie są przyczyną, lecz skutkiem jego nawrócenia. Bardzo ciekawe jest to, że sam Paweł nazywa chrześcijaństwo, wiarę - drogą. Chodzę sobie po tym świecie z określonym wyobrażeniem Boga, siebie, innych ludzi i świata. Do tego dostosowuję swoje działanie i czyny. Często dzieje się to zupełnie nieświadomie, spontanicznie. Nawet nie wiem, dlaczego robię tak czy inaczej. Każdy człowiek idzie jakąś drogą. Coś go pociąga, coś motywuje do działania, chce osiągnąć jakiś cel. Nasze czyny nie spadają z księżyca - biorą się z wnętrza - chociaż często wydaje nam się, że tak niewiele od nas zależy, że to kwestia okoliczności, uwarunkowań, "ustawień", z którymi się rodzimy. Istotne więc jest to, co kryje się w naszym wnętrzu, na ile jesteśmy świadomi samych siebie. I tego sami nie jesteśmy w stanie zobaczyć. Potrzebujemy światła, uświadomienia, spojrzenia kogoś z zewnątrz, zerwania łusek z oczu, a wcześniej jeszcze ślepoty. Utrata duchowego wzroku bierze się z oszołomienia światłem. Najpierw niewiele się widzi. Doświadcza się szoku. Światło wydaje się totalną ciemnością. Nie można wejść do symbolicznego Damaszku o własnych siłach - ktoś musi nas prowadzić. Ingerencja Boga zmusza nas często do doświadczenia bezsilności, zdania na pomoc innych, do zanegowania wszystkiego, co do tej pory wiedzieliśmy o sobie, Bogu i świecie. To musi się rozsypać, chociaż nie całkowicie.
Przecież to nie przypadek, że Bóg wybrał Saula na Pawła. Właśnie dlatego, że był faryzeuszem, gorliwym wyznawcą, człowiekiem o wielkiej inteligencji i przenikliwości, nadał się świetnie do przyszłej roli. Nawrócenie nie oznacza całkowitego przekreślenia tego, co człowiek dotąd robił i kim był. To jest zmiana kierunku, celu, przekierowanie energii w inną stronę, właśnie pod wpływem otrzymanego światła.
Jak działa owo światło? Uporządkowane życie Szawła zostało nagle zakłócone. Zostaje poinformowany przez samego Jezusa, co on tak naprawdę robi. Szaweł sądził, że pilnuje porządku, próbuje zgodnie z Prawem zahamować rozwój nowej sekty żydowskiej. Czyni to w dobrej wierze. W końcu musiał być najbardziej przerażony tym, że prześladuje tego, o którym sądził, że nie żyje. Zwalczał legendę. Ale to zadziwiające, że nawet legendy stają się niebezpieczne - musi w nich coś być, skoro próbuje się zatrzymać ich rozwój, skoro stają się zagrożeniem.
Największą przeszkodą w nawróceniu jest moralizm. Bo on kładzie nacisk na skutki, które sami mamy wywołać, a pomija zupełnie przyczyny naszego postępowania. A nasza wola jednak podąża za poznaniem. Z kolei sfera uczuciowa rządzi się też swoją autonomią. W nawróceniu musi dojść najpierw do zmiany spojrzenia na siebie, świat, Boga. Moralizm przyjmuje tylko zewnętrzny nakaz bez zbytniego zagłębiania się w jego sens. Człowiek motywowany chęcią uniknięcia piekła i potępienia albo zapracowania na niebo, usilnie próbuje zmienić samego siebie. Oczywiście, niewiele z tego wychodzi. Odrywa bowiem postępowanie od całego szeregu relacji, w tym od tej najważniejszej - z samym Chrystusem. Jeśli się nie usłyszy Jego głosu, nie zobaczy światła, nie zrozumie, że to, co się obecnie robi, prowadzi na manowce, pełny potencjał nie zostanie uruchomiony albo będzie zmarnotrawiony. Para w gwizdek. Dużo dymu, ale czy moje życie ma jakiś wpływ na cokolwiek?
Skomentuj artykuł