Dlaczego katolicy wierzą w czyściec? Nie mogłoby obejść się bez niego?
"Im lepiej wykorzystamy podarowany nam czas na ziemi, by zjednoczyć się z Bogiem, tym mniej będziemy potrzebowali czasu na oczyszczenie po drugiej stronie, w wieczności. Nie warto więc marnować życia doczesnego. Lepiej tak żyć z Bogiem w codzienności, by w momencie śmierci móc od razu pójść w ramiona kochającego Ojca" - pisze Aleksander Bańka w książce "Sekretne życie Nieba". Jej autor próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, jaka rzeczywistość czeka na nas "po drugiej stronie".
Kościół swoje nauczanie o czyśćcu osadza nie tylko w koncepcji Bożego miłosierdzia, ale także w chrześcijańskiej antropologii. Jest ono spójne z katolickim rozumieniem wieczności. Jeśli bowiem człowiek żył bez Boga, po swoim nawróceniu potrzebuje czasu, aby upodobnić się do Niego - aby móc żyć wewnętrznym życiem Trójcy Świętej. Nie może tego dokonać sam. To uzdrawiająca, oczyszczająca i przeobrażająca miłość Boga może go w ten sposób przemienić. A zatem im lepiej wykorzystamy podarowany nam czas na ziemi, by zjednoczyć się z Bogiem, tym mniej będziemy potrzebowali czasu na oczyszczenie po drugiej stronie, w wieczności. Nie warto więc marnować życia doczesnego. Lepiej tak żyć z Bogiem w codzienności, by w momencie śmierci móc od razu pójść w ramiona kochającego Ojca.
Wieczne szczęście z Bogiem w Niebie jest naturalną konsekwencją wyboru Boga, trwania w procesie nawrócenia i budowania z Nim relacji w doczesności. Przyjmując w Duchu Świętym zbawienie ofiarowane nam przez Chrystusa, otwieramy się na miłość Ojca. Ta miłość przemienia nas i uświęca, czyniąc gotowymi na zjednoczenie z Bogiem. Co zatem dzieje się z taką duszą po śmierci? Oczywiście nie wiemy tego dokładnie, możemy się tylko domyślać, wyciągając wnioski z dostępnych nam przesłanek - zawsze z zastrzeżeniem, że jest to jedynie niedoskonała próba opisania tego, jak może wyglądać życie z Bogiem w Niebie.
Wiemy już - podążając za poglądami św. Tomasza z Akwinu - że w momencie śmierci dusza traci swą jedność z ciałem, a zatem traci też dostęp do zmysłów, dzięki którym poznawała świat. Ponieważ jest poznawczo niesamodzielna, musi mieć jakąś podstawę, od której będzie mogła pozyskiwać treści poznawcze. Do tej pory było nią ciało - zapośredniczony w zmysłach kontakt z danymi materialnymi. Prawdopodobnie takiej podstawy pozbawieni są potępieni. A zbawieni? Dla nich jest nią sam Bóg. W zjednoczeniu z Nim wszystkie treści, które dusze pozyskiwały do tej pory w sposób ograniczony i niedoskonały za pośrednictwem zmysłów, stają się dostępne w sposób doskonały i pełny. Nadzieją na taką poznawczą pełnię i tęsknotą za Bogiem, który ją uosabia, żyją dusze czyśćcowe, które - podobnie jak potępieni - są jej pozbawieni, jednak czasowo i - w przeciwieństwie do nich - nie toną w rozpaczy, lecz wydoskonalają się w miłości. Poznanie w Bogu, które stanie się ich udziałem, a w którym uczestniczą już zbawieni nie będzie niczym zapośredniczone; zostanie wlane w samą głębię ich duchowych władz. Na ziemi cała aktywność duszy była zorientowana przez zmysły na świat, w wieczności zaczyna ona poznawać w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie miała szansy doświadczyć. Dusza zwraca się do swego wnętrza, do samej swej substancji, a tam, w najgłębszej głębi, ukazuje się przed nią w sposób jasny pełnia, która wcześniej była zakryta - odsłania się obecność Boga.
W tym zjednoczeniu z Bogiem dusza doświadcza poznania wszystkiego, co wcześniej było jej dostępne, ale w sposób o wiele wyższy, doskonalszy i nieporównywalnie pełniejszy. Poznaje również jasno i wyraźnie rzeczy, które wcześniej były dla niej niepojmowalne w naturalnym porządku. Co więcej, sam Stwórca daje się poznać duszy w jej głębi. On jest "treścią" poznawczą, której dusza nigdy nie przeniknie i nie wyczerpie, ale będzie z nią zjednoczona w sposób uszczęśliwiający i nasycający. Dzięki takiemu zespoleniu z Bogiem dusza doświadcza pełni bez żadnego poznawczego wysiłku, ponieważ nie musi się już przedzierać przez trud złożonych i skomplikowanych procesów poznawczych, aby opracować materialne dane dostarczane przez zmysły. Przeciwnie, nie ma już potrzeby pozyskiwania tych treści z zewnątrz. W jednym prostym akcie intuicji dusza zostaje połączona z pełnią obecności Boga i w Nim bez żadnych ograniczeń zaczyna doświadczać wszystkiego, czego do tej pory smakowała tylko w namiastce przez kontakt ze światem. Bóg staje się dla duszy źródłem wszelkiego dobra i poznania, udzielając jej samego siebie.
Słowo Boże, opisując zjednoczenie duszy z Bogiem w wieczności, mówi, że będzie to widzenie twarzą w twarz (por. 1 Kor 13,12). Co jednak znaczy to określenie, skoro wiemy, że po przekroczeniu granicy śmierci człowiek nie będzie posiadał cielesnych zmysłów, nie będzie miał zatem oczu, by coś zobaczyć? W odpowiedzi na to pytanie z pomocą przychodzą nam chrześcijańscy mistycy. Na przykład św. Jan od Krzyża mówi o duchowej drodze do Boga, którą do pewnego stopnia przechodzimy już w doczesności, począwszy od nawrócenia, przez rozwój naszej wiary, aż po głęboką osobistą relację z Bogiem. Święty Jan wskazuje, że istnieją pewne etapy rozwoju tej relacji, związane z pogłębieniem życia modlitwy (aż po kontemplację i rozmaite jej odmiany) i wewnętrzną przemianą - oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie.
Sam Jan od Krzyża przeszedł je wszystkie i można w pewnym sensie powiedzieć, że jego "czyściec", jako stan wydoskonalania się w miłości, rozłożył się na całe życie, dzięki czemu u kresu swej ziemskiej drogi mógł żyć nadzieją szybkiego, pełnego zjednoczenia z Bogiem. Gdybyśmy sięgnęli do pism Jana od Krzyża, znajdziemy opis tego, co dzieje się z człowiekiem w najwyższych stanach mistycznego zjednoczenia z Bogiem już tu na ziemi. Gdy dusza coraz ściślej łączy się ze Stwórcą, człowiek - choć dalej żyje w doczesności i korzysta ze zmysłów - swą świadomością orientuje się na Bożą obecność, której coraz silniej doświadcza w swym wnętrzu. Droga wiary to więc tak naprawdę droga stopniowego wchodzenia w głąb naszej duszy, bo tam - jak mawiał św. Augustyn - mieszka Bóg. Gdy coraz bardziej doświadczamy Jego obecności w nas przez regularną, przedłużoną modlitwę - chrześcijańską medytację, a później kontemplację - nasza uważność i wrażliwość dotychczas zaabsorbowane światem, skupiają się na ludzkim wnętrzu i zwracają się ku jego głębi. Zaczynamy poznawać Boga już nie tylko za pośrednictwem świata, ale coraz bardziej doświadczamy Go w sobie i przez zbliżanie się do Niego lepiej rozumiemy świat. To, co zewnętrzne, zaczyna być postrzegane niejako przez pryzmat Boga, z którym wchodzimy w intymny kontakt w naszym wnętrzu. Jest to widzenie pełniejsze, doskonalsze, mniej bazujące na spekulacjach i analizach. Stopniowo nabiera intuicyjnego kształtu - jest jakby rodzajem nowego wglądu w rzeczywistość. Święty Jan od Krzyża uważał, że w najwyższych stanach mistycznych - kontemplacji określanej mianem zjednoczenia upodabniającego - dusza jest już na tyle przemieniona, że człowiek żyje wprawdzie w świecie, ale w swoim wnętrzu doświadcza Bożej obecności na sposób zbliżony do poznania, które będzie miał w Niebie. W zasadzie znajduje się o krok od tego, by opadły zasłony ciała i by mógł wejść w jasne, pełne widzenie Boga właściwe dla żyjących z Nim w wieczności. Kościół nazywa je widzeniem uszczęśliwiającym (visio beatifica), dostępnym duszom zbawionym po śmierci. Stany mistyczne są więc wstępem i swego rodzaju zapowiedzią tego, jak będziemy oglądali Boga w wieczności.
Fragment książki Aleksandra Bańki "Sekretne życie Nieba".
Skomentuj artykuł