Dlaczego ludzie odchodzą z Kościoła? Odpowiada bp Artur Ważny

Dlaczego ludzie odchodzą z Kościoła? Odpowiada bp Artur Ważny. Fot. Dominikanie.pl / YouTube

"Nie brakuje ludzi, którzy wykorzystują religię do celów poli­tycznych, społecznych, również medialnych; manipulują oni wiarą, żeby coś zyskać. Nawet ogłaszanie apostazji może być sposobem na osiągnięcie więcej »kliknięć«. Nie czarujmy się - czasem ludzie, którzy zewnętrznie w ogóle nie mają nic wspól­nego z Kościołem, nagle deklarują, że z niego odchodzą. I cho­ciaż jest to godne pożałowania, dobrze się sprzedaje. Gdy ktoś ma dobrych doradców, wie, jak uprawiać marketing". Przeczytaj fragment książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Biskup Artur Ważny w rozmowie z Piotrem Kosiarskim otwarcie odpowiada na najtrudniejsze pytania dotyczące przyszłości Kościoła i osób, które czują się z niego wykluczone.

  • Religia bywa wykorzystywana do celów politycznych, społecznych czy medialnych, a apostazja staje się czasem narzędziem marketingowym, przyciągającym uwagę i kliknięcia.
  • Kościół zmaga się z krytyką z powodu grzechów duchownych i wiernych, co zniechęca ludzi do wiary. Brak autentyczności w świadectwie chrześcijańskiego życia wpływa na decyzję innych o odejściu od Kościoła.
  • Wiara powinna być przeżywana z radością, a nie kojarzona z cierpiętnictwem. Wspólnota ma dążyć do autentyczności i głębszego rozumienia miłości Boga, by inspirować innych.
  • Formacja dorosłych katolików w parafiach nabiera coraz większego znaczenia.

Piotr Kosiarski: Dla wspólnoty Kościoła wyjątkowo bolesne są odejścia osób zaangażowanych w ewangelizację. Zdarza się, że odchodzą znani duchowni i świeccy, którzy wcześniej z dumą przy­znawali się do Kościoła.

DEON.PL POLECA

 

 

Bp Artur Ważny: Każdy jest wolny i ma prawo odejść. Pamiętajmy, że miłosierny ojciec daje powracającemu do niego synowi sandały (Łk 15,22), a zatem kocha go tak bardzo, że nawet jeśli ten znowu zechce go opuścić, pozwoli mu na to. Wiąże się to z cierpieniem i bólem, które będzie przeżywał ojciec, jeśli syn ponownie go zostawi, ale bez wolności nie ma miłości. Opis porzucających Chrystusa ludzi znajdziemy również w Ewangelii według świętego Jana:

"Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie cho­dziło" ( J 6,66). Stało się tak, gdy Jezus opowiedział im o Eucha­rystii. Teologiczne zgorszenie sprawiło, że wiele osób przestało za Nim iść. Jezus jednak za nimi nie biegł; nie mówił: "Żarto­ wałem! Ten chleb tylko na niby jest moim Ciałem!". Chrystus pozwolił się porzucić i zapytał tych, którzy zostali: "Czyż i wy chcecie odejść?". Wtedy Piotr odpowiedział: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego" (J 6,68). Już wtedy w Kościele dokonała się polaryzacja, ale również dzisiaj Jezus pozwala ludziom odchodzić. Nie przestanie ich jednak kochać ani im towarzyszyć - przez łaskę chrztu będzie z nimi obecny cały czas i być może kiedyś znajdzie do nich drogę. Jezus działa w Kościele i sakramentach w sposób pewny, ale nie jest nimi ograniczony.

Jak katolicy powinni ewangelizować?

A jak nasza postawa wpływa na powrót innych do Kościoła?

- Na pewno warto towarzyszyć ludziom, którzy odeszli, nie po­tępiać ich i być wobec nich autentycznym. Naszym problemem jest jednak to, że próbujemy ewangelizować jak łysy, który reklamuje płyn na porost włosów. Ktoś taki może krzyczeć:

DEON.PL POLECA


"To działa!". Ale co z tego, jeśli ludzie widzą, że kłamie? Mogą co najwyżej zapytać: "Dlaczego nam to wciskasz?". Niestety często nie wierzymy w to, co głosimy - nie objawiamy w swoim życiu obecności Jezusa.

Co Ksiądz Biskup ma na myśli?

- Wiele zarzuca się na przykład dzisiaj księżom i biskupom. I to prawda - mamy wiele grzechów na sumieniu. Tymczasem faktem jest też, że zawsze grzeszyliśmy, ale nie było mediów społecznościowych, które pozwalały to piętnować. Nie chcę powiedzieć, że winny jest tutaj internet, tylko że łatwiej było nie zauważyć tych kapłańskich słabości i obłudy. Dzisiaj nagłoś­nione grzechy czy nadużycia duchownych po prostu nie uła­twiają, a wręcz utrudniają innym życie po chrześcijańsku. Ktoś chce iść drogą, którą proponuje Kościół, i czuć się na niej bez­ piecznie. A tu nagle pojawia się skandal, czyli kamień, o który się potyka - kapłański grzech. Dobrze, jeśli ktoś taki się pod­niesie lub podniosą go inni: "Słuchaj, to był przypadkowy ka­mień, na drodze zawsze się taki trafi" - i będzie chciał iść dalej. Ale może też powiedzieć: "Nie, ja tą drogą dalej nie idę, bo nie czuję się na niej bezpiecznie". To samo może też dotyczyć osób świeckich - zwłaszcza najbliższych, w tym rodziców. Oni rów­nież mogą nie dawać świadectwa wiary. Nieraz spotykamy się z rodzicami, którzy przyprowadzają swoje dzieci do spowiedzi przed pierwszą komunią, podwożą je pod kościół, ale sami już do niego nie wchodzą. Co ma wtedy myśleć dziecko?

Zna Ksiądz Biskup taki przykład?

- Pamiętam historię mężczyzny, który przyszedł do mnie i po­wiedział, że musi dać świadectwo, bo został nawrócony przez swojego syna. Rozmawialiśmy w październiku; miesiąc wcześ­niej w jego parafii odbyło się pierwsze z serii spotkań przygo­towujących dzieci do przyjęcia Komunii Świętej. Najpierw była msza, podczas której ojciec w obecności syna nie przystąpił do Komunii. Wtedy syn zapytał go: "Tato, ty nie idziesz?". Męż­czyzna zaczął się zastanawiać, co było powodem jego decyzji. Z jednej strony nie istniały żadne zewnętrzne przeszkody, które uniemożliwiałyby mu pójście do Komunii. Z drugiej - ostatni raz przystąpił do niej na chrzcie syna i nie praktykował. Pyta­nie chłopca nim wstrząsnęło; w dodatku było całkowicie zrozu­miałe, bo jeśli chciał zaprosić syna do czegoś ważnego, powinien mu pokazać, że jest to istotne również dla niego. Na kolejnym spotkaniu przystąpił do spowiedzi i przyjął Komunię Świętą.

Bóg powołuje nas do radości

Pozostając w temacie antyświadectwa - trudno nie ulec wra­żeniu, że świat kojarzy często Kościół bardziej z cierpięt­nictwem niż radosną wiarą.

- Mój studiujący w Hiszpanii kolega powiedział mi kiedyś, jak reagują ludzie wychodzący z nudnej korridy. Jeśli widowisko nie przyniosło im oczekiwanych emocji, mawiają: "Było dzi­siaj jak w kościele". Również Friedrich Nietzsche zwykł mówić, że gdybyśmy jako chrześcijanie mieli bardziej radosne twarze, może uwierzyłby w Boga. Rzeczywiście, czasem nasze oblicza nie wyrażają radości z tego, że Jezus żyje. Nie mamy twarzy zbawionych. Zamiast tego zatrzymujemy się na Wielkim Piątku i umęczonym Chrystusie. To nasz problem.

Z czego to może wynikać?

- Wydaje się, że jest to poniekąd związane z historią naszego narodu. Jako Polacy przeżyliśmy wiele trudnych momentów i cierpień, które związaliśmy z wiarą. Takie bogoojczyźniane myślenie pewnie kiedyś pomagało, ale dzisiaj może nam prze­szkadzać. Klęski, wojny, zabory i powstania - to wszystko moc­no związało nas z Kościołem, ale i trochę zasmuciło. Rzadko mogliśmy przeżywać radosny, paschalny wymiar wiary; było ciężko, trudno, biednie. I tak nam zostało. Być może właśnie dlatego dzisiaj, gdy ludziom żyje się już lepiej i mają zapew­niony dobrobyt, odrzucają Kościół, bo jako element dający na­dzieję i sens nie wydaje im się już potrzebny. Tymczasem Ko­ściół jest na dobre i na złe, na radości i smutki. Pokłosie takiego dawnego myślenia widać często w historiach ludzi, którzy po doświadczeniu traumy czy jakiegoś życiowego dramatu próbują wrócić do Kościoła i spotkać w nim Boga. Pewno właśnie stąd bierze się postrzeganie Kościoła jako tego, który hołduje cier­pieniu - ale to nieprawda. Często powtarzam, że Chrystus nie przyszedł na świat po to, by cierpieć, ale żeby kochać. Owszem, czasem trzeba kochać tak, że boli - i ta forma miłości przybiera kształt krzyża. Ale krzyż nie jest punktem docelowym, mimo że czasem zatrzymujemy się właśnie na nim.

A przecież Bóg nie powołał nas do smutku…

- Pan Bóg "wymyślił" nas po to, abyśmy byli z Nim szczęśliwi na wieki. Zaprosił nas do wspólnoty z sobą i jesteśmy Jego ra­dością. Dla mnie to niesłychana tajemnica, że doskonały Bóg, niepotrzebujący nikogo, wymyśla człowieka, który jest poza Nim. Co więcej, obdarza go swoją miłością, aby człowiek mógł cieszyć się z Nim szczęściem wiecznym. Oczywiście nie je­steśmy na to gotowi od razu, dlatego Pan Bóg daje nam czas, byśmy mogli dojrzewać w przyjmowaniu Jego miłości, aż któ­regoś dnia przyjmiemy ją w pełni. Ponadto, aby do nas dotrzeć i objawić nam swoją miłość, Bóg wykorzystuje obrazy, które są nam bliskie - rodzicielski i oblubieńczy. W Biblii często czy­tamy o tym, że jesteśmy dziećmi, braćmi i siostrami, a Bóg - naszym Ojcem. Ale jako ludzie jesteśmy też zaproszeni przez Boga, by tworzyć z Nim więź oblubieńczą. Bóg staje się więc Oblubieńcem, który chce poślubić ludzkość jako swoją oblu­bienicę. Obraz ten objawia się w pełni w Jezusie Chrystusie, a Kościół jest zaczynem tej oblubieńczej miłości Boga do czło­wieka - narzędziem, dzięki któremu Bóg pragnie całą ludzkość przyprowadzić do siebie, aby była z Nim szczęśliwa. Chrys­tus nas poślubia, żebyśmy mogli w Nim wejść do chwały Boga na wieki. Patrząc na małżeństwo mężczyzny i kobiety, widzimy, co Bóg chce w nas dokonać.

Zasada "Bóg tak, Kościół nie"

Wróćmy do tematu ludzi, którzy odchodzą z Kościoła. Akt apostazji może być również sposobem na zdobycie popu­larności.

- Nie brakuje ludzi, którzy wykorzystują religię do celów poli­tycznych, społecznych, również medialnych; manipulują oni wiarą, żeby coś zyskać. Nawet ogłaszanie apostazji może być sposobem na osiągnięcie więcej "kliknięć". Nie czarujmy się - czasem ludzie, którzy zewnętrznie w ogóle nie mają nic wspól­nego z Kościołem, nagle deklarują, że z niego odchodzą. I cho­ciaż jest to godne pożałowania, dobrze się sprzedaje. Gdy ktoś ma dobrych doradców, wie, jak uprawiać marketing.

A co z tymi, którzy żyją według zasady "Bóg tak, Kościół nie"?

- Takiego założenia na poziomie intelektualnym i teologicznym nie da się obronić. Samo w sobie jest ono sprzeczne, ponieważ Kościół istnieje z woli Jezusa. On chce Kościoła i potrzebuje go, by pełnić misję ewangelizacyjną. Jeśli ktoś mówi: "Chrystus tak, Kościół nie", przeczy sam sobie, bo bez Kościoła nigdy nie po­ znałby Chrystusa. Kościół od dwóch tysięcy lat głosi Ewangelię; robi to raz lepiej, raz gorzej, ale Chrystus - przez sakramenty i swoje Słowo - cały czas jest w nim obecny. Zgoda: Kościół jako "znak" i "narzędzie", o których mówiliśmy, może się nie podo­bać, może denerwować czy sprawiać, że komuś jest z nim nie po drodze, ale odłączanie Kościoła od Chrystusa jest niemożliwe. Skierowane do Szawła pytanie Jezusa: "Dlaczego Mnie prześla­dujesz?" (Dz 9,4) stanowi źródło rozumienia Kościoła jako mi­stycznego Ciała Chrystusowego. Właśnie dlatego, jeśli ktoś wy­klucza ze swojego życia Kościół, uderza również w Chrystusa. Podkreślam jeszcze raz, że ludzie znają dzisiaj Jezusa tylko dzięki Kościołowi. Nie zmienia to jednak faktu, że w wymiarze prak­tycznym jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy mają trudne doświadczenia z Kościołem. Wiem, że może być im czasem trudno wytrzymać w Kościele i tworzą oni psychologiczną for­mułę: "Chrystus tak, Kościół nie", według której żyją. Teologicz­nie nie da się jej obronić, ale psychologicznie można ją zrozumieć.

Co jeszcze może sprawiać, że ludzie odchodzą z Kościoła?

- Nie zapominajmy, że wielu ludzi porzuca Kościół z powodu swojego grzesznego życia. Pamiętam spotkanie z pewnym po­litykiem, który powiedział, że "Kościół za wysoko stawia po­przeczkę". Nie miał on na myśli skandali, ale głoszone przez Kościół wartości - konkretnie chodziło mu o nierozerwalność małżeństwa. Człowiek ten miał wyrzuty sumienia, ponieważ zostawił żonę. A zatem również grzech może być przyczyną odejścia z Kościoła.

Formacja w parafiach. Pod tym względem Kościół ma się coraz lepiej

Wspomniał Ksiądz Biskup, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na przyjęcie w pełni miłości, którą Bóg chce nas obdarzyć. Wydaje się, że aby do tego dojrzewać, niezbędna jest for­macja. Jak dzisiaj wygląda formowanie dorosłych kato­lików?

- Wszystko zależy od tego, z jakiego poziomu wychodzimy. Mam świadomość, że w niektórych miejscach formacja jest bardzo potrzebna, bo nie było jej w ogóle lub odbywała się okazjonalnie. Ale trzeba też pamiętać, że w wielu parafiach jest ona obecna. Duszpasterze coraz częściej odkrywają - zwykle przy okazji przygotowywania dzieci do pierwszej komunii lub młodzieży do sakramentu bierzmowania - że formować należy również dorosłych, i dzieje się to równolegle. Niektórzy rodzice sami po­dejmują ten wysiłek i - przygotowując się do chrztu dzieci - podejmują formację. Osobną kwestią jest przygotowanie do sakramentu małżeństwa, które staje się niestety coraz mniej po­pularne. Co prawda w jednej z kurii była ostatnio mowa o tym, że znaleziono podrobione zaświadczenia o katechizacji małżeńskiej - jest to więc dowód, że dla niektórych wciąż stanowi ona wartość (śmiech). Nie zmienia to jednak faktu, że wielu na­ rzeczonych nie sięga po katechizację i nie zawiera sakramentu małżeństwa, bo stawia on wymagania wyższe, niż chcą podjąć. Idą też jednak zmiany - wielu dorosłych przygotowuje się mię­dzy innymi do posługi wobec świeckich. Na przykładzie die­cezji tarnowskiej mogę powiedzieć, że formacja dorosłych do bycia swego rodzaju liderem we wspólnocie parafialnej odbywa się w tak zwanej formule SPA, czyli sanus per aquam - "zdro­wie przez wodę", "zbawienie przez chrzest". Ale SPA to także skrót od "studium parafialnej aktywności"; polega ono na tym, że posłani przez parafię świeccy przygotowują się, by później w tej parafii, we współpracy z proboszczem, prowadzić forma­cję dorosłych. Formacja ta dotyczy zarówno rodziców przygo­towujących się do chrztu dzieci, jak również rodziców dzieci pierwszokomunijnych i młodzieży, która przystąpi do sakra­mentu bierzmowania. Ale "formuła SPA" ma zastosowanie także w przypadku przygotowujących się do ślubu narzeczo­nych. Mamy więc do czynienia nie tylko z formacją dorosłych, ale również z formacją samych formatorów. To bardzo istotne i myślę, że coś podobnego spróbujemy wprowadzić też w diece­zji sosnowieckiej. W tym sensie w polskim Kościele jest coraz lepiej. Formowanie dorosłych to intensywny proces, który już się rozpoczął i nie ma od niego odwrotu.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego ludzie odchodzą z Kościoła? Odpowiada bp Artur Ważny
Komentarze (27)
AB
~Agnieszka Bogusz
27 grudnia 2024, 15:43
Bardzo ogólnikowa wypowiedź, która pokazuje, że nawet biskup nie rozumie dlaczego ludzie odchodzą od Kościoła. To nie tylko kwestia krzywdy wyrządzonej przez księży, tam jest głębszy problem i trudniejszy do zmiany... my księża i wy wierni... księża nie wchodzą w relacje z wiernymi na tyle głęboko żeby rozumieć ich problemy i umiejętnie prowadzić ich do Boga, wolą powierzchowne dobre rady i przykazania. Pewnie to wynika z tego, że żeby wejść w relacje trzeba się odsłonić, a jak się odsłonisz to ktoś Cię może skrzywdzić, lepiej ubrać sutannę i prawić kazania, a ludzie potrzebują Boga, a nie kazania.
BS
~Bartlomiej Stachura
21 grudnia 2024, 16:51
Cały czas zastanawia mnie co wesołego jest w Chrześcijaństwie gdzie ta dobra nowina. Człowiek przychodzi na świat,nie z własnej woli, jeżeli nie zostanie ochrzczony,zrzucany jest w otchłań. Dowiaduje się że musi przestrzegać niezliczonych nakazów i zakazów aby uniknąć wiecznych tortur. Nakazy dotyczą myśli mowy uczynków i zaniedbań więc konieczne jest wdrożenie reżimu totalnej obsesyjnej samokontroli. Nadzieją na uniknięcie najgorszego jest sakrament spowiedzi gdzie pod rygorem wiecznej kary człowiek od najmłodszych lat zobowiązany jest składać samokrytykę spowiadając się nie tylko z czynów ale i myśli. Podsumowując trzeba stworzyć sobie doczesne piekło na ziemi aby uniknąć cierpienia na wieki.
RC
~Roman Czytelnik
21 grudnia 2024, 22:57
jeżeli nie zostanie ochrzczony,zrzucany jest w otchłań. A kto moj drogi Tobie to naopowiadał? Mama , tata, katechetka , babcia , dziadek? To są nie drobne ale fundamentalne błędy, które większość świadomych chrzescicjan sobie uświadamia, jeżeli oczywiście chce i ma taką decyzję aby się dowiedzieć i mierzyć się z różnymi opiniami
LE
~Leon Emeryt
22 grudnia 2024, 00:11
Brawo, opisales katolicyzm w skrócie, ale bardzo prawdziwie, jest gdzieś w otchłani Internetu George Carlin z jego krótkim stand upem na temat religi - Bóg Cię kocha , ale jak zrobisz coś nie tak z jego listy - to cierpienie i tortury na wieczność..., wspaniała religia
JJ
~Just Jsut
1 marca 2025, 15:28
Nie widać, by świat niechrześcijański był lepszy. Poganie boją się swoich bożków, a czy z każdego ateisty wylewa się radość? Czy nie mają lęków, nie przeżywają depresji? Komunizm, owoc ateizmu obiecywał raj na ziemi a skończyło się na gułagu.
JP
~Joanna Pu
20 grudnia 2024, 12:51
Odstręczająca jest nie tyle grzeszność kapłanów, co ich bezkarność, kpiąca z poszkodowanych w żywe oczy, na skutek braku natychmiastowej i ostrej reakcji ich przełożonych, biskupów, papieża. Jak można mieć zaufanie do instytucji, która chroni przestępców, bo są "swoi", zamiast bronić słabych, pokrzywdzonych? A uczestnictwo w Kościele jest legitymizowaniem tych działań. Dlatego zupełnie nie dziwi mi, ze ludzi odchodzą z Kościoła, nie zrywając z Bogiem
JW
~Jonasz Warszawski
20 grudnia 2024, 19:09
Proszę Pani w ubiegłym roku w Polsce było ok. 24 tyś. księży. Ilu z nich jest takich jak Pani opisała?! Tak konkretnie ilu? Poda Pani ich nazwiska czy tylko OGÓLNIKOWO? A co do ludzi, którzy odchodzą od kościoła to także zrywają więź z Bogiem, bo przykazania Boże, głoszone przez ten kościół są dla nich bardzo nie wygodne! Uwierają ich sumienia.
GM
~Gerwazy Maślanka
21 grudnia 2024, 16:31
Kościół to nie jest Bóg, jak ktoś odchodzi z kosciola to nie znaczy automatycznie że przestaje wierzyć w Boga
AS
~Antoni Szwed
20 grudnia 2024, 10:57
Wyświęceni kapłani są w Kościele absolutnie konieczni, bo tylko oni mogą odprawiać Mszę św. i udzielać świętych sakramentów. Żaden świecki nie odprawi Mszy św. (oczywiście, nie wolno mu tego robić), ale nawet gdyby chciał to uczynić, to takie nabożeństwo jest w oczach Boga nieważne. Biskupi i księża (kapłani) są dla życia Kościoła (czyli wierzących w Boga katolików) KONIECZNIE potrzebni. Gdyby ich zabrakło (oby się to nigdy nie stało) Kościół jako taki przestałby istnieć. Mylą się ci (patrz poniżej), którzy bez zastanowienia piszą, że księża są im niepotrzebni.
AS
~Antoni Szwed
20 grudnia 2024, 10:48
Do kościoła chodzi się na Mszę św. czyli uczestniczy się w bezkrwawej Ofierze Jezusa Chrystusa. Uczestniczy się w czymś, co jest absolutnie najważniejsze w chrześcijaństwie. Jezus ofiaruje się Bogu Ojcu dla naszego zbawienia, z przebłaganiem za nasze grzechy. Bez Ofiary Jezusa Chrystusa NIE MA zbawienia. Człowiek choćby na głowie stawał sam siebie nie zbawi. Do kościoła nie chodzi się w poszukiwaniu wesołości, dla zabicia nudy, obejrzenia teatralnego przedstawienia, czy zabawienia się jak w kabarecie. Nie chodzi się także dla "wspólnoty". Ta jest sprawą drugorzędną. Kościół nie jest miejscem spotkań towarzyskich, czy jakiegoś przeżywania podniosłego nastroju. Kościół to miejsce, w którym oddaje się cześć Bogu i otrzymuje od Niego łaski.
AM
~Alicja M.M.
20 grudnia 2024, 19:16
Ale „wspólnota” nie jest tożsama ze „spotkaniem towarzyskim”, wspólnota wynika wprost z antropologii chrześcijańskiej, z relacyjności człowieka, stworzonego na wzór Trójcy. Oczywiście nie ma wiary bez wymiaru bycia „sam na sam” z Bogiem, ale też nie ma wiary tylko w takim indywidualistycznym jej przeżywaniu, poza wspólnotą. Również chrześcijańskie Credo mówi o wspólnocie („wierzę w świętych obcowanie”).
BT
~Blazej Tomaszewski
19 grudnia 2024, 11:45
Od 20 wiekow ludzie odchodza z Kosciola z wlasnego wyboru i od 20 wiekow oskarzaja duchownych o ta swoja decyzje
RC
~Roman Czytelnik
21 grudnia 2024, 23:02
Oczywiście, o ile można uznać odejście z Kosciola w wyniku dużego zgorszenia o tyle nie prawda jest ze Każde odejście akoaciola jest w wyniku zgorszenia. Tak dobrze dla odchodzących to nie ma. Kwestia własnego sumienia jest decyzja odejścia z Kosciola czasami uzasadniona czasami z własnego swobodnego wyboru bez winy Kosciola choc naturalnie ze prze Kosciol tak mówić jest zawsze bardziej komfortowo
SB
~Stefan Bartyzel
19 grudnia 2024, 11:43
Ludzie odchodza z Kosciola, ale chca zeby Kosciol ich prosil aby nie odchodzili, by o nich zabiegal. A Kosciol tego nie robi. I dlatego sa zdenerwowani na Kosciol, jak ten dzieciak ktory buntuje sie przeciw rodzicom, ale chce zeby rodzice go blagali.
EM
~Ewa Maj
19 grudnia 2024, 10:12
Przyczyn jest wiele, ale dziś jakoś jestem przy jednej - Kościół nigdy nie przyjął faktu (a może kiedyś, dawno temu, zaprzeczył mu), że człowiek, każdy człowiek, jest seksualny i siłą woli ani praktykami pobożnościowymi nie da się tego zmienić. Aktualnie żywo komentowana "Nowenna do użytku wewnętrznego" jest tego jaskrawym przykładem.
JW
~Jonasz Warszawski
20 grudnia 2024, 19:19
A czytała Pani pisma świętego Augustyna z Hippony lub świętego Jana Pawła II? Bo myślę że jest Pani bardzo nie doinformowana!
MN
Mariusz Nowak
21 grudnia 2024, 18:13
A Pan czytał Harrego Pottera?
GK
~Grzegorz Kowalski
19 grudnia 2024, 09:31
Ale co to jest Kościół? To budynek? Tzw. duchowni? Tak jakby nie ksiądz nie mógł być uduchowiony. Kościół - eclesia czyli zwołanie tych co się dali zwołać. W pierwotnym kościele nie było żadnych księży i podziału na świeckich i duchownych, bo to jest wspólnota a nie hierarchia czy budynek w którym ma się wszystko odbywać. Gdyby były takie autentyczne małe wspólnoty to Kościół by się kojarzył zupełnie inaczej. Tak wiem zaraz ktoś powie że są przecież wspólnoty parafialne. Nie to nie to samo. I ta formacja. Tu żadne SPA nie pomoże, to musi być autentyczna inicjacja chrześcijańska trwająca wiele lat przeżywana w małej wspólnocie i w końcu trzeba oddać rodzicom formacje dzieci, a nie księżom. Młodzi nie chodzą do kościoła, ale mogą ten kościół znaleźć w swoim domu
JM
~Jacek Majeski
19 grudnia 2024, 00:21
Kościół katolicki jest po prostu smutny i nudny, same zakazy i nakazy , jakieś średniowieczne zwyczaje. Kościół protestancki jest mniej przygnębiający , przynajmniej te do których ja chodziłem. Bóg jest ponoć miłością i radością, a nie tym całym katolickim cierpieniem i żalem. Plus romanse z politykami i bardzo czasami dziwne podchodzenie do skandali seksualnych czy finansowych z udziałem księży - napewno można dodać do tego dużo wiecej
MN
Mariusz Nowak
18 grudnia 2024, 22:12
Ludzie i ich pieniądze są niezbędni Kościołowi... Człowiekowi wystarczy wiaraw Boga...
JW
~Jacek Wypych
18 grudnia 2024, 15:42
Ludzie dochodzą do wniosku że kościół nie jest im absolutnie do niczego potrzebny
HZ
~Hanys z Namysłowa
18 grudnia 2024, 13:31
Ludzie odchodzą z Kościoła przez proboszczów,biskupów,kardynałów,mówił już o tym,ks prof Tischner.
DH
~Do Hanysa
18 grudnia 2024, 18:39
Nieprawda. Odchodzą bo im jest tak wygodnie! A najwygodniej jest uderzać się w cudze piersi. A w swoje - co to to nie - przecież jestem ideałem!
KP
~Katolik Przedsoborowy
19 grudnia 2024, 10:04
Ludzie widzą że instytucja kościoła zdradziła Jezusa , stała się korporacja typu Caritas poradnia psychologiczno ekologiczno onkologiczna , gdzie niewierzący są na 1 miejscu a wierzący ostatnim
PR
~Ppp Rrr
18 grudnia 2024, 12:47
Bardzo przyjemny wywiad, myślę jednak, że podstawą dyskusji powinny być POTRZEBY. Czy Kościół zaspakaja potrzeby ludzi w sposób optymalny? Może da się lepiej lub taniej? Kto ma żarówkę LED, świecy nie potrzebuje, by zaspokoić potrzebę jasności. A może potrzeby zaspakajane przez Kościół nie są odczuwane przez wielu ludzi? Powyżej pewnego wielu smoczek i pieluszka nie są potrzebne - może ludzkość wyrosła z Kościoła tak samo, jak z wymienionych? Pozdrawiam. Pozdrawiam.
PK
Piotr Kosiarski
19 grudnia 2024, 09:35
Czy Kościół na pewno jest od "zaspokajania potrzeb"?
JW
~Joanna Wiśniewska
18 grudnia 2024, 12:11
Przyczyny rozluźnienia więzów w moim środowisku 1.politycy modlący się na pokaz i przyjmujący do komunii św mimo że są np rozwodnikami 2. Buta kleru: brak słowa przepraszam, wynoszenie się, brak chęci dialogu.