Dominikanki z Broniszewic: czujemy się ambasadorkami rodzin dzieci niepełnosprawnych

(fot. facebook.com/eliza.myk)
s. Eliza Myk, s. Tymoteusza Gil

"Ich życie staje się więzieniem, nigdzie nie mogą wyjść. Problemy, razem z psychicznym uwięzieniem, uzależnieniem od chorej osoby zaczynają narastać i odbijają się na pozostałych członkach rodziny. To czasami koszmarnie trudne historie" - mówi. s. Tymoteusza Gil.

Piotr Żyłka: Czym dla was jest ochrona życia?

S. Eliza Myk: Ochrona życia to sprawianie, żeby życie było pełne, szczęśliwe, żeby nie było wegetacją, ale spełnianiem marzeń. To także pomaganie w wypełnianiu pasji. Ochrona życia nie ogranicza się do dziewięciu miesięcy życia prenatalnego, na których koncentruje się wiele środowisk kościelnych mówiących, że są pro-life. Dla nas w Domu Chłopaków wszystko zaczyna się od urodzin. To, co wcześniej, to jest mały pikuś.

S. Tymoteusza Gil: Bardzo łatwo jest podpisać jakąś petycję i deklarować, że jest się za ochroną życia, a później ani razu nie pomóc konkretnie, docelowo rodzicom dziecka z niepełnosprawnością lub samemu dziecku. W ten sposób można najprościej uspokoić swoje sumienie: podpisuję, że jestem za, a tak naprawdę mam gdzieś, czy kobieta, która urodziła dziecko z niepełnosprawnością, radzi sobie z sytuacją. Sam podpis pod petycją lub ogłaszanie nakładką na Facebooku, że „Jestem za życiem”, nie jest ochroną życia.

DEON.PL POLECA

S. Eliza Myk: Miałyśmy taką historię, że w poście na FB odniosłyśmy się do sprawy, o której powiedziała Tymka, i odezwała się do nas mailowo rodzina. Napisali: „Wpłacamy na Dom Chłopaków dwieście tysięcy złotych, bo zrozumieliśmy, że same podpisy przeciwko aborcji nic nie znaczą bez konkretnych czynów na rzecz dzieci z niepełnosprawnością już po ich urodzeniu”. To była największa jednorazowa darowizna dla nas w trakcie budowy Domu Chłopaków.

Te nakładki pojawiły się masowo wśród katolików po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ludzie triumfalnie ogłosili: „Wygrało życie!”.

T.: Część znajomych też sobie takie na Facebooka wrzuciła. Problem polega na tym, że kiedy pada pytanie, kto z nich chciałby przyjechać do Broniszewic i zająć się niepełnosprawnymi chłopakami, to wielu rąk w górze nie ma. W mojej ocenie w ochronie życia nie chodzi tylko o życie, które poczęło się bez większych problemów i wiemy, że urodzi się piękny, zdrowy bobas, ale przede wszystkim o sytuacje, w których rodzice słyszą, że urodzi się dziecko z ciężkimi wadami i już od tego momentu potrzebują konkretnego wsparcia, które powinno mieć charakter trwały i stały.

E.: Gdy widzę, że ktoś z lekkością oznajmia w mediach społecznościowych, iż jest za życiem, mam ochotę odpisać: „A czy za powykręcanym i zdeformowanym życiem pełnym wad genetycznych też?”. Myślę, że strach protestujących kobiet dotyczy przede wszystkim tego „powykręcanego i zdeformowanego” życia.

Mam wrażenie, że to nie jest tak, że one nie chcą przyjąć pięknego, ślicznego, zdrowego dziecka, tylko boją się tych najtrudniejszych sytuacji, czyli ciężko chorego dziecka, które odbiera szansę na normalne życie. Trzeba sobie uświadomić, że mały człowieczek z dużymi niepełnosprawnościami w rodzinie to pożegnanie z „normalnym” modelem codzienności. Bardzo często zaczyna wtedy brakować czasu na dbanie o relację między mężem i żoną, nie ma czasu na zajmowanie się innymi (zdrowymi) dziećmi. Czasem obciążenie jest tak duże, że rozbija małżeństwa i rodziny.

T.: Czujemy się trochę ambasadorkami rodzin dzieci niepełnosprawnych. Dostajemy od nich mnóstwo maili i telefonów. Szczególnie od mam. Dzielą się z nami tym, co dla nich trudne. Opowiadają, jak po narodzinach dziecka zostają ze wszystkim same i nie dają rady. Nie wyrabiają finansowo, nie dostają żadnego wsparcia psychologicznego.

Ich życie staje się więzieniem, nigdzie nie mogą wyjść. Problemy, razem z psychicznym uwięzieniem, uzależnieniem od chorej osoby zaczynają narastać i odbijają się na pozostałych członkach rodziny. To czasami koszmarnie trudne historie.

Przypomina mi się historia rodziny, z której trafił do Broniszewic jeden z naszych chłopaków. Miał czternaście lat. Kiedy jego mama nam go oddawała, powiedziała: „Siostro, za późno was poprosiłam o pomoc. Syn i córka od dawna robili mi wyrzuty. Nigdy nie przychodziłam do nich na wywiadówki do szkoły, nie miałam czasu zobaczyć, jak grają w jasełkach. Przez lata tłumaczyłam się brakiem czasu, bo przecież miałam chore dziecko potrzebujące nieustannego dozoru. Wymagałam od swoich zdrowych dzieci zrozumienia, że cały swój czas muszę poświęcić dla ich niepełnosprawnego braciszka”.

Konsekwencje tego stanu rzeczy były dramatyczne: dzieci się od niej odcięły, wszystko się rozpadło. Kiedy już miała czas, żeby pomóc swoim dorastającym dzieciom, bo chory syn był w Broniszewicach, wówczas jej zdrowe dzieci powiedziały: „Sorry, mamo, ale dla nas jesteś
obcą osobą i dlatego nie dopuścimy cię teraz do rozwiązywania naszych życiowych spraw”.

Czujemy się trochę ambasadorkami rodzin dzieci niepełnosprawnych.

E.: I jeszcze jedna historia, tym razem z pierwszej fali koronawirusa. Zadzwoniła do nas kobieta z informacją, że musi oddać do nas swojego syna. Od dwóch miesięcy siedzieli zamknięci w domu. On dwadzieścia cztery godziny na dobę wydawał jeden, powtarzany co dwie sekundy dźwięk, coś na granicy łkania i krzyku. Kobiecie siadła psychika, opadła z sił. W dniu, w którym się do nas odezwała, była bliska wyskoczenia przez okno.

„Ale kiedy już miałam to zrobić, przyszedł mi na myśl wasz Dom Chłopaków. Ja do kościoła nie chodzę, nie cierpię zakonnic, ale wszyscy mi wkoło mówili, że w Broniszewicach mogłabym uzyskać pomoc, że się dobrze zajmiecie moim synem”. Rozumiecie? To są prawdziwe dramaty, z którymi mierzą się kobiety.

T.: Niedawno zmarł nasz chłopiec. Był z nami przez dwadzieścia osiem lat swojego trzydziestojednoletniego życia. Rodzice po jego śmierci napisali nam esemesa: „Dziękujemy bardzo za wspaniałą opiekę. Brak słów, żeby to wyrazić, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za waszą pomoc. Gdyby nie wy, nasze pozostałe dzieci nie miałyby normalnego dzieciństwa. Pozdrawiamy i życzymy dużo zdrowia i cierpliwości”.

E.: Powtórzę, łatwo jest na marszach skandować za życiem, ale to nie ma nic wspólnego z realnym wsparciem takich kobiet jak te, o których opowiadamy.

Fragment pochodzi z książki "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet".

Wesprzyj powstanie filmu dokumentalnego o siostrach

"Chcielibyśmy, żeby to miejsce i te siostry poznało jak najwięcej ludzi. Dlatego po raz kolejny zaprosiłem do współpracy Jakuba Słabka, bardzo zdolnego i wrażliwego filmowca" - czytamy w opisie zbiórki otwartej przez Piotra Żyłkę.

Chcemy nakręcić film dokumentalny o siostrach (w dwóch wersjach - dłuższej na YouTube i krótszej do mediów społecznościowych). Ich premiera będzie towarzyszyć premierze książki. Dlaczego? Bo są pewne rzeczy, których nie da się wyrazić słowem. Chcemy jak najlepiej oddać w obrazku, to czego papier nie jest w stanie pokazać.

W ten sposób chcemy też wykorzystać potencjał komunikacyjny Internetu i mamy nadzieję dotrzeć z informacją o odważnych dominikankach do zupełnie nowych osób.

Przeczytaj więcej o działalności sióstr:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dominikanki z Broniszewic: czujemy się ambasadorkami rodzin dzieci niepełnosprawnych
Komentarze (29)
CM
~Chrabąszcz Majowy
13 maja 2021, 00:04
Być może skandowanie nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale i tak jest skuteczniejsze niż modlitwa.
EW
~Ewa Wiś
5 maja 2021, 09:53
Ludzie pro-life! Jest tylko jeden sposób: wszyscy musimy zacząć się realnie angażować w pomoc mamom dzieci poważnie chorych. I takim siostrom. Najpierw modlitwa, żeby potem materialne wsparcie przyniosło dobre efekty. Ale przeciwko marszom, nie jestem. Myślę, że też jest i na nie miejsce.
MK
~Matylda Kostrzewska
5 maja 2021, 17:21
Tak ! Najpierw modlitwa ! A potem adopcja duchowa ! Obłudnicy i hipokrycie do dzieła !
EW
~Ewa Wis
6 maja 2021, 17:22
Chodziło mi o to, że przed jakimkolwiek działaniem, ja zawierzam je Bogu, czyli się modlę i działam. Chyba zostałam źle zrozumiana, skoro użyto słowa obłudnicy. :-)
AS
~a s
5 maja 2021, 09:53
a jak można konkretnie udowodnić, że skandujący nie robią niczego więcej niż skandowanie?
KJ
~Katarzyna Jarkiewicz
5 maja 2021, 06:23
Siostry dały się wmanewrować w spór, który dyskredytuje ich prace i powołanie: gdy niepełnosprawne dzieci będą zabijane funkcjonowanie domów takich jak Broniszewice będzie niemożliwe. Pieniądze w końcu wpłacają osoby za życiem, a nie ci przeciw - gdy w społeczeństwie spadnie ilość osób za życiem, kto utrzyma takie ośrodki jak Broniszewice. Eutanazja staje się coraz popularniejsza w świecie, a poglądy eutanazyjne ma coraz więcej Polaków - niektóre badania podają nawet 65% za eutanazją. Ok urok osobisty sióstr będzie jeszcze jakiś czas działał, a co potem- gdy nagle ruszy lawina osób, które będą chciały przywieść swoich najbliższych do Broniszewic, bo nich się siostry zajmą, gdy my już nie wytrzymujemy i chcemy sobie odpocząć, normalnie żyć. Znajdą się nowe powołania, aby realizować ten charyzmat? Zmieni się mentalność ludzi na bardziej za życiem?
AW
~Artur Wojtkiewicz
4 maja 2021, 19:45
Takie hasła to czysty populizm.
MN
~Maria N.
4 maja 2021, 12:00
1. Z całym szacunkiem dla sióstr z Broniszewic, ale czy ich praca w potrzebującym ciągłego wsparcia domu chłopaków usprawiedliwia słowa: "skandowanie na marszach za życiem nie ma nic wspólnego z realnym wsparciem"? Życie, którego bronią "skandujący" to nie tylko chorzy chłopcy, ale i dzieci z zespołem Downa, które do tej pory były w Polsce abortowane. To również leżący z odleżynami staruszkowie, których emerytury są trzy, cztery razy niższe niż wyniósłby ich ewentualny miesięczny pobyt w specjalnym ośrodku, gdzie by ich karmiono i przewijano. W moim otoczeniu jest sporo ludzi, którzy po pracy takimi ludźmi w rodzinach się zajmują, choć sami są schorowani i o wiele starsi niż siostry na zdjęciach, tylko ich nie widać.
MN
~Maria N.
4 maja 2021, 11:59
2. A tak naprawdę czy na pewno ci owi "skandujący" nie wspierają drobnymi sumami, a więc "realnienie", Broniszewic? Nie wierzę, że tak nie jest. Zmartwychwstanki, które prowadzą podobny dom w Mocarzewie na stronie swojego ośrodka zamieszczają regularnie listy z imionami osób, które dają po 50, 100, 200, 1000 zł. Naprawdę siostry takich sum nie otrzymują?
AM
~Aldona Majewska
2 maja 2021, 23:04
Zgadzam się z siostrami. Niestety, w większości przypadków osób "pro-life" kończy się na krzykach na demonstracjach i wpisach na faceboku. Znany mi przykład: 30 lat temu bardzo młoda kobieta zaszła w ciążę i pomimo wyparcia się problemu przez ojca dziecka, zdecydowała się urodzić (syna). Nikt z licznej rodziny (a wszyscy krzyczą hasła pro-life) jej nie pomógł i samotnie wspaniale wychwała syna. Do tej pory jest "pomijana" w rodzinie jakby w ogóle nie istniała ona ani jej syn. To tyle jeśli chodzi o przykład "wrażliwości pro-life"....
GQ
Grzegorz Q
4 maja 2021, 18:04
Jak to "zdecydowała się urodzić"? Raczej nie miała wyjścia, skoro była w ciąży. Chyba, że jako jedno z możliwych wyborów uznaje pani poćwiartowanie dziecka żywcem w łonie matki. Zastanawia mnie też w jaki sposób ustaliła pani, że wszyscy z rodziny krzyczą hasła pro-life i że nikt z nich nie pomógł tej kobiecie. Nawet jeśli to by była prawda, to nie wynika z tego, że wszyscy pro-life są hipokrytami jak pani sugeruje. Czasem samo publiczne opowiedzenie się za życiem sporo kosztuje, gdy ktoś jest w środowisku anty-life.
MN
~Maria N.
4 maja 2021, 23:03
@~Aldona Majewska. Jeżeli ojciec owego dziecka "wyparł się problemu", to znaczy, że bardzo młoda kobieta wybrała niewłaściwego mężczyznę, kiedy zdecydowała się zostać matką. Przecież to nie ta liczna rodzina decydowała kto zostanie ojcem jej dziecka, tylko sama kobieta tak zadecydowała. Domyślam się, że "zadecydowała" nieświadomie. Problemem nie jest tu brak troski ze strony dalszej rodziny (bo to nie ta rodzina powinna się zajmować dziećmi swoich krewnych, tylko rodzice), ale nieświadome nieplanowane macierzyństwo. Bo chyba o to chodzi, skoro w komentarzu nie ma nic o tym, że dziecko było chore.
MK
~Matylda Kostrzewska
5 maja 2021, 17:20
Witamy Panią w gronie osób : "TBNNR", a jak już R, to teraz, kobieto, to twój problem.
AM
~Aldona Majewska
5 maja 2021, 23:00
@~Maria N. Tak, kobieta popełniła błąd. Mężczyzna zresztą też. Czy uważasz, że to jest powód do odwrócenia się całej rodziny od niej i jej dziecka? I że to jest właściwe postępowanie osób głośno krzyczących "pro-life" na wszelkich manifestacjach? Tak, wg tej rodziny "urodzenie nieślubnego dziecka" jest uzasadnieniem takiego postępowania. Podaję to jako przykład, że tak jak opisały to siostry z Broniszewic "skandowanie na marszach za życiem nie ma nic wspólnego z realnym wsparciem".
MN
~Maria N.
6 maja 2021, 17:28
@~Aldona Majewska. Środowisko "pro-life" narodziło się 22 lata temu, a nie 30 lat remu, kiedy rodziła ta młoda kobieta. To nie jej rodzina teraz "skanduje na marszach za życiem", bo albo już wymarła, albo to są mocno starsi ludzie, którzy nie mają siły chodzić na marsze i "skandować". A poza tym nie za bardzo Pani wierzę w to wyparcie się matki z nieślubnym dzieckiem przez rodzinę, bo w ten sposób traci się córkę, wnuczkę. Nie wiemy jak było naprawdę. Może było odwrotnie i to ta młoda kobieta odwróciła się od rodziny, schorowanych rodziców lub dziadków wymagających opieki. Może chciała pomocy na swoich warunkach. A krytyka "urodzenia nieślubnego dziecka" najprawdopodobniej wynikała ze stosunku do życia tej dziewczyny i nie sadzę, żeby była odrzuceniem wnuka, prawnuka.
AM
~Aldona Majewska
12 maja 2021, 11:39
Od zawsze byli ludzie, którzy są przeciwko aborcji. Pytanie jak się zachowują wobec kobiet, które potrzebują wsparcia. Czy tylko krzyczą hasła czy działają? W przypadku tej rodziny to właśnie jest najsumutniesze, że ta kobieta została "wykleślona" z tej rodziny i stracili ją jako siostę, córkę, wnuczkę, itd. Miała problem jak wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku dlaczego nie może się bawić z kuzynami, którzy mieszkają w pobliżu (bo im rodzice na to nie pozawalali), dlaczego nikt z rodziny nie przyjmuje ich zaproszeń na urodziny dziecka, święta, itp., ani ich nie zaprasza na wszelkie rodzinne uroczystości. Niestety, ta rodzina jest "dumna", że nie utrzymuje tych kontaktów. Tak, ci starsi już obecnie ludzie do tej pory przy każdej możliwej okazji opowiadają jacy są "katoliccy" i "pro-life". Podaję znany mi przykład postaw, że "pro-life" w praktyce bywa niestety bardzo "anty-life" jeśli kończy się tylko na hasłach.
AE
~Anna Elżbieta
2 maja 2021, 19:13
Bardzo dobry tekst. Pokazuje realia, konkrety, o których my z tzw. "normalnymi rodzinami" nie mamy pojęcia. Życie z bardzo niepełnosprawnym dzieckiem jest heroizmem. Szczególnie, że tak naprawdę z nikąd pomocy. Z drugiej strony wszyscy wiemy, że Bóg jest dawcą życia i tylko On może je odebrać. Bardzo to wszystko jest trudne.
GQ
Grzegorz Q
4 maja 2021, 18:12
Ja myślę, że przytoczenie jednej trudnej sytuacji z czyjegoś życia nie oddaje realiów całości, bo w każdym życiu są i trudności i radości. Okazywanie zrozumienia dla tych, którzy chcą uniknąć trudności zabijając innych ludzi jest usprawiedliwieniem zabijania.
DJ
~Danka Jerul
8 maja 2021, 18:15
Anno Elżbieto zgadzam się z Tobą. Mnie interesują konkretne historię rodzin z osobami niepełnosprawnymi. O tym właśnie powinno się mówić głośno i konkretnie! O 15 latach nieprzespanych w pełni nocach, pomysłach samobójczych, o dzieciach zdrowych, które poprzez zaniedbanie mają schorzenia równe rodzinom patologicznym...o samotnych matkach, bo wielu ojców odchodzi, umywa ręce. O brak pieniędzy, o niemożność pójścia do pracy, bo utraci się zasiłek, a każdy cent potrzebny na rehabilitację, leki itp. zanik więzi przyjacielskich, pasji, bo cała energia idzie w troskę o bliska osobę. To są realia. Ja je znam. Obserwuje. I trzeba realnej pomocy. Realnego jednego dnia w tygodniu z niepełnosprawnym dzieckiem sąsiada za ścianą, zbiórka na turnus wakacyjny.
GQ
Grzegorz Q
2 maja 2021, 18:22
Skandowanie haseł za życiem jest wsparciem. Nie jest to największe możliwe wsparcie, ale jest to wsparcie realne, przeciwwaga dla tych co są wśród ludzi przeciwko życiu i skandują hasła przeciwne. Skupianie się i straszenie chorobami, niepełnosprawnością i śmiercią, jest wspieraniem i promowaniem śmierci. Twierdzenie, że jeśli nie pomagasz materialnie, albo fizycznie chorym, to nie masz prawa skandować, że jesteś za życiem, jest kolejnym wsparciem dla śmierci. A to: "Ochrona życia to sprawianie, żeby życie było pełne, szczęśliwe, żeby nie było wegetacją, ale spełnianiem marzeń" w zasadzie oznacza, że żadne ziemskie życie nie jest dość warte by trwało, bo żadne nie jest pełne, do końca szczęśliwe, czasem dalekie od marzeń i wyglądające jak wegetacja. Szatan do Ewy w raju parafrazując powiedział "ty masz tutaj zbyt ciężko, z tego najlepszego drzewa, jeść nie możesz". Każda matka ma więcej powodów niż Ewa by w to uwierzyć i "wziąć sprawy w swoje ręce", więc de(m)onie zamilcz.
DB
~Darek Brylak
2 maja 2021, 19:11
Rozumiem, że jak tylko to będzie możliwe jedzie Pan do Broniszewic jako wolontariusz
KS
~Katarzyna Senkowska
2 maja 2021, 20:50
Nie. To nie jest wsparcie. Samo skandowanie, bez jakiejkolwiek realnej pomocy to po prostu najczystsza, obrzydliwa HIPOKRYZJA.
MK
~Maja Kowalczyk
2 maja 2021, 22:11
Połowicznie ma Pan rację. Skandowanie, nakładki na FB, to część która bez wspierania np. takich domów dla niepełnosprawnych czy rodzin z dziećmi to tylko słowa. Ja rozumiem siostry. Miliony skandowały za życiem, promil z tego miliona chce się realnie zaangażować przez konkretną pracę. Zaangażowanie się, choćby cykliczne jest wyznaniem wiary w praktyce, bo nie słowem a czynem i prawdą.
AA
~Anna A
4 maja 2021, 12:07
Skandowanie haseł za życiem nie jest wsparciem. Jest usypianiem własnego sumienia, pozorowaniem działania. Będę głośno krzyczeć, bo to nic nie kosztuje. Prawdziwe wsparcie dokonuje się w ciszy, tak by nie wiedziała lewa ręka, co czyni prawa. Praca (osobista lub poprzez dzielenie się owocami swojej pracy - pieniędzmi) i modlitwa - to jest prawdziwe wsparcie, a nie wykrzykiwanie choćby najbardziej wzniosłych haseł. Żadna zdesperowana matka nie wybierze życia dlatego, że ktoś głośno krzyczy. Wybierze je wtedy, kiedy ktoś jej naprawdę pomoże.
GQ
Grzegorz Q
4 maja 2021, 18:21
A czy Strajk Kobiet na wiecach mówi, że samo przychodzenie na marsz aborcyjny i krzyczenie haseł to za mało? Czy mówi, że ci co tylko przychodzą, a sami nie zabijają i innym zabijać nie pomagają to hipokryci? Czy oburzają się, na to, że niektórzy z nich chcą zabijać tylko chore dzieci, a nie chcą "dać kobietom pełnego prawa do decydowania o własnym ciele...." do 9 miesiąca na żądanie, bez prawa lekarza do odmowy? Nie. Nie są głupi. Przyjmują od każdego tyle wsparcia do swojej złej sprawy ile kto chce dać i nie jęczą, że za mało.
GQ
Grzegorz Q
4 maja 2021, 18:26
Nieprawda. Niejednej matce, której wszyscy wokół mówili "usuń", zdawało się, że to tylko ona ma jakieś głupie opory, żeby zrobić, to co wszyscy wokół uznają, za jedyne sensowne wyjście i zmieniła zdanie, bo JEDNA bliska jej osoba powiedziała coś przeciwnego i poczuła, że nie jest sama i nie jest wariatką, że ma sumienie i serce.
GQ
Grzegorz Q
4 maja 2021, 18:41
To co pan pisze, to prostacka manipulacja, żeby zamknąć usta, komuś, kto ma inne zdanie. Skąd pan wie, kto jakie krzyże nosi? Czy tylko wolontariat w Broniszewicach upoważnia do zabrania głosu na temat, czy zabijanie chorych ludzi jest moralnie dopuszczalne? A czy tylko ci co sami zabili jakieś chore dziecko w łonie matki mają prawo głosić, że to jest dobre rozwiązanie? Pan jest zwolennikiem zabijania chorych przed narodzinami? Chce pan udokumentować swoje moralne prawo do zabierania głosu w tej sprawie?
AM
~Aldona Majewska
5 maja 2021, 23:10
Czy ta "niejedna matka" zmieniła zdanie, bo ktoś jej powiedział, że "aborcja to grzech" (lub inne hasła skandowane głośno przez "pro-life"), czy dlatego, że jej ktoś powiedział "pomogę ci" / "jakiego wsparcia potrzebujesz, aby jednak móc urodzić to dziecko" / "pokażę ci gdzie możesz dostać taką pomoc jaką potrzebujesz"? Czego to "niejedna matka" bardziej potrzebowała w takiej chwili?
HW
~Hanna Walentai
8 maja 2021, 18:23
Aldona! Dokładnie! Kobieta nie zdecyduje się pochopnie na aborcję w momencie troski o nią, towarzyszenia, wsparcia, pokazania miejsc gdzie może uzyskać pomoc duchowa, psychologiczną i ekonomiczna. Znajoma, która takie wsparcie usłyszała mówiła, że jakby jej serce zostało uwolnione z 60 procent ciężaru, leku, bólu. To jest działanie pro life! A nie krzyk: aborcja to zło, grzech i zabójstwo. Z 100 procentem bólu mało kto powstrzyma się przed aborcją. Dlatego zdejmujmy ból, a nie dokładamy.