Adorować Boga sercem

(fot. shutterstock.com)
Stanisław Biel SJ

Wiara nie jest celem samym w sobie. Przeciwnie, jest wprawdzie bardzo cennym, ale jednak środkiem do Boga.

Dzięki niej człowiek poznaje swego Stwórcę, czci Go, adoruje, coraz bardziej kocha, by w końcu połączyć się z Nim na wieczność. Święty Ignacy Loyola ujął w sposób lapidarny istotę powołania człowieka na ziemi: Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją (Ćd, 23). Nowy katechizm wśród środków do tego celu wskazuje: adorację, modlitwę, ofiarę i śluby.

Adoracja jest najważniejsza, gdyż pozwala przenieść wzrok z siebie na Boga. Uznać Go za prawdziwego Pana naszego życia, uwielbiać i wychwalać, troszczyć się, by był poznawany i kochany przez ludzi. Adoracja jest czasem intymnego spotkania z Trójcą Świętą: z Bogiem Ojcem, Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym. Poznanie Boga i siebie byłoby o wiele głębsze, gdybyśmy nauczyli się częściej zaglądać do kościoła i zatrzymywać na chwilę adoracji, zwłaszcza w sytuacjach zagubienia, samotności, bezradności, problemów. Zwykle w trudnych doświadczeniach szukamy pocieszenia u ludzi, przyjaciół czy bliskich nam osób albo uciekamy w rozrywki: alkohol, telewizję, świat wirtualny. Zapominamy, że żaden człowiek do końca nie uśmierzy bólu ani nie rozwiąże problemów. Natomiast w czasie adoracji Jezus daje łaskę, siłę oraz pociechę w trudach i zagubieniu.

Trwanie w obecności Jezusa zbliża do ludzi. Miłość do ludzi staje się wtedy głębsza, bardziej świadoma, trwała, gdyż opiera się na źródle prawdziwej i absolutnej miłości - na Bogu. Adoracja nie izoluje od ludzi, od świata, nawet od zła. W takiej sytuacji byłaby kolejną formą ucieczki. Przeciwnie, adoracja wychodzi od Boga i prowadzi do realności świata, do ludzi, problemów, cierpienia, zła i pomaga na nie patrzeć w innym świetle - odnowionym sercem i umysłem.

Adoracja jest również wewnętrzną siłą, która wnosi pokój i harmonię, daje nadzieję, rozpala miłość, pozwala głosić Boga sercem. Sprawia, że codzienne życie staje się stopniowo bardziej zorganizowane, uporządkowane i sensowniejsze; doświadczamy dotyku Jezusa i powolnej przemiany serca. Przykładem może być piękne świadectwo zamieszczone w Internecie: Adoracja była i jest dla mnie wyzwaniem. Jednocześnie tylko podczas adoracji czuję wystarczająco mocno dotyk Chrystusa, by zmienić siebie. I to zmienianie siebie powoduje, że adoracja jest dla mnie wyzwaniem. Trudno mi jest rozstać się choćby tylko z kawałeczkiem mojej pychy, takie rozstanie boli. A jednocześnie dotyk Chrystusa koi.

Wyrazem adoracji Boga jest modlitwa. Tertulian podkreśla jej nieograniczone wprost możliwości: zmywa winy, odpędza pokusy, wstrzymuje prześladowania, pociesza małodusznych, daje natchnienie wspaniałomyślnym, prowadzi pielgrzymujących, ucisza fale wód, łotrów wprawia w zdumienie, karmi ubogich, kieruje bogaczami, podnosi upadłych, upadających podtrzymuje, stojących broni od upadku. Dlatego modli się niebo i ziemia, aniołowie i stworzenia, nawet i ptaki powstające ze snu wznoszą się ku niebu i rozkładając na krzyż skrzydła zamiast rąk, mówią coś, co wydaje się modlitwą.

Trzy zasadnicze formy modlitwy oddają trafnie ludzką zależność od Boga. Modlitwa uwielbienia i dziękczynienia wskazuje, że jedynie Bóg jest godny największej chwały i czci. On jest źródłem wszelkiego dobra i miłości. Przykład takiej modlitwy pozostawiła nam Niepokalana Maryja. W swoim Magnificat uwielbia Ona Boga za wielkie rzeczy, które uczynił Jej i światu (Łk 1, 46-55). Wysławia Boga, który jest wszechmocny, święty, miłosierny, sprawiedliwy, dobry i niepojęty. Magnificat Maryi jest równocześnie radosnym dziękczynieniem, wynikającym z tego, że Bóg uczynił Jej wielkie rzeczy (Łk 1, 49). Uwielbienie i wdzięczność stanowiły treść modlitwy nawet Syna Bożego.

Drugą formą jest modlitwa wstawiennicza. Pozwala ona rozszerzyć własne, często skurczone, serce. Skierować wzrok na potrzeby innych. Zobaczyć, że nikt z nas nie jest pępkiem świata. Modlitwa za innych jest znakiem miłości bliźniego. Są sytuacje, w których mimo największych zaangażowań i wysiłków nie jesteśmy w stanie pomóc innym. Sytuacje te uczą pokory, uświadamiają, że nie jesteśmy zbawicielami. Czasem jednak trzeba długo i cierpliwie prosić, wołać, wstawiać się, aby "zostać wysłuchanym". Świadectwem jest Kananejka, która mimo złego potraktowania i odrzucenia przez Jezusa prosi ufnie i nieprzerwanie, dopóki nie osiągnie celu, uzdrowienia córki (Mt 15, 21-28). Innym przykładem jest uboga wdowa, której niesprawiedliwy sędzia nie chciał bronić; nie przestaje ona nalegać, wierząc, że jeśli nawet sędzia nie wzruszy się jej ubóstwem, to wysłucha ją z powodu jej natarczywości (Łk 18, 1-8); czy natrętny przyjaciel, który idzie w nocy do przyjaciela i prosi o chleb (Łk 11, 9-13). Albo sam Jezus proszący za uczniów i Kościół (J 17). Modlitwa wstawiennicza pobudza empatię i wyzwala solidarność z cierpiącymi i potrzebującymi. Sprawia, że ich problemy stają się naszymi. Nie tylko wyzwalają emocje (być może w wygodnym pokoju przed telewizorem), ale i motywują do działania.

Trzeci rodzaj modlitwy może pozornie wydawać się zbyt egoistyczny. Chodzi tu o modlitwę błagalną za siebie. Czasami rezygnujemy z niej całkowicie albo "nie chcemy naprzykrzać się Panu Bogu" i "zawracać Mu głowy" swoimi problemami. W rzeczywistości rozmijamy się z nauczaniem Jezusa, który zachęcał: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24). W "najpopularniejszej" modlitwie Ojcze nasz Jezus zachęca również do prośby. Bóg Ojciec dobrze zna nasze potrzeby, a jednak Jezus nalega, by prosić. Prosząc, uświadamiamy sobie własne pragnienia, potrzeby, zależność od Boga i stajemy się bardziej pokorni. Jesteśmy wtedy jak dzieci, które ufają swoim rodzicom i potrafią w naturalny sposób prosić i przyjmować dary. A rodzice przecież cieszą się, gdy dzieci proszą. Nawet ciągle o to samo.

Wyrazem czci i służby Bogu jest ofiara. Święty Paweł zachęca i prosi Rzymian, aby dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną (Rz 12, 1). Ofiara duchowa polega na oddaniu siebie, swego serca, całej osoby Bogu, na dobre i złe. Jak Maryja w Nazarecie (por. Łk 1, 38). Nie chodzi więc o słowa, ale o czyny. Zresztą Pan Bóg wprost odcinał się od pięknych słów, które nie znajdują pokrycia w życiu. Podkreślał, że chce raczej miłosierdzia i miłości niż całopaleń i ofiar (por. Oz 6, 6). Najpiękniejszą ofiarą jest czyste, skruszone serce. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym (Ps 51, 19).

Na zakończenie Ćwiczeń duchownych święty Ignacy proponuje jej uczestnikom modlitwę ofiarowania: Zabierz Panie i przyjmij całą moją wolność, pamięć moją, mój rozum i całą moją wolę, wszystko, co mam i co posiadam. Ty mi to Panie dałeś, Tobie to zwracam. Wszystko jest Twoje. Rozporządzaj tym według Twojej woli. Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, a to mi wystarczy (Ćd, 234). Modlitwa ta wyraża zgodę na wolę Bożą. Bóg jest dawcą i Panem wszelkich darów i wartości. Może nimi rozporządzać według własnego uznania.

W czasie rekolekcji ignacjańskich rozmawiam z rekolektantami o modlitwie ofiarowania. Czasem słyszę lęki i obawy. Czy mogę Bogu całkowicie zawierzyć? Oddać bezwarunkowo wszystko i siebie? A co, jeśli zechce sprawdzić autentyczność moich słów i potraktuje je dosłownie? Oczywiście, nie można wykluczyć takiej sytuacji. Świadczy o tym przykład jednego ze starszych hiszpańskich jezuitów. Cierpiał on na amnezję i w sposób humorystyczny tłumaczył współbraciom tę przypadłość: Całe życie modliłem się: zabierz Panie pamięć moją. I zabrał, zabrał, zabrał... W rzeczywistości bezwarunkowe oddanie się Bogu prowadzi do wolności. Uwalania od nadmiernych napięć, niepokojów, stresów. Daje odwagę i pewność. Przecież wszystko jest w rękach dobrego Boga, a On chce jedynie ludzkiego szczęścia.

Wzorem każdej ofiary jest dar Syna Bożego. Najdoskonalsza ofiara z siebie, którą złożył On na krzyżu, z miłości do Ojca i do człowieka. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5, 6-8). Ofiara Jezusa była konsekwencją miłości świadomej, bezwarunkowej i do końca (J 13, 1). Taki wymiar winna mieć nasza ludzka ofiara. Nie chodzi w niej o wypełnianie obowiązku, pewnych świadczeń, aby Bóg był zadowolony, ale o praktykowanie miłości Boga, bliźnich i siebie.

Wyrazem ofiary składanej Bogu są przyrzeczenia i śluby. Przyrzeczenia wiążą się z ważnymi sakramentalnymi wydarzeniami życia duchowego. U początku życia w sakramencie chrztu czynią to rodzice i chrzestni. Zobowiązują się w ten sposób do troski o kształtowanie wiary i rozwój życia duchowego małego jeszcze dziecka. Świadomym aktem jest już bierzmowanie. Wówczas młody człowiek potwierdza przed Kościołem swój wybór Boga i wiary; otrzymuje moc Ducha Świętego i Jego dary, by świadomie kształtować relacje przyjaźni z Bogiem. Z przyrzeczeniami wiąże się również wybór drogi życiowej. Zarówno małżeństwo, jak i kapłaństwo są dogłębnym oddaniem siebie drugiej osobie. W sakramencie małżeństwa wierność, miłość i dozgonność przyrzeka się małżonkowi, w sakramencie kapłaństwa samemu Chrystusowi. Prócz tych dalekosiężnych i brzemiennych w skutki przyrzeczeń istnieją również zwyczajne, codzienne, ale również ważne i wpływające na całokształt relacji z Bogiem. Przyrzeczenia takie wyrażają się na przykład w dobrych uczynkach, różnych formach ascezy, modlitwy, pielgrzymek. Im mniej kryją w sobie motywacji egoistycznych, tym bardziej są cenne i miłe w oczach Bożych.

Jako szczególną ofiarę należy wyodrębnić rady ewangeliczne, czyli śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Poprzez nie osoba, która oddaje siebie Bogu, rezygnuje w sposób świadomy i wolny z niektórych "światowych przyjemności". Ślub czystości wiąże się z rezygnacją z życia małżeńskiego i wyborem samotności; w ten sposób zbliża do miłości bezinteresownej oraz lepiej pomaga zrozumieć osoby samotne, cierpiące, zagubione w życiu. Ślub ubóstwa jest rezygnacją z nadmiernej konsumpcji i posiadania; pozwala prowadzić prosty, ewangeliczny tryb życia, solidaryzować się z ludźmi prawdziwie ubogimi, pomagać im i kontestować daleki od miłosierdzia i sprawiedliwości współczesny świat. Ślub posłuszeństwa dotyczy rezygnacji z pełnej wolności. Dzięki niemu osoba zakonna jest bardziej otwarta, mobilna, dyspozycyjna; zamiast siebie szuka przede wszystkim woli Bożej, którą odczytuje w decyzjach przełożonych. Śluby prowadzą do większej otwartości na Boga, a w Nim na drugiego człowieka. Kształtują człowieka dojrzałego, świadomego, odpowiedzialnego, dającego pogodne świadectwo miłości, prostoty i życia na co dzień wolą Bożą.


Stanisław Biel SJ - "Miłość w dziesięciu słowach"

Książka zawiera pogłębione wyjaśnienie wszystkich dziesięciu przykazań oraz konkretne wskazówki, jak nimi żyć na co dzień. Przytacza najczęstsze sposoby ich przekraczania, czyli grzechy, z którymi się zmagamy. Jednocześnie niesie przestrogę przed złudnym mniemaniem, że przykazania to przeszkoda na drodze do szczęścia i wolności. Dzięki wyjaśnieniom z Katechizmu Kościoła Katolickiego, cytatom ludzi Kościoła oraz doświadczeniu autora książka prezentuje szerokie spojrzenie na dziesięć Bożych słów skierowanych do nas.

Ojciec Stanisław Biel pokazuje, że Dekalog to nie tylko zbiór przykazań, które trzeba zachowywać, ale przede wszystkim wyraz miłości Boga do człowieka. To w nich Bóg wskazał nam drogę do radości i prawdziwego szczęścia. Mimo to człowiek wielokrotnie nie potrafi lub nie chce tej Miłości przyjąć. Wówczas odwraca się od Boga. Aby tak się nie stało, trzeba pamiętać, że najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Adorować Boga sercem
Komentarze (7)
A
andrzej
18 stycznia 2015, 20:26
Osobiście tekst choć wspaniały, to kreuje wizerunek wiary jako drogi do ubóstwa, wyrzeczeń, posłuszeństwa i czystości. Nic bardziej mylnego! Nie zamykajmy Boga w zakonach lub wspólnotach powołanych. Wiara to nie droga do samych wyrzeczeń, lecz droga do Miłości Boga. Owszem na tej drodze są stawiane wymagania, ale głównie czynią to sami ludzie, albowiem Bóg rzadko wymaga tak wiele od każdego człowieka. No chyba, że ów człowiek jest bardzo grzeszny i wymaga "naprawy" lub należy do grupy z kategorii specjalnej czyli powołanych do .... Jednak miliony ludzi wierzących w Boga nie szuka, ani nie pragnie ubóstwa, wyrzeczeń, posłuszeństwa, czystości itd. Czym więc dla nich ma być ta prawdziwa wiara? Brzemieniem, którego nie chcą, a które jest im narzucone przymusem? A może drogą pokutną prowadzącą do masochizmu w umartwianiach duszy i ciała? Otóż NIE! Bóg tego wcale nie chce od nas ludzi! Pragnie byśmy Go wielbili słowem i czynem, pragnie byśmy uczyli się od niego Miłości i tą Miłością Go obdarowywali. Na tej drodze wcale nie są wymagane umartwienia lecz praca we wspólnocie z Bogiem, która doskonali Ducha w naszym ciele. Wraz z tą pracą jeżeli będzie rzetelna i wykonywana z miłością będą realizowane indywidualne wymagania jakie Bóg nam poleci, abyśmy osiągnęli więcej i więcej, póki nam życia tutaj starczy. Oznacza to otwartość człowieka na Boga, ale również otwartość na drugiego człowieka i nie ważne kim ten człowiek jest. Bóg czasem posyła dziwnych ludzi na nasze drogi i w ten sposób testuje naszą miłość. Tu kloszard tam dziwka po ekscesach, znowu tam jakiś morderca i droga ta czasem nie ma końca. Tak właśnie Bóg potrafi testować naszą wiarę; Czy my na pewno potrafimy zaświadczyć o miłości Boga do wszystkich ludzi.
A
andrzej
18 stycznia 2015, 20:27
Mówić o Bogu we własnym sercu, a mieć Go tam, to dwa różne i zupełnie odmienne stany. Człowiek napełniony Bogiem nie zna trwogi przed złem, bo nim sam Duch Boży (Jego dar) się zajmuje. My wówczas stajemy się pośrednikami w jakiś misjach Boga, które ma w stosunku do konkretnych osób. Potrafi nawiedzać grzeszników z takim naprzykrzaniem, iż zaczynają się powoli przekonywać, że żyją w grzechu i trzeba z nim zerwać. Pamiętam jak kiedyś pewien człowiek zwierzył mi się jak to Bóg wypomina mu przez przypadkowo napotkanych ludzi, że mimo obietnic wciąż pije, że za dużo pije, że znowu upada bo idzie się upić itd. My czasem swoim słowem lub tylko miną (w sposób nie zamierzony i nieświadomy) potrafimy przekazywać innym wolę Boga, poruszając ich sumienia, ich serca, a czasem już tylko okruchów tego serca (bo tylko tyle pozostało). My nawet nie wiemy, że dla  niektórych ludzi może być ich ostatnia szansa na nawrócenie tuż przed nadchodzącą ich śmiercią. Szukajmy Boga, odnajdujmy Go w sobie i uczmy się go kochać poprzez modlitwy uwielbienia. Warto przypomnieć, że np. Noe wielbił Boga tańcząc i śpiewając (modlitwa). Bogu się to tak bardzo podobało, że tylko jego spośród sprawiedliwych i wierzących wybrał na ojca przyszłej ludzkości. Nie zaniedbujmy mszy uwielbiania Boga!
C
czytelnik
18 stycznia 2015, 23:19
Myślę, ze to co piszesz jest częsciową racja (gdy tekst wyrwiemy zkontekstu cąłej ksiązki). W rzecywistości jest to tylko jeden z jej akapitów, stąd można odnieść mylne wrażenie. Radze przeczytac cąłość
M
misjonarz
19 stycznia 2015, 17:43
No właśnie artykuł jest o "wielbieniu Boga", czyli o adoracji a "adorować go" to niejako "zmaknąć go w sercu i tam z nim rozmawiać". Oczywiście istnieje głośne "wielbienie" ale nie przeceniał - bym tego, ponieważ istnieje również tzw. "niewerbalne chwalenie". Często używam tego argumentu, ale dobrze przyglądając sie psalmom i np. ks. mądrości można wysnuć wniosek, że "niewerbalne" (ciche ) do werbalnego to stosunek ok. 3:1. Praktycznie można przedstawić to tak 1 godz. adoracji, to 45 min. ciszy i 15 minut śpiewania, noo, podoba się ? Myślę, że w takim przypadku uruchami się u Ciebie znaczny opór, czyli opór do modlitwy - spotkania, no i co ty na to ?
M
misjonarz
19 stycznia 2015, 17:55
Artykuł zachacza również o tzw. "modlitwę o uzyskanie miłości", która jest dziwna ale prawdziwa :-) i całkowicie się zgadzam, że używanie słów "zabierz Panie i przyjmij całą wolność moją, rozum mój, pamięć całą........................" może powodować swoiste "amnezje". Ja tak mam, chociaż nie mam jej całkowitej ale czasem tak ciężko przypominają mi się słowa, że aż "strach" :-), tak samo, wymyślajac co mam powiedzieć. Uważam, że to dobra amnezja :-), wtedy nie zagaduję Boga, ale uczę się go słuchać, także polecam, wszelkim charyzmatykom :-).
R
Roza
18 stycznia 2015, 18:21
Wspanialy tekst; tyle aspektow modlitwy i adoracji!  W adoracji, cuda sie dzieja.  To w czasie adoracji czuje sie najbardziej soba i widze siebie wyrazniej.  Bog delikatnie przychodzi i daje sile i zapewnienie, ze bedzie dobrze bo On bedzie ze mna.  Modlitwa dla mnie to czasami po prostu trwanie w obecnosci Boga i wpatrywanie sie w ukrzyzowanego Chrystusa.
D
D.
18 stycznia 2015, 20:50
...i wpatrywanie sie w ukrzyzowanego Chrystusa... czemu nie w zmartwychwstałego?