Bolesne dotknięcie nicości – droga do Boga

Depositphotos.com (575646368)

„Dialogi w połowie drogi” – odcinek 48. Kończąc wielkopostny cykl poświęcony Grzywoczowym uczuciom niekochanym Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ mówią o kruchości życia, o doświadczeniu nicości, o pustce egzystencjalnej i lęku. Dzielą się swoim doświadczeniem w tym względzie i zachęcają do akceptacji tych bolesnych emocji.

Autorzy podcastu mówią między innymi, że: doświadczenie kruchości życia, świadomość tego, że może się ono zakończyć w każdej chwili to cień, który zawsze nam towarzyszy. Co więcej, jest testerem autentyczności tego życia: „Gdyby były same piękne chwile, nie wiedziałbym, że żyłem…”; nie chodzi o pozbycie się świadomości kruchości, ale o umiejętność jej przeżycia do końca; gdy wali się nasz świat i kruchość dotyka samej istoty życia, lęk z nimi związany staje się ciężarem nie do uniesienia. Kryzysy i depresje są po to, by nas do tego Źródła (Boga) doprowadzić. To droga wielu świętych i nadwrażliwych.

ES: Witamy serdecznie Ewa Skrabacz.
WZ: I Wojciech Ziółek.
ES: I ostatnie już z uczuć niekochanych, które wskazał ksiądz Krzysztof, czyli pustka i obcość. Ale zanim to, no to jakoś nie mogę się powstrzymać, żeby nie powiedzieć szybko minęło.
WZ: Co my teraz będziemy kochać?
ES: Oj, myślę, że w tym względzie to zadań mamy na dwa życia, nie tylko jedno.
WZ: No tak, ale kończymy czymś takim bardzo ludzkim, egzystencjalnym, bardzo mi bliskim.

Dotykać tego, czego ‘nie ma’

ES: Co ciekawe, ksiądz Krzysztof mówi na początku tej konferencji, że miał kłopot z tym, jak nazwać to ostatnie uczucie. No to po raz pierwszy pojawia się taka kwestia, bo wcześniej sprawa była jasna. Agresja, wstyd i tak dalej. Tutaj mamy coś, co finalnie zdecydował się określić jako ‘pustkę i obcość’, a co w pewnych momentach dookreśla, zresztą za świętą Edytą Stein, niekiedy jako ‘depresję’.
WZ: W ogóle chyba tu jest mowa o kruchości życia w dużej mierze. O tym, że czy chcemy, czy nie chcemy, najczęściej nie chcemy, ale bardzo tego doświadczamy, że de facto ten cień kruchości towarzyszy nam zawsze. Świadomość tego, że to się jutro może skończyć, rozpaść. A z drugiej strony są takie momenty, kiedy ten cień nas zupełnie pogrąża. No i te momenty, to tak ładnie powiedziane, że momenty, a one potrafią trwać latami.
ES: Tak sobie pomyślałam o takim rozszczepieniu współczesnego świata, tej naszej rzeczywistości, żeby to bliżej zabrzmiało, który poprzez, no zaczynając od kultu ciała, cały konsumpcjonizm, jakoś napędza nas, żebyśmy właśnie, no przecież nie myśleli o tej tymczasowości, kruchości, bo w tej perspektywie możemy mieć wszystko i tak dalej, i tak dalej, i żyć wiecznie i wyglądać młodo zawsze, upraszczając. A z drugiej strony, i to jest to dramatyczne rozszczepienie, przecież widać, że tak się nie da żyć, o czym świadczą coraz liczniejsze choroby psychiczne, depresje, załamania...
WZ: Depresje u nastolatków...
ES: Tak, u coraz młodszych. I to pokazuje, że nie można zagłuszać tej kruchości, nie można jej nie przeżyć.

DEON.PL POLECA

Dotknąć tego, co boli nawet drżącymi rękami

WZ: No tak, we wszystkich tych uczuciach niekochanych, główne przesłanie, i powiedziałbym też, główna mądrość całego tego cyklu polega na tym, żeby to przyjąć.
ES: Nie uciekać.
WZ: Nie uciekać. Żeby to tak właśnie przyjąć, objąć, pokochać.
ES: Przeżyć.
WZ: Tak, i dzięki temu to będzie pracowało w Tobie, bo to się okazuje, jeżeli dobrze przeżyte, jeżeli właśnie przyjęte, to Cię ubogaci, a nie zniszczy.
ES: Mało tego, ja bym jeszcze podkreśliła, że wszystkie te uczucia, to jesteśmy też my, to jest część nas. A zatem ucieczka przed nimi, odrzucenie ich, to tak jakbyśmy, no właśnie, kawałek siebie odrzucali, kawałka siebie nie akceptowali, a to nie może się skończyć dobrze.
WZ: No nie wiem, jak Ty, ale ja na przykład mam takie... Nie tylko z racji teraz już metrykalnie potwierdzonego, podeszłego wieku, ale już o wiele wcześniej miałem takie właśnie myśli związane ze śmiercią. Pamiętam, kiedy 2000 rok się zbliżał, ja wtedy 37 lat miałem, jaki byłem przekonany, taki właśnie lęk, że ja nie dożyję tego 2000 roku, że coś się stanie... Nawet jak jechałem na Sylwestra ze studentami z Opola, z Xaverianum, to byłem przekonany, że na pewno się coś zdarzy po drodze, że jakiś wypadek, że... Czyli, że ten lęk, on taki ciągle jest obecny i no wiadomo, jakoś go zapominamy, jakoś tak nie doskwiera czasami, ale jest we mnie też takie pragnienie, żeby jakoś świadomie go przeżyć... Pamiętam, moim współbraciom mówiłem wiele razy, że jeżeli zachoruję na raka i mi nie powiedzą i będą mnie oszukiwać, że Wojtek spokojnie jeszcze nas wszystkich przeżyjesz, to mówię, że ja was będę straszył potem, prawda?
ES: Uczciwy układ.
WZ: Uczciwy układ. ‘Ućciwy’ nawet można powiedzieć, tak? No jest coś takiego, co towarzyszy ci właśnie z tyłu głowy gdzieś, ale jeżeli w to wejdziesz, jeżeli spróbujesz przeżyć świadomie, wcale nie mówię, że mi się udaje, bo jak przychodzi cokolwiek realnego, jeśli chodzi o chorobę, to od razu jest panika. No ale właśnie to pragnienie przeżycia świadomie sobie cenię, bo jak wejdę w to trochę głębiej, to właśnie, to się pogłębiam, sam to czuję.

Nieznośne przeczucie kruchości

ES: Tak mi się skojarzyło może troszkę na marginesie, ale miewam czasem takie myśli, wychodząc z domu, wiesz, takie zwykłe dni bez szczególnych dat, bez szczególnych wydarzeń, że tak jeszcze ogarniam to, co zostawiam, no tak plus minus, ale żeby nie zostawić takiego zupełnego rozgardiaszu, bo może nie ja już tutaj wejdę, może ja tutaj nie wrócę. I wiesz, nie ma w tym wtedy, co ciekawe, jakiegoś dużego lęku, czy, no pewnie gdybym się zatrzymała przy tym, to on by się pojawił, ale gdzieś takie myśli o tej tymczasowości, takiej kruchości się przewijają. Czasem, o czym mówi ksiądz Krzysztof w tej konferencji, to doświadczenie kruchości, jak powiedziałeś, czy mówiąc za nim tej pustki czy obcości wręcz, no jest nieznośne. I rzeczywiście bywa ciężarem nie do uniesienia, szczególnie kiedy pojawia się w kontekście jakichś dramatów życiowych, kiedy wali nam się świat, bądź jego istotny kawałek. Wtedy ta nasza odporność całościowo jakoś spada. I tego typu pytania, no mam wrażenie, że uderzają właśnie w samą istotę, bezbronną.
WZ: Krzysiu mówi o tej nieznośności, o której wspomniałeś, w taki sposób, że komuś się życie rozsypało, że runęło, że rozbiło się w kawałki, w drobny mak. Ja muszę powiedzieć, że moje doświadczenie jest takie, że właśnie w takich momentach bardzo jakoś tak mocno doświadczałem dwóch rzeczy. Z jednej strony, że rzeczywiście jest zabrana człowiekowi podłoga, grunt spod nóg się usunął i lecisz w dół. Nie ma żadnego oparcia. A z drugiej jest jakieś takie doświadczenie, przekonanie, nadzieja, że tam na dole nie rozwalisz się. I że Pan Bóg jedyny wie, czy lecisz w dół, czy w górę. Ale tak, że bardzo mi wtedy towarzyszyło jakieś takie, no może na siłę wymuszone u mnie, ale takie zaufanie do Pana Boga. Tak, to...
ES: To zresztą, czyli takie spojrzenie poza siebie. Spojrzenie w stronę źródła, które jest poza nami, które jest w Bogu, jest wskazywane jako jedyny możliwy ratunek dla nas, kruchych ludzi. Kruchych, przerażonych tą kruchością, pustką i niepewnością.
WZ: Nicością.
ES: Tak. Że wtedy nie sposób w sobie znaleźć, tak to nazwę, chęci do życia, motywacji do życia. Tylko wyłącznie można szukać ich właśnie na zewnątrz, w Panu Bogu. Mówiąc już wprost.

Błogosławieni nadwrażliwi

WZ: Znany Ci mój współbrat, ojciec Antek Jarnuszkiewicz, to pamiętam bardzo dobrze z czasów mojej filozofii, bardzo często to podkreślał. I każdą swoją Mszę, antyfonę po Komunii. On miał tylko dwie antyfony, obojętnie jaki okres liturgiczny. To Antek powtarzał albo jedną, albo drugą antyfonę. Jedna: „Panie Jezu, wszystkie moje źródła są w Tobie”. A druga: „Panie Jezu, Ty jesteś światłem, w którym widzimy wszelkie światło”. I to jest coś, co nawet jakby się nie chciało zapamiętać z filozofii, to do Dzidka, bo tak na niego mówiliśmy, na jego Mszę chodziliśmy bardzo często. I to po prostu się utrwalało... Oczywiście, to są cytaty z Psalmów, ale to są takie akty strzeliste. I myślę, że to jest też dobre skomentowanie tego, o czym Krzysiu mówi cały czas dając Edytę Stein jako punkt odniesienia. Tego skruszonego życia i skruszonego serca, że jej wrażliwość, taka nadwrażliwość by się chciało powiedzieć, która nie raz doprowadziła ją do jakiejś depresji, jak ona sama to nazywa, była jednocześnie przyjęta przez nią. Powiedziała, że to jest jedyne, co mam naprawdę... I to ją bardzo pogłębiało, to ją ubogacało, to jej dawało poczucie bycia w nicości.
ES: Tak sobie myślę, że można po prostu powiedzieć, że to była jej droga do Boga.
WZ: Jak najbardziej. Przepiękna droga do Boga.
Ks. Krzysztof Grzywocz: Na koniec chciałbym Państwu przytoczyć przepiękny wiersz Pana profesora Kazimierza Dąbrowskiego. Człowiek, który bardzo dobrze rozumiał ludzi chorych, także depresyjnych. W jakimś pewnie dużym bólu i przejęciu napisał ten wiersz, który kiedyś jako kleryk po raz pierwszy przeczytałem. Wzruszył mnie do łez. Jest to wiersz napisany w bólu, może z lekką przesadą. Ale taka przesada dotyka ludzi, którzy się czymś bardzo przejęli. Coś zbyt dobrze zrozumieli. Zbyt dobrze coś zrozumieli. Tak pisał przed laty już nie żyjący dzisiaj wielki polski humanista Kazimierz Dąbrowski.

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi!
Za waszą czułość w nieczułości świata.
Za niepewność wśród jego pewności.
Za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych, zarażając się każdym bólem.
Za lęk przed światem. Jego ślepą pewnością, która nie ma dna.
Za potrzeby oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi.
Bądźcie pozdrowieni!

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi!
Za wasz lęk przed absurdem istnienia.
I delikatność niemówienia innym tego, co w nich widzicie.
Za niezaradność w rzeczach zwykłych. I umiejętność obcowania z niezwykłością.
Za realizm transcendentalny. I brak realizmu życiowego.
Za nieprzystosowanie do tego, co jest. A przystosowanie do tego, co być powinno.
Za to, co nieskończone, nieznane, niewypowiedziane, ukryte w was.

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi!
Za waszą twórczość i ekstazę.
Za wasze zachłanne przyjaźnie, miłości i lęk,
że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami.

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi!
Za wasze uzdolnienia, nigdy nie wykorzystane.
Niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli poznać wielkości tych, co przyjdą po was.
Za to, że chcą was zmieniać, zamiast naśladować.
Że jesteście leczeni, zamiast leczyć świat.
Za waszą boską moc, niszczoną przez zwierzęcą siłę.
Za niezwykłość i samotność waszych dróg.
Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi!

Chryste, serca cichego i pokornego. Uczyń serca nasze według serca Twego...

Jezuita, uratowany grzesznik; poprzednio duszpasterz akademicki w Opolu i Krakowie, proboszcz we Wrocławiu, prowincjał (2008-2014), a obecnie proboszcz w Tomsku (Rosja, Syberia); inicjator Deon.pl i Modlitwy w Drodze.

Twitter: wziolek_sj

 

Politolog, nauczyciel akademicki, dawca krwi, amatorka biegów długodystansowych, współpracuje z Radiem Doxa, Modlitwą w drodze i Deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bolesne dotknięcie nicości – droga do Boga
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.